Eduardo w Legii Warszawa - hit czy kit? Jak wielkie gwiazdy w wieku przedemerytalnym radziły sobie w Lotto Ekstraklasie?

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Obcokrajowców z takim CV, jakim może się pochwalić nowy gracz Legii Warszawa, Eduardo da Silva, nie było w polskiej lidze wielu. Jak sprawdzili się w Lotto Ekstraklasie? Większość z nich zawiodła oczekiwania.

1
/ 12

Hit czy kit?

Eduardo da Silva, który w czwartek wzmocnił Legię Warszawa, to były zawodnik Dinama Zagrzeb, Arsenalu, Szachtara Donieck, Flamengo Rio de Janeiro oraz Atletico Paranaense i 64-krotny reprezentant Chorwacji, w barwach której występował na Euro 2012 i MŚ 2014.

Brazylijczyk w służbie Chorwacji ma już 35 lat, ale jeśli przy Łazienkowskiej 3 pokaże choć część umiejętności, którymi czarował w barwach Dinama, Arsenalu i Szachtara, to poprowadzi Legię do obrony mistrzostwa Polski. W końcu zdobył dla tych klubów aż 170 bramek w 389 występach, w tym 21 w rozgrywkach UEFA, a jeszcze skuteczniejszy był w reprezentacji Chorwacji, dla której strzelił 29 goli w 64 meczach.

W minionym roku Eduardo był związany z Atletico Paranaense, ale nie był to dla nowego gracza Legii udany czas. Długo pauzował z powodu urazów i ostatecznie rozegrał dla brazylijskiego klubu tylko dwa spotkania. Mimo to nowy legionista jest piłkarzem z jednym z najciekawszych, o ile nie z najciekawszym CV spośród tych, którzy kiedykolwiek trafili do Lotto Ekstraklasy.

Jak radzili sobie jego poprzednicy, którzy mieli zostać gwiazdami polskiej ligi? Bogaty piłkarski życiorys nie zawsze daje gwarancję powodzenia nad Wisłą. W ekstraklasie zawiedli między innymi wicemistrz Europy z 1988 roku, reprezentanci Niemiec czy nawet król strzelców MŚ 1994!

2
/ 12

W sierpniu 2015 roku Lechia Gdańsk zakontraktowała Milosa Krasicia, który w poprzedniej dekadzie był uważany za jednego z najlepszych skrzydłowych w Europie. W latach 2004-2010 Serb zdobył z CSKA Moskwa dwa mistrzostwa i cztery puchary Rosji, a w 2005 roku triumfował z wojskowym klubem w Pucharze UEFA.

W 2010 roku za 15 mln euro przeniósł się z Moskwy do Juventusu Turyn z opinią "nowego Pavla Nedveda". Barw Starej Damy bronił dwa sezony, a następnie przez trzy lata - z przerwą na wypożyczenie do Bastii - był zawodnikiem Fenerbahce Stambuł. Z Juventusem sięgnął po mistrzostwo Włoch, a z Fenerbahce zdobył Puchar Turcji.

W ligach Rosji, Włoch, Turcji i Francji zdobył łącznie 33 bramki, do których dorzucił 29 asyst. Do tego zebrał bogate doświadczenie w rozgrywkach UEFA - w europucharach zaliczył łącznie 64 występy, w których zdobył sześć bramek i dał cztery asysty. Jest 46-krotnym reprezentantem Serbii - w drużynie narodowej występował w latach 2006-2011, a w 2010 roku wziął udział w MŚ w RPA.

Do Lechii trafił jako 31-latek po sezonie, w którym nie rozegrał ani jednego meczu, więc istniały uzasadnione obawy o sens sprowadzenia go do Gdańska, ale okazało się to strzałem w "10". Serb wyrósł na lidera drugiej linii Lechii i pełni nawet funkcję kapitana zespołu. Jego dorobek w biało-zielonych barwach to siedem goli i 14 asyst w 76 meczach. Początkowo miał być związany z Lechią dwa lata, ale w marcu 2017 roku jego kontrakt został przedłużony do końca sezonu 2018/2019 i w Gdańsku nikt nie żałuje tego ruchu.

ZOBACZ WIDEO Kolejna porażka Hull City bez udziału Grosickiego. Zobacz skrót meczu z Boltonem [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS 1]

3
/ 12

Rok przed Milosem Krasiciem do Polski trafił inny były zawodnik Juventusu Turyn - Olivier Kapo. Sprowadzeniem dziewięciokrotnego reprezentanta Francji piłkarską Polskę zszokowała wówczas Korona Kielce.

