Na ten dzień w Ostrowie czekali wszyscy sympatycy piłki ręcznej (a tych nie brakuje), Ostrovia w końcu przebiła się do PGNiG Superligi. Terminarz ułożył się tak korzystnie, że już na starcie pojawiła się realna szansa na pierwsze punkty. Do Ostrowa przyjechała Pogoń, która ledwie zapewniła sobie pozostanie w lidze, a jej skład - w porównaniu do poprzedniego sezonu - prezentował się słabiej.
Ostrovia zaczęła tak jak przewidywano. Może nie był to frontalny atak, ale beniaminek - niesiony dopingiem trybun i prowadzony przed doświadczonych Marka Szperę oraz Łukasza Gieraka - zyskał 5-6 bramek przewagi. Przepychanki na kole wygrywał Filip Wadowski, Bartłomiej Tomczak i Artur Klopsteg korzystali z podań do skrzydła, Ksawery Gajek nawiązywał do występów z Ligi Centralnej.
Pogoń pozbierała się jednak zaskakująco szybko. Portowców pobudziło wejście - a jakże - Pawła Krupy. Lewy rozgrywający jest symbolem Pogoni, nikt nawet nie próbuje zliczyć, ile razy ratował zespół. W okresie przygotowawczym leczył uraz pleców, nie rzucał tak często jak do tego przyzwyczaił, ale w środku obrony zapewnił jakość. W roli strzelca wyborowego zastąpił go Jakub Polok. Gracze beniaminka zupełnie nie mieli pomysłu na mańkuta ze Szczecina, prawie każdy jego rzut, przy bardzo biernej postawie rywali, lądował w siatce. Gdyby nie wyborny debiut Andrzeja Widomskiego w barwach Gwardii, mielibyśmy murowanego kandydata do siódemki kolejki.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tenisiści czy piłkarze? Jest forma!
Jak na tak odmłodzony zespół, to Pogoń wyglądała zaskakująco dobrze. Do przerwy prawie odrobiła całe straty, w 36. minucie już prowadziła 18:17. Ci, którzy spodziewali się jednostronnego boju, dostali w zamian całkiem niezłe widowisko. Pogoń harowała na własnej połowie, szczególnie Krupa i młodzian Hubert Wiśniewski, piłki zaczął odbijać Luka Arsenić. Trybuny ucichły, u beniaminka pojawiły się nerwy, szczególnie gdy Krupa, ponownie mając trochę miejsca na środku, zapewnił prowadzenie 21:18.
Akcje beniaminka stały się apatyczne, bez tempa, przewidywalne. Nawet gdy udało się dojść do pozycji, to Pogoni pomagało obramowanie bądź Arsenić. Pod swoją bramką było jeszcze gorzej, przestrzeni do rzutu aż nadto. Wystarczył jednak lepszy moment w ataku i Ostrovia odzyskała wiarę w sukces, którą podbudowywały bramki takie jak ta Kamila Adamskiego, po rzucie z obrotem, z półdystansu. Różnica całkowicie stopniała i zaczęła się wielka próba nerwów.
Nie wytrzymała jej Pogoń, trochę niespodziewanie zawiódł lider. To właśnie Krupa dwukrotnie zgubił piłkę i podał beniaminkowi tlen. Najpierw Szpera doprowadził do remisu, a po kolejnej stracie zostało zaledwie cztery sekundy na decydującą akcję. Było trochę chaosu, ale Szpera - jak przystało na gracza z takim obyciem w Superlidze - w sobie znany sposób znalazł na kole Krzysztofa Misiejuka. Obrotowy, specjalista głównie od obrony, wziął rywala na plecy i rzucił. Piłka po rękach Arsenicia wturlała się do siatki na dziesiątki sekundy przed syreną. Radości w Ostrowie nie było końca i chyba w sobotni wieczór chyba nie będzie.
Arged KPR Ostrovia Ostrów Wielkopolski - Sandra Spa Pogoń Szczecin 27:26 (16:15)
Ostrovia: Krekora (6/22 - 27 proc.), Balcerek (3/13 - 23 proc.) - Wadowski 4, Adamski 4/2, Klopsteg 3, Tomczak 3, Misiejuk 3, Marciniak 3/3, Gajek 2, Szpera 2, Urbaniak 1, M. Wojciechowski, M. Przybylski, Szych
Karne: 5/5
Kary: 4 min. (Adamski, Gajek)
Sandra Spa Pogoń: Arsenić (13/37 - 35 proc.), Jagodziński (0/1), Wiunyk (0/1) - Polok 8, Krysiak 4, Krupa 4, Kapela 3, Wrzesiński 2, Krok 2/2, Zalewski 2, Mitruczuk 1, Nowak, Czerkaszczenko, Wiśniewski, Markowski
Karne: 2/2
Kary: 10 min. (Krupa, Zalewski - 4 min., Wrzesiński - 2 min.)