W tym artykule dowiesz się o:
Lato wszech czasów się nie powtórzy
Rok temu, w efekcie Euro 2016 polscy kilku reprezentantów Polski zanotowało duży awans sportowy i finansowy. Lato wszech czasów prędko się jednak nie powtórzy. Kilku z tych, którzy rok temu wskoczyli na wyższy poziom, teraz musiało zrobić mniejszy lub większy krok w tył, by wprowadzić karierę na właściwe tory.
Grzegorz Krychowiak zamienił Paris Saint-Germain na West Bromwich Albion, Bartosz Kapustka przeszedł z Leicester City do SC Freiburg, Mariusz Stępiński przeniósł się z FC Nantes do Chievo Werona, a Maciej Rybus wrócił z Francji do Rosji, wiążąc się z Lokomotiwem Moskwa.
Bohaterem lata był Wojciech Szczęsny, którego Juventus Turyn wytypował na następcę Gianluigiego Buffona. Nowym rekordzistą ekstraklasy został Jan Bednarek, za którego Southampton FC zapłacił Lechowi Poznań 6 mln euro. Głośno było też o Dawidzie Kownackin, który przeniósł się z Kolejorza do Sampdorii Genua czy Tomaszu Kędziorze, po którego sięgnęło Dynamo Kijów.
Latem zabrakło spektakularnych transferów z udziałem polskich piłkarzy, choć przez długie tygodnie zanosiło się na to, że kilka takich transakcji zostanie zrealizowanych. Oto najwięksi przegrani letniego "okienka" - ci, których szumnie zapowiadane transfery nie doszły do skutku i ci, którzy nie zdążyli zmienić klubu i zostali tym samym skazani na ławkę rezerwowych.
Kamil Grosicki (Hull City)
Po spadku z Premier League z Hull City pożegnało się dziesięciu zawodników, ale "Grosikowi" nie udało się uniknąć gry w Championship. Do 31 sierpnia wszystko wskazywało na to, że reprezentant Polski zdoła się uwolnić z tygrysiej klatki, ale nic z tego nie wyszło i przynajmniej do stycznia zostanie na KCOM Stadium. To dla niego degradacja nie tylko sportowa, ale też finansowa. Po spadku z Premier League jego zarobki w Hull City stopniały o 40 proc.
Grosicki miał mieć oferty z Brighton and Hove Albion, Crystal Palace, Newcastle United i Watford FC, a 1 września, gdy okno transferowe było jeszcze otwarte w Hiszpanii, z propozycją wyszedł Betis Sewilla. Z transferu jednak nic nie wyszło, a zamieszanie związane z niewyjaśnioną przyszłością odbiło się na formie Grosickiego w meczu el. MŚ 2018 z Danią (0:4).
- Jestem rozczarowany, że nie zostały dotrzymane obietnice. Menedżerowie zapewniali, że sytuacja jest lepsza niż w styczniu, gdy odchodziłem z Francji. Mamili, że teraz możemy siedzieć, czekać i palić cygaro, bo kilka klubów z drugiej dziesiątki Premier League na pewno się po mnie zgłosi. Może byłem za słaby? Ale nie wydaje mi się, bo śledzę tę ligę, wiem, kto gdzie gra, i jestem przekonany, że dałbym radę. To rozczarowanie we mnie siedzi, pewnie miało jakiś wpływ na moją postawę w Kopenhadze - stwierdził w rozmowie z "Faktem".
Grosicki zgasł także w Hull City. W ostatnim przed zamknięciem okna transferowego meczu z Bolton Wanderers (5:1) poprowadził Tygrysy do efektownego zwycięstwa, strzelając gola i notując dwie asysty. Z kolei w pierwszym po powrocie ze zgrupowania kadry spotkaniu z Derby County (0:5) był cieniem samego siebie.
ZOBACZ WIDEO Triumf Juventusu, parada Wojciecha Szczęsnego - zobacz skrót meczu Juventus - Chievo [ZDJĘCIA ELEVEN]
Michał Pazdan (Legia Warszawa)
Minione lato było dla niego tak naprawdę ostatnią szansą na atrakcyjny kontrakt w mocnej lidze. Chciały go kluby z Anglii (Newcastle United), Francji (Girondins Bordeaux) czy Hiszpanii (Betis Sewilla) i choć podobno miał słowo prezesa Dariusza Mioduskiego, że dostanie zgodę na transfer, to ostatecznie został przy Łazienkowskiej 3.
Co to oznacza? Że jeśli w przyszłości nadal będzie chciał wyjechać z Polski, to prędzej niż do ligi z TOP5, trafi na Wschód: do Rosji albo Turcji. Tam przynajmniej godnie dorobi do zbliżającej się dużymi krokami emerytury.
