W tym artykule dowiesz się o:
Kariera międzynarodowa
Henrik Ojamaa zanim w styczniu 2012 roku został zawodnikiem Motherwell FC i zaczął imponować formą w Scottish Premier League, był graczem niemal całkowicie anonimowym. W wieku 16 lat trafił z macierzystej Flory Tallin do angielskiego Derby County, jednak w lidze angielskiej nie zadebiutował. Później przez krótki okres reprezentował barwy niemieckiej Alemannii Aachen i holenderskiej Fortuny Sittard. Efekt? Po słabych występach stracił zatrudnienie, przeniósł się do jednego z mało znanych klubów fińskich i nie zdołał pomóc mu w utrzymaniu w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Do Szkocji Ojamaa trafił na zasadzie wolnego transferu, błyskawicznie stał się piłkarzem pierwszego składu Motherwell i zrobił furorę - po kilku świetnych występach uhonorowano go tytułem piłkarza miesiąca SPL! - To nieprawdopodobny początek! Mam nadzieję, że nadal będę sobie tak dobrze radził - przyznawał.
W kolejnych miesiącach Estończyk nie spuszczał z tonu i prowadził ekipę z Fir Park do zwycięstw. W premierowym sezonie Ojamaa trafił do bramki Glasgow Rangers, a w końcówce kolejnych rozgrywek strzelił gola i wywalczył rzut karny w wygranym meczu z Celtikiem Glasgow. Łącznie w lidze szkockiej nabytek Legii Warszawa zdobył 11 bramek i zaliczył 23 asysty.
Ojamaa nim trafił do drużyny mistrza Polski, najczęściej występował na pozycji napastnika wespół z ówczesnym królem strzelców ligi szkockiej Michaelem Higdonem, który według mediów również mógł trafić do T-Mobile Ekstraklasy. Wcześniej mierzącemu 176 centymetrów 22-latkowi zdarzało się także grać na lewym bądź prawym skrzydle.
Zawiłe losy w Polsce
Początek grudnia 2011 roku - na testy do Śląska Wrocław przyjeżdża nikomu nieznany Henrik Ojamaa. Estończyk miał wówczas 20 lat, mierzył 176 cm wzrostu i ważył 74 kilogramy.
Piłkarz wziął udział w kilku treningach, zagrał w wewnętrznych gierkach, ale nie okazał się być lepszym od pozostałych zawodników WKS-u. - Zaprezentował się z dobrej strony. To ciekawy zawodnik, ale w tym momencie nie jest lepszy od tych graczy naszego zespołu, którzy mogą występować na jego pozycji - wyjaśniał Orest Lenczyk, który był wtedy trenerem Śląska. Jego testy trwały tylko trzy dni, a początkowo planowano, że będą odbywać się przez tydzień.
Po nieudanej przygodzie we Wrocławiu, Ojamaa podpisał kontrakt ze szkockim Motherwell, gdzie prezentował się bardzo dobrze i szybko przedłużono z nim umowę. Mógł się pochwalić bardzo dobrymi statystykami. Wówczas sądzono, że w Śląsku ktoś popełnił błąd.
W kolejnym sezonie piłkarz już formą nie imponował, ale za to często asystował partnerom z zespołu. Wystąpił też w meczu Estonia - Polska. Sprawił wówczas wiele problemów defensorom biało-czerwonych. Jak się później okazało, Estończyka do Polski mocno ciągnęło.
Lech Poznań składał Motherwell niejedną ofertę kupna reprezentanta Estonii, jednak bez skutku. Szkoci pewnym momencie otrzymali kolejną propozycję, ale nie z Bułgarskiej tylko z Łazienkowskiej. Legia Warszawa szybko uwinęła się z transferem i poinformowała, że Henrik Ojamaa podpisał trzyletni kontrakt. Miał to być kolejny policzek dla włodarzy Kolejorza zadany przez mistrza Polski. 22-latek wolał bowiem podpisać kontrakt z Legią niż z drużyną z Wielkopolski.
Egoista w Legii
Henrik Ojamaa w lidze szkockiej zdobył 11 bramek i zaliczył 23 asysty. W zespole mistrza Polski Estończyk ma jednak jedną podstawową wadę - nie podaje, nikomu. Z króla asyst przerodził w egoistę, którego nie trawią koledzy z drużyny, co pokazuje ich zachowanie, a także wypowiedzi.
Dobitnie udowodnił to mecz z Lazio Rzym. Ojamaa w dobrej sytuacji znów nie zagrał do lepiej ustawionego partnera z drużyny za co został publicznie zrugany przez zawodników Legii. Po spotkaniu Estończyk po raz kolejny na pewno nie miał łatwo w szatni. - Nic się nie będzie działo i nic się nie wydarzy, nie wyolbrzymiajmy sprawy. Na drugi dzień po meczu z Pogonią rozmawialiśmy, staramy się na gorąco takich spraw nie rozwiązywać. To, że coś się dzieje z Heńkiem, to widać. On bardzo chce pokazać, że może, ale za często się myli. Gra egoistycznie, nie pomaga ani sobie, ani drużynie - nie ukrywał szkoleniowiec ekipy z Łazienkowskiej 3.
Problem jednak w tym, że Legia w meczu z zespołem z Rzymu zagrała fatalnie, a także dodatkowo kompromituje mającą i tak słabe notowania polska ligę na europejskiej arenie. - Nie mieliśmy żadnego pomysłu na to, jak stworzyć sobie sytuacje podbramkowe. Nie było ich za dużo, może dwie by się znalazły. Ktoś mógłby zarzucić drużynie, że na tle takiego rywala mogła zaprezentować się bardziej ambicjonalnie. Ale takie argumenty najpierw trzeba mieć, bo widziałem zmęczoną, wolniejszą ekipę. To mnie martwi, czy czasem już nie oddychamy rękawami, a tu do końca rundy jeszcze kilka meczów - zaznaczył Jan Urban.
Z przyjściem Henrika Ojamy do Legii wiązano wielkie nadzieje. Jak na razie Estończyk totalnie zawodzi, a na boisku przypomina typowego jeźdźca bez głowy. Czy w drużynie mistrza Polski ten piłkarz jest już skończony? Na pewno jego przyszłość w kolorowych barwach się nie rysuje..