Chuligani wśród kibiców
Mimo to, że kibice Pogoni na spotkanie z Górnikiem Zabrze stawili się punktualnie w sektorze kibiców przyjezdnych na dobre zagościli dopiero po pół godzinie gry. Wcześniej dwukrotnie byli cofani przez ochronę środowych zawodów, a wszystko to przez skandaliczne zachowanie niektórych z nich. - Na trybuny próbowali wejść kibice z zakazem stadionowym. Inni byli pod wyraźnym wpływem alkoholu i dopuścili się do ataku na służby ochrony. Nie mogliśmy pozwolić by takie osoby pojawiły się na trybunach i ryzykować powstaniem rozruchów między kibicami obu drużyn - wyjaśnił kierownik ds. bezpieczeństwa Górnika Zabrze, Jan Ozga.
W gronie setki kibiców Dumy Pomorza, która zdecydowała się na przyjazd na Górny Śląsk na mecz swojej drużyny z Górnikiem Zabrze była jedna osoba usiłująca wejść na stadion pomimo zakazu stadionowego. Za ten czyn stanie przed sądem. Kolejnych czterech kibiców drużyny ze Szczecina na stadionie zameldowała się po spożyciu alkoholu, a liczba promili we krwi wyraźnie przekraczała dopuszczalną normę. Na domiar złego kibice ci nie chcieli poddać się kontroli osobistej i zaatakowało ochraniających spotkanie ochroniarzy. Za wykroczenie to także staną przed wymiarem sprawiedliwości. W sumie zatrzymanych zostało ośmiu kibiców.
Reszta sympatyków Pogoni mogła wejść na trybuny i świętować zwycięstwo beniaminka I ligi nad drużyną lidera ekstraklasy.
Drugie zwycięstwo
Środowe spotkanie Górnika Zabrze z Pogonią Szczecin było 75. ligowym starciem obu drużyn w historii. Szczecinianie na Roosevelta jechali z nastawieniem gry o trzy punkty, jednak statystyki nieubłagalnie przemawiały za drużyną gospodarzy. W sezonie 2002/03 Górnik rozgromił bowiem Pogoń na własnym stadionie aż 9:0, a wcześniejsze spotkania z Dumą Pomorza także wygrywał bez większych problemów. Pomorska drużyna niechlubną passę porażek na zabrzańskim stadionie przerwała w sezonie 2006/07 pokonując górniczy zespół 3:0. Nie uchroniło to jednak Pogoni od degradacji.
Środowy triumf szczecinian nad Górnikiem (3:1) był drugim w historii i drugim z rzędu zwycięstwem Pogoni na stadionie imienia Ernesta Pohla. Bilans bezpośrednich spotkań obu drużyn nadal jednak przemawia na korzyść Górnika, który z 75. gier z Pogonią wygrał 42., padło też 18. remisów, a Pogoń wygrywała 15. razy. Bilans bramkowy wynosi 131-67 na korzyść drużyny 14-krotnych mistrzów Polski.
Pechowiec Karwan
Potyczki z Pogonią nie będzie najlepiej wspominał doświadczony stoper Górnika, Michał Karwan. Zawodnik, który latem wzmocnił kadrę spadkowicza z ekstraklasy na zasadzie transferu z Cracovii Kraków w dotychczasowych występach był pewnym punktem zabrzańskiej defensywy. Mecz ze szczecińską drużyną wyraźnie mu jednak nie wyszedł. Miał udział przy wszystkich trzech bramkach dla Pogoni.
Najpierw dał się ograć w juniorski sposób młodemu skrzydłowemu szczecinian, Mikołajowi Lebedyńskiemu, po zagraniu którego wynik spotkania otworzył Olgierd Moskalewicz. W 86. minucie gry nie zdołał zatrzymać szarży na bramkę Górnika Krzysztofa Hrymowicza, który dał pomorskiej drużynie prowadzenie 2:1, a w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry nie zdołał przeciąć dośrodkowania z prawego skrzydła Przemysława Pietruszki. Piłka po jego zagraniu trafiła do Krzysztofa Przytuły, który trafiając do siatki dopełnił dzieła zniszczenia. Nie ulega wątpliwości, że przy wszystkich trafieniach dla szczecińskiej drużyny Karwan mógł zachować się lepiej.
- Nie wyszedł mi ten mecz i mam tego świadomość. Słabo zagrała cała drużyna i Pogoń zasłużenie zdobyła trzy punkty. Wydaje mi się, że gdybym zachował więcej zimnej krwi byłbym w stanie zapobiec wszystkim akcjom bramkowym dla przeciwnika. Szczególnie boli drugie trafienie dla Pogoni, bo zawodnik przeszedł przez pół boiska i zdołał trafić do siatki. Nie możemy się teraz załamać. Przed nami kolejne spotkania i będziemy dążyć do tego, by w tych meczach zdobywać punkty. Chcemy się zrehabilitować za tę porażkę przy okazji niedzielnego meczu ze Zniczem Pruszków. Zrobimy wszystko żeby ten mecz wygrać i pokazać, że porażka z Pogonią była wypadkiem przy pracy - zapewnił doświadczony obrońca jedenastki z Roosevelta.
Jak Maradona
O bramce, jaką w meczu z Górnikiem zdobył obrońca Pogoni, Krzysztof Hrymowicz marzy każdy piłkarz świata. W 86. minucie spotkania, przy stanie 1:1 stoper Portowców przerwał akcję Damiana Gorawskiego w okolicach własnego pola karnego i zdecydował się na samotny rajd. Zapewne nie spodziewał się wówczas, że będzie to tak proste. Stoper Pogoni wypuszczał sobie piłkę i biegł swobodnie, a żaden z zawodników Górnika nie kwapił się szczególnie do przerwania jego akcji. Biernie zachował się Piotr Madejski, który z obrońcą Pogoni biegł ramię w ramię. Jeszcze gorzej postąpił Michał Karwan, który zamiast wybić futbolówkę najzwyczajniej w świecie w nią nie trafił.