Złocisto-krwiści zakontraktowali 34-latka, który miał na koncie 176 występów (i 31 bramek) w Ligue 1 w barwach AJ Auxerre, AS Monaco i US Bolougne oraz 46 gier w Premier League dla Birmingham City i Wigan Athletic, a także roczne przygody z Juventusem Turyn, Levante UD i Celtikiem Glasgow. W latach 2002-2003 Kapo zagrał też dziewięć razy w reprezentacji Francji, dla której strzelił trzy gole. W 2003 roku wygrał z Trójkolorowymi Puchar Konfederacji.

Trzeba przyznać, że doświadczony Francuz spełnił pokładane w nim nadzieje. W sezonie 2014/2015 zdobył dla Korony siedem bramek i zanotował pięć asyst w 26 występach, ale nie został w Kielcach na dłużej, a Korona okazała się jego ostatnim klubem w karierze, którą zakończył jako 35-latek.

4
/ 12

Przy Łazienkowskiej 3 liczą na to, że Eduardo podąży śladem Danijela Ljuboji, który bronił barw Legii w 2011-2013. Kiedy trafił do Warszawy, miał 33 lata i CV wypełnione 215 występami w Ligue 1 i 53 spotkaniami w Bundeslidze. W tej pierwszej lidze zdobył 45 bramek, a w drugiej strzelił 14 goli. Grał m.in. w Sochaux, Strasbourgu, PSG, VfB Stuttgart, Hamburgerze SV i VfL Wolfsburg.

Na międzynarodowej arenie zadebiutował w barwach Jugosławii (1), potem grał dla Serbii i Czarnogóry (16) i Serbii (2) - łącznie w drużynie narodowej zagrał 19 razy. W 2006 roku reprezentował Serbię i Czarnogórę na mundialu w Niemczech.   Do Legii dołączył jako 33-latek, który mógłby odcinać w Polsce kupony, tymczasem stał się wiodącą postacią stołecznego zespołu. W 56 występach ligowych strzelił 23 gole, do których dołożył siedem asyst. Zdobył z Legią dwa Puchary Polski (2012, 2013) i mistrzostwo kraju (2013).

Do walki o awans do Ligi Mistrzów z Legią jednak nie stanął - klub pozbył się go, gdy ten poczuł się w stolicy zbyt pewnie i stracił ostrożność podczas nocnego życia. Swoje dla Wojskowych jednak zrobił. Po odejściu z Łazienkowskiej 3 zakotwiczył na rok w RC Lens i po sezonie 2013/2014 zakończył karierę.

5
/ 12

Na tym samym mundialu co Danijel Ljuboja wystąpił też Kew Jaliens, a pięć lat później stanęli przeciwko sobie w polskim klasyku. Gdy w styczniu 2011 roku Stanowi Valckxowi i Robertowi Maaskantowi udało się sprowadzić 33-letniego wówczas obrońcę AZ Alkmaar do Wisły Kraków, wielu przecierało oczy ze zdumienia.   Jaliens przywiózł do Krakowa bagaż doświadczeń w postaci aż 380 występów w Eredivisie, którą w 2009 roku wygrał z AZ Alkmaar, 50 gier w europejskich pucharach i 10 występów w reprezentacji Holandii.

Pierwszą rundę przy Reymonta 22 miał udaną i pomógł Wiśle w wywalczeniu trzynastego mistrzostwa Polski, ale im dalej w las, tym ciemniej - w dwóch kolejnych sezonach nie był nawet podstawowym graczem krakowskiego zespołu, choć był jednym z najlepiej opłacanych ligowców.

Bilans jego 2,5-letniej przygody z Wisłą, to 46 ligowych występów, gol i mistrzostwo Polski 2011. Gdy latem 2013 roku wygasł jego kontrakt, przy Reymonta 22 nikt za nim nie zapłakał. Na emeryturę Jaliens udał się do Australii - najpierw był związany z Newcastle Jets (2013-2014), a następnie z Melbourne City FC (2014-2015).

6
/ 12

Rosjanin jest jednym z dwóch królów strzelców mistrzostw świata, jacy zagrali w polskiej lidze. Pierwszym oczywiście był Grzegorz Lato - najlepszy strzelec MŚ 1974. Salenko po koronę sięgnął 20 lat później podczas turnieju rozgrywanego w Stanach Zjednoczonych, dzieląc się tytułem z Christo Stoiczkowem.   W 1992 roku zagrał jeden mecz w reprezentacji Ukrainy, ale rok później był już reprezentantem Rosji, z którą w 1994 roku pojechał na mundial do USA. W meczu grupowym z Kamerunem zdobył pięć bramek, a jedno trafienie zaliczył też w spotkaniu ze Szwecją. Co ciekawe, pięć lat wcześniej był królem strzelców MŚ U-20 i do dziś jest jedynym piłkarzem, który zdobył Złotego Buta zarówno młodzieżowego, jak i seniorskiego mundialu. Do teraz jest też jedynym piłkarzem, który ustrzelił na mistrzostwach świata pięciopak.

