Krótko po rozpoczęciu wojny Andrij Woronin zrezygnował ze stanowiska trenera Dinamo Moskwa. W trakcie rozmowy z "Bildem" wyznał, że nie wyobrażał sobie kontynuowania pracy w kraju, który zaatakował jego ojczyznę.
- Mój ojciec i ja wyjechaliśmy z Moskwy przez Amsterdam. Moja żona później przez Stambuł. Mamy szczęście, że nie musimy już uciekać i stać gdzieś na stacji kolejowej z dwoma torbami. Cała moja rodzina znajduje się obecnie w Nadrenii. Bomby nie zagrażają naszemu domowi - powiedział Woronin.
Nie ukrywa, że jest bardzo wdzięczny Niemcom za okazywaną pomoc. - To wspaniałe, jak ludzie pomagają z własnej woli. Zabraliśmy się tutaj za zbieranie różnych środków - od odzieży i lekarstw po karmę dla psów - zrelacjonował "Bildowi".
Ma jednak pewne uwagi. - To, co dzieje się w Niemczech, jest świetne. W urzędach pojawia się sporo niejasności. Moje dzieci natomiast nie mogą jeszcze chodzić tutaj do liceum, choć do niedawna uczęszczały do niemieckiej szkoły w Moskwie i mają niemieckie paszporty - dodał Woronin.
Sytuację w Ukrainie przeżywa bardzo mocno. - Gdy tylko widzę zdjęcia z Mariupola, a ostatnio z Buczy, to mogę tylko płakać. Mój dzień zaczyna się od wiadomości wojennych i podobnie się kończy - zaznaczył.
- O zgrozo, czegoś takiego nigdy nie da się wybaczyć! Są takie chwile, w których myślę, że to wszystko nie może być prawdą. Wówczas się opamiętuję i spoglądam na te wszystkie okropne zdjęcia, czując tę bolesną prawdę - podsumował.
Czytaj także:
> Cristiano Ronaldo pokajał się. Taki wykonał gest wobec kibica
> Boruc był na meczu w Poznaniu. Wydało się, gdzie go oglądał