Łukasz Teodorczyk (RSC Anderlecht)
Z dużej chmury mały deszcz... Gdy w minionym sezonie "Teo" zdobywał seryjnie bramki w Jupiler Pro League i prowadził Anderlecht do odzyskania mistrzostwa Belgii, jego nazwisko padało w kontekście transferów do czołowych klubów pięciu najlepszych lig Europy: angielskiej Premier League, francuskiej Ligue 1, hiszpańskiej LaLiga, niemieckiej Bundesligi i włoskiej Serie A.
Anderlecht chciał jednak godnie zarobić na swoim napastniku i początkowo żądał za niego 25-30 mln euro, by później obniżyć oczekiwania do 20 mln euro. To też jednak okazało się ceną zaporową dla chętnych na pozyskanie króla strzelców belgijskiej ekstraklasy. W transferze nie pomogło też to, że w 13 ostatnich meczach poprzedniego sezonu Polak zdobył tylko dwie bramki.
Teodorczyk źle na zostaniu w Anderlechcie nie wyszedł, bo podpisany w marcu, czyli kiedy był w szczytowej formie, kontrakt gwarantuje mu najwyższe zarobki w historii klubu - 2 mln euro za sezon. Ponadto Polak wróci do Ligi Mistrzów. Z drugiej strony kolejna okazja na kontrakt w czołowym klubie z TOP5 może już się nie trafić.
Łukasz Skorupski (AS Roma)
Po dwóch świetnych sezonach w barwach Empoli Łukasz Skorupski wrócił do Romy, z której był wypożyczony na Stadio Carlo Castellani. Bramkarz reprezentacji Polski zapowiadał, że nie będzie chciał być jedynie zmiennikiem Wojciecha Szczęsnego bądź Alissona, ale ostatecznie został w Rzymie i do stycznia znów będzie jedynie rezerwowym.
Skorupski długo był łączony z innymi klubami Serie A (Torino, Napoli), Bundesligi (Hertha Berlin) czy Premier League (Brighton and Hove Albion, Crystal Palace, West Ham United), ale na przykład możliwość przeprowadzki do Anglii w ogóle nie brał pod uwagę.
Status rezerwowego w drużynie klubowej w sezonie poprzedzającym MŚ 2018 może go kosztować utratę miejsca w kadrze Polski na mundial.
Bartosz Bereszyński (Sampdoria Genua)
Wiosną wydawało się, że szybko ugruntował swoją pozycję w Sampdorii, ale latem nastąpiła weryfikacja jego przydatności i trener Marco Giampaolo zadecydował, że lepiej dla zespołu będzie, jeśli podstawowym prawym obrońcą będzie Jacopo Sala. Mało tego, Sampdoria chciała pozbyć się Polaka i sprowadzić na jego pozycję Vincenta Lauriniego. Choć ten ostatecznie trafił do Fiorentiny, to Bereszyński i tak znalazł się w sytuacji nie do pozazdroszczenia.
25-latek miał podobno oferty z Chievo Werona i Udinese Calcio, ale został w Genui i co najmniej do stycznia będzie jedynie rezerwowym. Biorąc pod uwagę, że rywalizacja o miano zmiennika Łukasza Piszczka jest ogromna, Bereszyński też oddalił się od wyjazdu na MŚ 2018.
Igor Lewczuk (Girondins Bordeaux)
Statusem podstawowego zawodnika Bordeaux cieszył się tylko 10 miesięcy. Rok temu, tuż po transferze z Legii Warszawa, szybko wywalczył sobie miejsce w "11" Żyrondystów, ale po słabych występach w el. Ligi Europy 2017/2018 z węgierskim Videotonem (2:1, 0:1) został kozłem ofiarnym i za odpadnięcie z rozgrywek zapłacił degradacją do roli rezerwowego.
Nie pomogło mu też to, że na stopera przekwalifikowany został były reprezentant Francji i kapitan zespołu, Jeremy Toulalan. Po tym manewrze Jocelyna Gourvenneca na środku obrony Bordeaux zostało tylko jedno wolne miejsce, które zajął Vukasin Jovanović - po nieudanym dwumeczu z Węgrami Lewczuk nie pojawił się już na boisku choćby na minutę.
Pod koniec sierpnia dziennik "L'Equipe" podał, że Lewczuk będzie musiał zmienić klub. Został w Nowej Aktiwanii, ale nic nie wskazuje na to, że odzyska miejsce w składzie. Degradacja w klubowej hierarchii sprawiła, że Adam Nawałka nie powołał go na wrześniowe mecze z Danią (0:4) i Kazachstanem (3:0) - selekcjoner pominął Lewczuka pierwszy raz od początku el. MŚ 2018.
