Między tamtym sezonem a tym jest wiele analogii, ale i kilka różnic. Warto się im przyjrzeć, przypominając drogę do półfinału edycji 2005/06, na której kolejnymi przeszkodami przed Arsenalem w półfinale były Rangers FC i Inter Mediolan - zestaw, jakby nie patrzeć, nieco słabszy niż wyeliminowane teraz Juventus i Bayern.
Trenerzy mistrzowie
Wiosną 2006 roku obu rywali Villarreal pokonał w swoim stylu, a więc starając się jak najlepiej grać w piłkę. Trener Pellegrini powtarzał: - Jeśli mamy przegrać i odpaść, to pozostając wiernymi naszej idei. Ze wszystkich sił walczył też z poczuciem samozadowolenia u piłkarzy.
- Ktoś mógłby pomyśleć, że sam awans do Ligi Mistrzów jest spełnieniem naszych ambicji. Ale dla mnie byłoby wielkim rozczarowaniem i odpadnięcie z Glasgow Rangers, i przegranie z Interem. Nie widzę w stawce zespołów poza naszym zasięgiem, dlatego nie zamierzam być konformistą - mówił Chilijczyk przed bojami z Arsenalem.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ibrahimović nie przestaje zadziwiać. To nie fotomontaż!
Takie myślenie udzieliło się piłkarzom. - Bycie półfinalistą Ligi Mistrzów nic nie znaczy. Chcę zagrać w finale, bo tylko finalistów pamięta się przez lata – mówił Juan Roman Riquelme, a prezydent Fernando Roig stwierdzał: - Prawdziwy sukces to dopiero awans do decydującej rozgrywki.
By zmotywować zawodników, Pellegrini jeszcze przed startem rozgrywek powiesił w szatni wielką tablicę z godłami wszystkich uczestników Ligi Mistrzów. Następnie zdejmował herby tych, którzy już z niej odpadli. Towarzyszący mu piłkarze wyli z radości, gdy znikały godła Juventusu, Realu czy Bayernu, a herb Villarreal - nie.
Prezydentem klubu nadal pozostaje Fernando Roig. - Jesteśmy w gronie czterech najlepszych klubów w świecie, ale za dwa tygodnie chcemy być w gronie dwóch - powiedział. Dobrze wie, że na kolejną szansę awansu do wielkiego finału raczej trzeba będzie poczekać kolejne 16 lat niż dwa czy trzy.
Ogłosił jednocześnie, że by ułatwić kibicom udzielenie pomocy drużynie także na Anfield, klub pokryje połowę kosztów wyjazdu na mecz każdego fana. Trzy tysiące biletów przeznaczonych dla zwolenników Villarreal rozeszło się na pniu.
Wyjazd do Liverpoolu będzie największym w historii klubu. Dość powiedzieć, że w Vila-Real mieszka niespełna 60 tys. osób, niewiele więcej niż wynosi pojemność Anfield. Pojawił się przy okazji pewien problem, gdyż wielu chętnych nie miało paszportów niezbędnych, by wjechać na teren Zjednoczonego Królestwa. Odpowiedni urząd w Castellon został zatkany wnioskami, ale delegatura rządu i szefostwo policji w Comunidad Valenciana uruchomiły szybką ścieżkę, by w kilkanaście dni można było sobie paszport wyrobić i jechać.
Unai Emery, postać równie charyzmatyczna jak Pellegrini, też nie ukrywa ambicji dostania się do finału. - Tyle już poświęciliśmy, by dotrzeć do półfinału, ograliśmy tak znakomitych rywali, że teraz trzeba zrobić wszystko, by pokonać i kolejnego. Przygotujemy się do meczu na Anfield tak, by stworzyć sobie szansę nie tylko na przetrwanie, ale i na zwycięstwo - prawił, ale dosyć oględnie, po ligowej wygranej z Valencią.
W istocie rzeczy Villarreal Emery'ego dotarł do półfinału, grając nieco inaczej niż zespół Pellegriniego przed 16 laty, przynajmniej w opinii ekspertów. Tym razem miast długiego utrzymywania się przy piłce dominowała skuteczna defensywa i kontry, gdy rywal się odsłonił. Jednak wtedy w 1/8 finału oraz w ćwierćfinale zespół strzelił 5 goli, a teraz 6. Poza tym jest zespołem równie precyzyjnie zbudowanym, perfekcyjnie zorganizowanym i ma w składzie zawodników równie dobrze wyszkolonych technicznie.
