Odrodzą się jak feniks z popiołu?

Wielu już dawno ich skreśliło. Jeszcze dwa miesiące temu mogło się wydawać, że zarówno Andrzej Niedzielan jak i Radosław Matusiak w futbolu już niczego nie osiągną. Obaj zatracili radość gry, a przede wszystkim instynkt strzelecki. Złośliwi twierdzili, że ci napastnicy na dobre się wypalili i mogą już tylko cierpliwie czekać na piłkarską emeryturę. Czy mieli rację?

Kilka lat temu byli czołowymi postaciami w swoich klubach, otrzymywali powołania do narodowej reprezentacji Polski. Piłkarski świat stał przed nimi otworem, ale błędne decyzje czy też kontuzje zahamowały rozwój ich karier. Radosław Matusiak i Andrzej Niedzielan popadli w zapomnienie. Nie potrafili przebić się do pierwszego składu swoich zespołów, przyszło im pogodzić się z rolą rezerwowych i czekać na cud. Latem 2009 roku obaj pod wpływem przymusu czy też z własnej woli zdecydowali się uczynić krok w tył, chociaż w przypadku Matusiaka można polemizować, by w najbliższym czasie zrobić dwa do przodu. Czy im się uda? Początek zapowiada się naprawdę obiecująco.

Za granicą nie znaczy lepiej

Przypadki niektórych zawodników pokazują, że pośpiech nie jest dobrym doradcą. Po udanych dwóch sezonach w barwach PGE GKS Bełchatów, RadoMatu postanowił spróbować swoich sił za granicą. Wbrew tym, którzy odradzali mu przeprowadzkę do Włoch, bo Polaków, którzy się tam sprawdzili, można policzyć na palcach jednej ręki, zdecydował się na występy w Citta di Palermo. Ten wybór okazał się kompletnym niewypałem. Dla wielu piłkarzy wyjazd do obcego kraju, możliwość gry w silniejszej lidze rzeczywiście jest krokiem do przodu w karierze, ale w przypadku Radosława Matusiaka tak na pewno nie było. Napastnik szybko przekonał się, że same chęci nie wystarczą i pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Polskę i Italię dzieli przepaść, jeżeli chodzi o piłkarski poziom. Włoski futbol, w którym główny nacisk kładzie się na taktykę i grę obronną, nie był idealny dla wówczas 25-letniego napastnika. Polak miał poważne problemy z przebiciem się do składu Sycylijczyków. W rezultacie w zespole Serie A zagrał w zaledwie trzech spotkaniach, zdobył jedną bramkę. Po pół roku włodarze Palermo bez żalu oddali zawodnika do słabszej ligi. Matusiak przeniósł się do holenderskiego Heereenven, ale trafił z deszczu pod rynnę, bo i tam pełnił rolę co najwyżej rezerwowego. Wystąpił co prawda w dziesięciu meczach, ale jego dorobek strzelecki nie był wcale większy od tego, którym mógł się "pochwalić" na Półwyspie Apenińskim.

Pół roku we Włoszech, sześć miesięcy w Holandii, w sumie trzynaście rozegranych spotkań, zaledwie dwie strzelone bramki. Na pewno nie tak przygodę z zagranicznym futbolem wyobrażał sobie Matusiak. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna. Napastnik ze spuszczoną głową wrócił do Polski, ale i tu szło mu jak po grudzie. Runda wiosenna sezonu 2007/08 pokazała, że i ekstraklasa to dla niego za wysokie progi. Okresu spędzonego w Wiśle Kraków piłkarz na pewno nie zaliczy do udanych. Sięgnął co prawda z zespołem po mistrzowską koronę, ale sam Matugol miał w tym sukcesie niewielki udział. Zagrał w ośmiu meczach, zdobył jedną bramkę. Po zakończeniu rozgrywek najpewniej rozgoryczony całą sytuacją napastnik postanowił zrobić sobie przerwę od piłki, by jak sam zapewniał wyleczyć kontuzję. Wielu twierdziło nawet, że zakończył karierę. Wbrew tym, którzy już postawili na nim kreskę, Radosław Matusiak w styczniu 2009 roku związał się umową z pierwszoligowym Widzewem Łódź. Powrót w wielkim stylu? Nic bardziej mylnego. Napastnik i tutaj nie potrafił odnaleźć formy sprzed lat i tylko grzał ławę. Aż nadszedł dzień, w którym postanowił postawić wszystko na jedną kartę... i wybrał grę dla przeciętnej Cracovii.

Za słaby na Wisłę?