Po MŚ 1994 w reprezentacji Rosji już nie zagrał, a sześć lat po mundialu za Oceanem, czyli stosunkowo niedługo po największym sukcesie w karierze, trafił do Pogoni Szczecin. To tak jakby - nie przymierzając - w Polsce grał dziś król strzelców Euro 2012 Fernando Torres.

Przygoda Salenki z ekstraklasą była wielkim rozczarowaniem. Rosjanin zagrał w polskiej lidze tylko raz i to ledwie przez 17 minut. Występ przeciwko Stomilowi Olsztyn był jego ostatnim w karierze, którą zakończył po odejściu z Pogoni, mając ledwie 31 lat.

7
/ 12

Oleg Salenko był królem strzelców MŚ, a Ismael Blanco, po którego przed rundą wiosenną sezonu 2011/2012 sięgnęła Legia Warszawa, był dwukrotnie najskuteczniejszym zawodnikiem greckiej ekstraklasy - zapracował na to miano w sezonach 2007/2008 i 2008/2009 jako zawodnik AEK-u Ateny.

W sumie w Grecji zdobył 55 bramek w cztery sezony, a wcześniej w argentyńskiej ekstraklasie zaliczył 46 trafień. To był bilans godny dobrej klasy snajpera, ale do Legii Argentyńczyk trafił już po strzeleckiej zapaści, która dotknęła go w meksykańskim San Luis i w Polsce nie odzyskał skutecznością.

Przy Łazienkowskiej 3 rozegrał tylko jedną rundę. Jan Urban skorzystał z jego usług 10 razy - w lidze Blanco gola nie strzelił, ale za to dwa trafienia zaliczył w drodze po Puchar Polski. Po sezonie 2011/2012 Legia mu podziękowała, a napastnik kontynuował karierę w niemieckim TSV 1860 Monachium, argentyńskim CA Lanus, ekwadorskiej Barcelonie Guayaquil, by wrócić do Argentyny i grać w Colon Santa Fe i Tucuman SC.

8
/ 12

Wspomniany Milos Krasić nie był pierwszym uznanym obcokrajowcem, którego udało się sprowadzić Lechii Gdańsk. W rundzie jesiennej sezonu 2013/2014 zawodnikiem biało-zielonych był 32-letni wówczas Daisuke Matsui, czyli 31-krotny reprezentant Japonii i uczestnik MŚ 2010 w RPA.

Przed przyjazdem do Polski mógł pochwalić się 148 meczami we francuskiej Ligue 1 i 127 występami w rodzimej ekstraklasie, ale do Trójmiasta trafił z bułgarskiej Slavii Sofia, co nie wróżyło niczego dobrego i faktycznie - Japończyk nie grał tak, jak od niego oczekiwano. Miewał przebłyski, ale jego liczby nie rzucały na kolana - w 18 występach strzelił cztery gole, w tym dwa z rzutów karnych, i zanotował trzy asysty.

W przerwie zimowej sezonu 2013/2014 poprosił Lechię o zgodę na powrót do Japonii. Chciał wrócić do ojczyzny ze względów osobistych i przez 3,5 roku bronił barw Jubilo Iwata, by w sierpniu minionego roku niespodziewanie związać się z I-ligową Odrą Opole. Jesienią zagrał tylko w czterech meczach na zapleczu Lotto Ekstraklasy.

9
/ 12

Daisuke Matsui trafił do Lechii Gdańsk, gdy prowadził ją Michał Probierz, ale cztery lata wcześniej ten szkoleniowiec pracował w Jagiellonii Białystok z zawodnikiem o jeszcze lepszym życiorysie. Marco Reich, który trafił na Słoneczną 1 w wieku 32 lat, to reprezentant Niemiec i dwukrotny mistrz Niemiec ze 150 występami w czołowych klubach Bundesligi - m.in. 1. FC Kaiserslautern i Werderze Brema.

Do Polski trafił już jednak po ostrym zakręcie, po którym wylądował na kilka sezonów w 2. Bundeslidze i angielskiej The Championship. Choć z Jagiellonią związał się po półrocznym bezrobociu, początek w ekstraklasie miał bardzo obiecujący. W rundzie jesiennej sezonu 2009/2010 był podstawowym graczem Jagi, ale gasł z kolejki na kolejkę, a w przerwie zimowej poróżnił się władzami klubu i wyjechał z Polski.

Kontynuował karierę w niższych ligach austriackich i niemieckich, by w 2016 roku, mając 39 lat, zakończyć przygodę z futbolem.