A jeśli Emery skrywa się jednak nieco za ostrożnymi słowami, to jego marzenie o wielkim sukcesie w Lidze Mistrzów ujawniają się w inny sposób. Pracuje z powierzonymi mu piłkarzami tak samo, jak czynił to wtedy i czyni dziś w Betisie Pellegrini, a więc, by przygotować ich nie do grania o szóste miejsce w La Liga, lecz o wszystko.
Tak opowiedział o tym sprowadzony latem z drugoligowego Bournemouth Arnaut Danjuma, dziś jeden z najmodniejszych futbolistów Europy: - Wiedziałem, przychodząc tu, że jestem szybki i dobrze gram jeden na jednego. I tyle. A Emery po kilku treningach powiedział: "Dla mnie jesteś jednym z najlepszych piłkarzy świata, ale grasz za mocno przywiązany do linii bocznej. Możesz pełnić także rolę napastnika, możesz być bardzo efektywny w polu karnym. Poza tym pamiętaj, że tutaj jest wielu znakomitych zawodników. Dlatego trzeba pokazać coś extra, żeby wszyscy zauważyli, że się wyróżniasz, że jesteś wyjątkowy".
- Potem zaczęliśmy nad tym wszystkim pracować na treningach, a efekt w postaci goli przyszedł bardzo szybko. Emery otworzył mi oczy na moje własne możliwości. Dziś wiem, że najważniejsza jest inteligencja w grze. Znam swoją wartość, wiem, że jestem w stanie samemu rozstrzygnąć losy meczu - tłumaczył.
Takie zdania mogliby wypowiedzieć niemal wszyscy zawodnicy Submarinos, a szczególnie Pau Torres, Pervis Estupinan, Alfonso Pedraza, Juan Foyth, Yeremy Pino, Alberto Moreno (kontuzjowany), a nawet, w sporym zakresie, Gerard Moreno. Każdego z nich Emery w półtora roku wyleczył z jakichkolwiek kompleksów. Uczynił z nich czołowych zawodników świata. Natomiast takim graczom jak Raul Albiol oraz Dani Parejo, Etienne Capoue czy Giovani Lo Celso, tworzącym dziś wytrawny środek pola, przywrócił blask z najlepszych dni.
Kto strzeli karnego?
Dzisiejszy Villarreal nie ma w składzie piłkarza pokroju Riquelme, choć Lo Celso stara się go naśladować. Liderami gry ofensywnej są Dani Parejo i Gerard Moreno, który doznał kontuzji w przedostatnim meczu ligowym z Getafe i pauzował przeciwko Valencii, by móc zagrać z Liverpoolem. Ale jeśli znów, jak przed szesnastu laty w konfrontacji z Arsenalem, wszystko zawiśnie na jednym karnym, może go równie dobrze wykonać Danjuma. Jak było wtedy?
W Londynie Kanonierzy wygrali 1:0. W rewanżu do 89. minuty gole nie padły, goście już witali się z finałem, ale sędzia Walentin Iwanow podyktował dla gospodarzy kontrowersyjny rzut karny po starciu Gaela Clichy'ego z Jose Marim. Gol oznaczałby dogrywkę, lecz Riquelme uderzył słabo oraz w dodatku w miejsce, gdzie czekał już bramkarz Arsenalu Jens Lehmann. 25 kwietnia 2006 roku o godzinie 22.30 na Estadio El Madrigal kibice Submarinos przeżyli największe rozczarowanie w życiu.
– Byliśmy lepsi od Arsenalu, zasłużyliśmy na finał z Barceloną, ale widać miało być inaczej, bo nie strzeliłem tego feralnego karnego - wspominał po latach z żalem do samego siebie Riquelme.
Dzisiejszy Villarreal nie jest słabszy od tamtego. Zabawne, że tak wtedy jak i obecnie, zespół będący w najlepszej czwórce Ligi Mistrzów zawodził w Primera Division. W 2006 roku przystępował do zmagań z Arsenalem, zajmując ósme miejsce w tabeli ligowej, dziś jest siódmy.