Hrymowicz nie musiał przy tej akcji szczególnie się natrudzić. Ze spokojem przebiegł z piłką 80. metrów i strzałem w długi róg pokonał wychodzącego z bramki Sebastiana Nowaka. Na pewno pomocna przy tej akcji była nasiąknięta padającym deszczem murawa. Nie zmienia to jednak faktu, że strata bramki w tak bezmyślny sposób liderowi nie przystoi. Obrońca Pogoni za to strzelił bramkę życia, którą można bez wątpienia porównać do tych autorstwa Diego Maradony z lat świetności argentyńskiego snajpera.
Łaska kibica
Fatalna postawa drużyny trenera Ryszarda Komornickiego w meczu z Pogonią Szczecin 13-tysięczną widownie na stadionie przyprawić mogła o palpitację serca. Tak też się stało. Zniecierpliwiona słabym stylem gry Górnika publika jeszcze w pierwszej połowie poczęła skandować świetnie zawodnikom znane z poprzedniego sezonu hasło: "K.... mać! Zacznijcie grać!". Mimo wyraźnego apelu kibiców drużyna Trójkolorowych nie radziła sobie na boisku zbyt dobrze, a kiedy grając w przewadze jednego zawodnika straciła w końcówce w kuriozalnych okolicznościach dwie bramki fanom Górnika puściły nerwy. Zamiast dopingować swoją drużynę skupili się na drużynie Pogoni, której każde dobre zagranie nagradzali oklaskami i znanym z hiszpańskich boisk okrzykiem "ole".
Po końcowym gwizdku sędziego schodzących do szatni zawodników gospodarzy pożegnały siarczyste gwizdy, zaś Pogoń najpierw świętowała zwycięstwo ze swoimi kibicami, a potem przy udziale oklasków fanów gospodarzy odtańczyła taniec zwycięstwa. Ciężko się w tym przypadku dziwić sympatykom drużyny 14-krotnych mistrzów Polski. Ta od dłuższego czasu nie potrafi wybić się ponad przeciętność, a przegrywając z beniaminkiem I ligi na własnym stadionie pokazała dobitnie, że w walka o awans do ekstraklasy jest dlań bardzo wymagającym wyzwaniem.
Kiks weterana
W 81. minucie starcia Trójkolorowych z Portowcami ci pierwsi zdołali doprowadzić do wyrównania. Stało się to za sprawą bramki kuriozum, jaką puścił doświadczony golkiper Pogoni, Krzysztof Pyskaty. Do narożnika boiska z futbolówką podszedł Piotr Madejski. Wydawało się, że dośrodkowaną z kornera piłkę bez problemów złapie 35-letni bramkarz szczecińskiej drużyny, ale śliska od deszczu piłka wyleciała weteranowi ligowych boisk z rąk i wpadła wprost pod nogi Damiana Gorawskiego, który wpakował ją do siatki.
Stracona w dziwnych okolicznościach bramka nie podziałała jednak na grającą w osłabieniu Pogoń demotywująco. Zawodnicy z Pomorza szybko zabrali się do odrabiania strat strzelając gospodarzom jeszcze dwie bramki i wywożąc z Zabrza komplet punktów.
- Piłka była śliska. Złapałem ją, ale wyślizgnęła mi się z rąk. Było to spowodowane deszczową aurą, w jakiej przebiegała cała druga połowa. Popełniłem w tej sytuacji błąd, bo zaryzykowałem chwytaniem piłki, zamiast ją piąstkować. Na szczęście chłopcy nie dali się w końcówce stłamsić i znów objęliśmy prowadzenie, a potem je podwyższyliśmy. Wydaje mi się, że nasze zwycięstwo jest zasłużone - powiedział po meczu bramkarz drużyny trenera Piotra Mandrysza.
Passa skończona
Porażka z Pogonią była dla Górnika pierwszą w tym sezonie, jakiej zabrzański zespół doznał na własnym stadionie. Wcześniej wygrał cztery spotkania, odsyłając z kwitkiem KSZO Ostrowiec Świętokrzyski (3:1), GKS Katowice (2:0), Podbeskidzie Bielsko-Biała (1:0) i Sandecję Nowy Sącz (1:0). Dobrze przedstawiające się statystyki spotkań na własnym stadionie górniczej jedenastki w środę uległy wyraźnemu pogorszeniu, choć i tak w dalszym ciągu przedstawiają się przyzwoicie. W sześciu pięciu dotychczasowych grach na stadionie przy Roosevelta Górnik odniósł cztery zwycięstwa, a raz schodził z boiska pokonany. Bilans bramkowy tych spotkań także wygląda nienajgorzej i wynosi 8:4.
Przerwana została też passa zabrzańskiej drużyny czterech meczów bez straty bramki. Górnik zagrał na zero z tyłu w meczach z Podbeskidziem Bielsko-Biała, Flotą Świnoujście, Sandecją Nowy Sącz i MKS Kluczbork. W meczu z Dumą Pomorza golkiper zabrzan kapitulował jednak trzy razy, czyli dokładnie tyle samo co we wszystkich meczach od początku sezonu razem wziętych. Mimo porażki zabrzanie zdołali utrzymać pozycję lidera. Ich przewaga nad drugą w tabeli Flotą Świnoujście stopniała do jednego punktu. Bilans bramkowy wynosi 11-6.
Z matematycznego punktu widzenia Górnik strzelał średnio 1,22 bramki na mecz, tracąc przy tym 0,66 bramki na spotkanie.