Paweł Olkowski (1. FC Koeln)
13-krotny reprezentant Polski jest na krawędzi już od półtora roku. Miejsce w wyjściowym składzie Kozłów stracił w lutym 2016 roku i do dziś go nie odzyskał. Najpierw ze składu wygryzł go Frederik Soerensen, a gdy Duńczyk został przekwalifikowany na środek obrony, Olkowski przegrał rywalizację z Lukasem Kluenterem. Ostatni występ w meczu o stawkę zanotował 1 kwietnia.
Mimo to postanowił zostać na RheinEnergieStadion i walczyć o miejsce w składzie, ale poniósł klęskę na tym polu. Po letniej przerwie trener Peter Stoeger nie bierze go pod uwagę nawet przy ustalaniu kadry meczowej. Letnie okno transferowe się zamknęło, a Olkowski nie ruszył się z Kolonii. Niebawem miną dwa lata, odkąd stracił miejsce w reprezentacji Polski i nic nie wskazuje na to, by Adam Nawałka miał sięgnąć po niego raz jeszcze.
Krystian Bielik (Arsenal FC)
19-latkowi w zmianie klubu przeszkodził uraz barku, przez który będzie wyłączony z gry aż do grudnia. Bielik miał zostać wypożyczony do jednego z klubów zaplecza Premier League, by zebrać bezcenne doświadczenie w seniorskich rozgrywkach. Kontuzja zatrzymała na trzy miesiące proces piłkarskiego dojrzewania obrońcy Arsenalu.
Bielik może mówić o podwójnym pechu, bo straci też początek el. ME U-21 2019. Zawodnik miał być jednym z liderów nowo powstającej kadry młodzieżowej, tymczasem Biało-Czerwoni będą musieli radzić sobie bez niego w czterech eliminacyjnych spotkaniach, w tym listopadowym meczu z Danią - najpoważniejszym rywalem drużyny Czesława Michniewicza.
Bartłomiej Drągowski (ACF Fiorentina)
Po odejściu Cipriana Tatarusanu do Nantes rywalizacja o miejsce w bramce Fiorentiny zaczęła się od nowo i zwycięsko z tej walki wyszedł Marco Sportiello, a Bartłomiejowi Drągowskiemu znów pozostała jedynie rola zmiennika. Sezon 2017/2018 będzie drugim z rzędu, w którym 20-letni Polak nie będzie regularnie bronił.
Gdy rozmawialiśmy z nim w czerwcu, za wszelką cenę chciał uniknąć takiej sytuacji: - Nie chcę przesiedzieć na ławce kolejnego sezonu. Zaraz przestanę być młodym, perspektywicznym zawodnikiem, a na liczniku nie będę miał wielu występów.
Tymczasem został we Florencji i musi czekać na nieszczęście albo znaczny spadek formy Sportiello. Latem dużo mówiło się o tym, że z Fiorentiny chce go wykupić Benfica Lizbona, a pod koniec sierpnia włoska prasa donosiła o możliwym powrocie Drągowskiego do Polski, ale nic z tych transferów nie wyszło i wychowankowi Jagiellonii Białystok pozostało uzbroić się w cierpliwość.
Przemysław Tytoń (Deportivo La Coruna)
Choć w miniony weekend zagrał po raz pierwszy od 26 kwietnia, to nie oznacza to, że odzyska miejsce w bramce Deportivo La Coruna. Tytoń wystąpił przeciwko Realowi Sociedad San Sebastian (2:4) tylko dlatego, że niedysponowani byli stojący wyżej od niego w bramkarskiej hierarchii Ruben i Costel Pantilimon.
A nawet jeśli meczem z Baskami miałby przekonać do siebie trenera Pepe Mela, to zmarnował szansę, bo po jego ewidentnych błędach rywale zdobyli dwie bramki. Gdy Ruben i Pantilimon będą do dyspozycji szkoleniowca, Tytoń może wylądować na trybunach, a z tego miejsca trudno utrzymać miejsce w reprezentacji Polski.
Wojciech Golla (NEC Nijmegen)
Nieco zapomniany w Polsce 25-latek w minionym sezonie spadł z NEC Nijmegen do holenderskiej II ligi i choć robił wszystko, by zmienić klub, Holendrzy nie chcieli słyszeć o jego odejściu. Golla mógł wrócić do Polski, bo interesowało się nim pół Lotto Ekstraklasy, ale wyrwanie go z NEC okazało się zadaniem niemożliwym do zrealizowania.
Golla ma być filarem zespołu, który szybko wróci do Eredivisie, ale dla reprezentanta Polski sezon na zapleczu holenderskiej ekstraklasy to strata czasu. Tym bardziej, że NEC zaczęło sezon w sposób daleki od oczekiwań - po czterech kolejkach ma na koncie tylko siedem punktów i już na starcie ma stratę do miejsc premiowanych awansem do Eredivisie.