Widocznie nie da się pogodzić, nie będąc Realem, dobrej gry na obu frontach, choć Emery nie może narzekać na wąską kadrę: na mecz z Athletikiem Bilbao rozgrywany między ćwierćfinałowymi starciami z Bayernem posłał jedenastkę w stu procentach różniącą się od tej z pierwszego starcia z Bawarczykami i zremisował.
Natomiast jak porównać tamten Arsenal Arsene’a Wengera z obecnym Liverpoolem Juergena Kloppa? Wydaje się, że silniejsi są dzisiejsi The Reds. Walczą bowiem o pozycję lidera Premier League, są w grze o inne krajowe trofea, jako zespół znajdują się w kolejnym szczytowym momencie rozwoju. Natomiast Arsenal był już w fazie schyłkowej, zajmował w ligowej tabeli ledwie piatą pozycję, mając prawie trzydzieści punktów straty do liderującej Chelsea. Zatem przed Emerym stoi trudniejsze wyzwanie niż przed Pellegrinim.
Jak trzeba zagrać z Liverpoolem, by - to cel minimum - zachować realne szanse na awans przed rewanżem? Z pewnością ostrożnie, by nie dać się rozpędzić szybkim jak wiatr napastnikom. Ustawienie wydaje się oczywiste: 1-4-4-1-1 z Lo Celso jako zawodnikiem umiejscowionym przed pomocą a za napastnikiem. Argentyńczyk znakomicie potrafi ustawiać się między liniami rywala, ma spryt do znajdowania sobie wolnego miejsca na boisku. Od niego będą zaczynały się kontry. Na pewno udział w nich będą za to markować boczni pomocnicy, którzy skupią się na wyłączeniu z gry kapitalnych bocznych obrońców The Reds.
Zespołowi z La Ceramica bez wątpienia dobrze zrobiło przeniesienie na środek poprzedniego tygodnia kolejki ligowej, by kibice hiszpańscy mogli skoncentrować się na sobotnim finale Copa del Rey. Podczas gdy Liverpool szarpał się w derbach z Evertonem, Groguets spokojnie ładowali akumulatory i szlifowali taktykę na środę.
- Wiemy, z kim się mierzymy. Liverpool ma najlepszych napastników świata. Łatwo wygrał z United, a wcześniej pokonał także City. Ale my już udowodniliśmy, że potrafimy grać z teoretycznie silniejszymi od nas, gdyż mamy zdolność adaptacji taktycznej do stylu rywala. Bayern atakował większą liczbą zawodników, ale za to wolniej. Liverpool robi to szybko, od razu. Tam trzeba było uważać na piłkarzy rywala, tu na wolne przestrzenie. Wiemy o tym, zdajemy sobie sprawę, że nasza gra będzie musiała wyglądać inaczej. Wiemy, że Liverpool jest zdecydowanym faworytem zmagań z nami, ale Juventus i Bayern też miały taki status. Nie boimy się wyzwania - powiedział w rozmowie z "Asem" stoper Pau Torres.
Na podstawie jego słów można ocenić, jak świetnie przygotowani do starcia z Liverpoolem są Submarinos. Na pewno niezmiernie dużo będzie zależało od Torresa, od jego partnera ze środka obrony 36-letniego Albiola, wybranego (jak zauważył, pierwszy raz w karierze) MVP meczu z Bayernem i bramkarza Gero Rullego. Wszyscy trzej złapali ostatnio wysoką formę.
Zresztą, to samo można powiedzieć także o graczach z innych pozycji. Emery, trzykrotny zwycięzca Ligi Europy z Sevillą, umie przygotować szczytową dyspozycję zespołu na kwiecień i maj. Największy błąd, jaki może popełnić Liverpool, to zlekceważenie skromnej drużyny z hiszpańskiego Lewantu.
Leszek Orłowski, "Piłka Nożna"
Mecz 1/2 finału Ligi Mistrzów Liverpool FC - Villarreal CF w środę o godz. 21. Transmisja w TVP 1 i Polsacie Sport Premium 1. Relacja tekstowa na WP SportoweFakty.