10
/ 12

[b]

Alexandre Amaral  [/b] W Szczecinie pojawił się jako trzykrotny mistrz Brazylii w barwach słynnych Corinthians i Palmeiras oraz mistrz Turcji z Besiktasem. Grał też w Fiorentinie, Parmie i Benfice, a na igrzyskach olimpijskich w Atlancie w 1996 roku zdobył z reprezentacją Brazylii brąz. Z kolei w dorosłej kadrze Canarinhos zaliczył 10 występów, grając u boku Ronaldo, Rivaldo czy Romario!

Gdy w 2006 roku, w wieku 33 lat, związał się z Pogonią Szczecin, Portowcy byli jego 13. przystankiem w karierze. Do Polski trafił z Atletico Mineiro w ramach słynnego brazylijskiego zaciągu Antoniego Ptaka. Amaral jako jeden z nielicznych nie zawiódł, ale mając wokół siebie amatorów i walcząc z kontuzjami, nie mógł poprowadzić drużyny do sukcesów. Bilans polskiego rozdziału jego kariery to 16 występów i jedna bramka.

Po wyjeździe z Polski nie zszedł z boiska jeszcze przez osiem lat. Grał w Australii, Brazylii i Indonezji, a korki na kołku zawiesił jako 42-latek.

11
/ 12

Piłkarz o bodaj najlepszym CV, jakie widziano nad Wisłą. Borowka to legenda Borussii Moenchengladbach i Werderu Brema przełomu lat '80 i '90 ubiegłego stulecia - dla tych klubów rozegrał 388 spotkań w Bundeslidze. Jest dwukrotnym mistrzem Niemiec i dwukrotnym zdobywcą Pucharu Niemiec, a w 1992 roku sięgnął z Werderem po Puchar Zdobywców Pucharów. W reprezentacji RFN zagrał sześć spotkań, a w 1988 roku wystąpił na mistrzostwach Europy.

Przed rundą wiosenną sezonu 1996/1997 roku po 35-letniego wówczas weterana sięgnął prowadzący Widzew Łódź Franciszek Smuda. Dzięki łódzkiemu klubowi Borowka dołożył do swojej kolekcji mistrzostwo Polski, ale jego zasługa w tym znikoma - zamiast pomagać kolegom na boisku, brylował w nocnych lokalach. "Franz" skorzystał z jego usług tylko osiem razy, a tylko raz przez pełne 90 minut, a po pół roku pogonił go z Łodzi. Niemiec zakończył karierę pół roku po odejściu z Widzewa.

12
/ 12

Anatolij Demjanenko  I wreszcie pierwszy w historii polskiej ligi obcokrajowiec z naprawdę solidnym CV. W latach '80 poprzedniego stulecia Anatolij Demjanenko był absolutnie podstawowym graczem bardzo mocnego wówczas Dynama Kijów i reprezentacji ZSRR, z którą w 1988 roku zdobył wicemistrzostwo Europy, a w 1982, 1986 i 1990 roku zagrał na mistrzostwach świata.

Dla Dynama w latach 1979-1990 rozegrał ponad 300 ligowych spotkań i zdobył z nim pięć mistrzostw ZSRR, do których dołożył cztery krajowe puchary i PZP w 1986 roku. W reprezentacji zagrał 80 razy, w tym 14 występów zaliczył na mistrzostwach świata bądź Europy.

Po opadnięciu "żelaznej kurtyny" zamienił Dynamo na niemiecki 1. FC Magdeburg, z którego przed sezonem 1991/1992, w wieku 32 lat trafił do Widzewa Łódź. Nie był mocnym punktem łodzian, w całym sezonie zaliczył tylko 13 występów i latem 1992 roku wrócił do Dynama, w którym niedługo później zakończył karierę. W latach 2005-2007 był trenerem pierwszego zespołu kijowskiego klubu i w tej roli sięgnął z Dynamem po siedem trofeów, na czele z mistrzostwem Ukrainy.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (6)
avatar
Szczecin Janek
4.01.2018
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
Pele jest do wzięcia !!!!!  
avatar
jaz0n
4.01.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Legię do mistrzostwa to poprowadzi nawet pan Mietek z magazynu, bo zwyczajnie nie ma z kim przegrać (chyba że trener 'gwiazdom' podpadnie i będa chcieli go zwolnić). Tradycyjny wyścig ślimaków Czytaj całość
avatar
Wiesiek Kamiński
4.01.2018
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
emeryt przyjechał dorobić ! litości !  
avatar
Claudia_
4.01.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Eduardo rozegrał ostatni mecz ligowy w lipcu -.-  
Zoltan Adorian
4.01.2018
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
nad czym sie tu zastanawiac!!!Gdyby to bylo 10 lat temu bylby hit !!Z calym szacunkiem ten klub uwaza sie za profesjonalny!!!!...............po takich transferach ciezko nazwac go profesjonalny Czytaj całość