W porównaniu z Radosławem Matusiakiem, Andrzej Niedzielan dłużej utrzymywał się na przysłowiowym szczycie, a już na pewno był jego bliski. Talent tego dysponującego niesamowitą szybkością napastnika eksplodował w Górniku Zabrze. Dzięki świetnym występom w szeregach 14-krotnych Mistrzów Polski, "Wtorek" otrzymał powołanie do narodowej reprezentacji, a po upływie roku trafił do Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski. W tym zespole Niedzielan potwierdził wysoką dyspozycję: zdobywał bramki, przesądzał o losach rywalizacji. W wieku 24 lat zawodnik kuszony ofertą NEC Nijmegen postanowił spróbować sił za granicą. Na ziemi holenderskiej Polak nie radził sobie najgorzej. Regularnie wybiegał na boisko, strzelał gole. Jego przygoda z Eredivisie trwała 3,5 roku. Po tym czasie Niedzielan zdecydował się wrócić do Polski. Trafił do Wisły Kraków, ale okresu spędzonego w tym zespole do udanych nie zaliczy. Już na początku nowej przygody zerwał więzadła krzyżowe w kolanie i stracił ponad siedem miesięcy. Na boiska powrócił dopiero w kwietniu 2008 roku, ale formy nie odzyskał. Miał poważne problemy z przebiciem się do pierwszego składu Wisły, aż w końcu usłyszał od działaczy, że w Krakowie miejsca dla niego nie ma. Decyzją sztabu szkoleniowego został przesunięty do zespołu Młodej Ekstraklasy i mógł sobie szukać nowego pracodawcy. Ostatecznie trafił do Ruchu Chorzów, chociaż na brak ofert z innych klubów narzekać nie mógł. Na papierze zrobił krok do tyłu, ale jak pokazują ostatnie mecze, chyba było warto.

Wrócą do wielkiej formy?

Kiedy Andrzej Niedzielan podpisywał umowę z Niebieskimi, wielu zastanawiało się, jak i czy w ogóle sobie poradzi. Jeszcze więcej pytań i wątpliwości wywołała decyzja Radosława Matusiaka. Nie potrafił wywalczyć sobie miejsca w pierwszoligowym Widzewie Łódź, a liczy na występy w Cracovii, która rywalizuje na boiskach ekstraklasy. Porywa się z motyką na słońce - twierdzili co niektórzy, ale chyba racji nie mieli. Matugol szybko odnalazł się w nowym otoczeniu. Dobrze znany mu z Bełchatowa szkoleniowiec Orest Lenczyk zaufał mu i chyba się nie zawiedzie. Już pierwszy występ napastnika w nowym otoczeniu mógł napawać optymizmem. Matusiak bramki co prawda nie zdobył, ale miał spory udział przy trafieniu Sasina. Tydzień później ten napastnik znalazł już receptę na pokonanie golkipera rywala, a konkretnie Korony Kielce. - Ja wiem na co stać Matusiaka. Znam jego możliwości, dlatego chciałem go w Cracovii. Jestem pewien że Radek będzie postacią w naszym zespole - zapewnia Lenczyk, chociaż piłkarz w barwach Pasów rozegrał do tej pory zaledwie trzy spotkania. - Na wszystko potrzeba czasu. Matusiak już bardzo nam pomaga, a jeśli zgra się z nami jeszcze bardziej, będzie na pewno ogromnym wzmocnieniem - twierdzi obrońca Cracovii, Piotr Polczak. Wydaje się, że 27-letni napastnik wraca do wysokiej dyspozycji, ale do formy z Bełchatowa jeszcze mu daleko. Jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale pierwsze mecze w nowym otoczeniu pozwalają wierzyć, że skreślony przez wielu Matusiak nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Co z Andrzejem Niedzielanem? Jak sam zainteresowany nie tak dawno stwierdził, w Wiśle nie dano mu czasu, a po tak poważnej kontuzji, jaką jest zerwanie więzadeł krzyżowych w kolanie, nikt od razu formy nie odzyska. W Krakowie czekać nie chcieli. Ruch tą cierpliwość miał i nie żałuje. Już pierwsze mecze pokazały, że Niebiescy z Niedzielana będą mieli sporo pożytku. 30-latek bramek co prawda nie strzelał, ale jego praca na boisku była nieoceniona. Piłkarz imponował szybkością i przygotowaniem motorycznym. W zespole wiedzieli, że przełomowa bramka to tylko kwestia czasu i nie pomylili się. Po dwuletniej przerwie "Wtorek" zdobył gola w ekstraklasie, a wpisał się na listę strzelców w konfrontacji z Polonią Warszawa. Czy tym trafieniem rozwiązał worek z bramkami? Eksperci nie mają wątpliwości, że Niedzielan może zwojować ligę. - Ruch dokonał świetnego transferu. Znam możliwości Andrzeja, bo mieliśmy okazję współpracować w Grodzisku Wielkopolskim. Zaryzykuję i już teraz powiem, że zawodnik wrócił do formy sprzed lat. Jeżeli będą go omijały kontuzje, Ruch będzie miał z niego wiele pożytku - twierdzi trener Dusan Radolsky. Zapędy studzi były napastnik i żywa legenda Niebieskich. - Na razie jest zbyt wcześnie, by go chwalić, za wcześnie by oceniać, bo to jest pierwsze pół roku. Ja jestem zwolennikiem teorii, która tyczy się nawet tych, którzy są kreowani przez media na gwiazdy polskiej ligi po tak krótkim okresie. Jeżeli ten zawodnik zagra na bardzo dobrym poziomie przez kilka lat, wtedy będzie można naprawdę uznać go za postać polskiej piłki - mówi Mariusz Śrutwa. Jak będzie w rzeczywistości?

Komentarze (0)