Jak się później okazało wyrównane spotkanie trwało zaledwie do... 5. minuty. Po stronie gości dwoma trafieniami popisał się Kamil Sadowski, z kolei miejscowych ratował z opresji kołowy Michał Wysokiński, który dwukrotnie dobijał po rzutach rozgrywających. Po obu stronach boiska panował chaos, doskonale spisywali się natomiast bramkarze. W 10. minucie gdańszczanie, wsparci dobrą postawą bramkarza Mateusza Zimakowskiego, wyszli już na trzybramowe prowadzenie (6:3), by za chwilę powiększyć przewagę do pięciu oczek - (9:4). Gościom częściowo udało się niwelować straty, gdy do bramki wszedł Rafał Stachera. Kolejne minuty to przede wszystkim dobra postawa Adriana Marciniaka, po którego bramce wrocławianie w 25. minucie tracili do miejscowych ponownie trzy bramki. Na sytuację zareagował szkoleniowiec akademików, który poprosił o czas. Efekt był taki, że do końca pierwszej odsłony rzucali tylko gdańszczanie - dwie bramki zdobył Piotr Chrapkowski, a wynik do przerwy ustalił Adam Marciniak.
Po zmianie stron gospodarze powiększali swoją przewagę, goście natomiast popełniali dużo strat, co z reguły kończyło się kontrami miejscowych. - Skuteczności zabrakło nam w całym meczu. Zmarnowaliśmy 11 stuprocentowych sytuacji, w tym jeden rzut karny oraz czyste sytuacje ze skrzydeł - mówił po meczu trener wrocławian Tadeusz Jednoróg. W 41. minucie po bramce Szymona Woynowskiego gdańszczanie wypracowali największą, siedmiobramkową przewagę. Miejscowi nie zagrali do końca skoncentrowani i w ostatnich minutach w grę wkradła się nerwowość. W szeregach Śląska skuteczną walkę nawiązał Paweł Piętak. To po jego trafieniach najpierw w 52. minucie przewaga stopniała do trzech, a w 58. minucie jedynie do dwóch trafień. Szczęśliwie na taki obrót wydarzeń natychmiast odpowiedzieli Woynowski i Damian Kostrzewa, do których należały ostatnie bramki tego meczu.
- Brakuje nam jeszcze zimnej krwi i stabilizacji formy żebyśmy takie mecze mogli prowadzić pod swoje dyktando. Ale uważam, że całe piękno sportu jest widoczne wtedy, gdy walka trwa do ostatnich minut - powiedział skrzydłowy AZS AWFiS Damian Kostrzewa. Zawodnicy z Wrocławia podkreślali, że o przegranej zadecydowała przede wszystkim skuteczność i brak konsekwencji w ataku. - Nie można dopuszczać do takiej sytuacji, że zbliżamy się na dwie bramki, a potem marnujemy okazje na zwycięstwo, czy chociaż remis. W gdańskiej bramce świetnie spisał się Zimakowski, natomiast u nas widać było brak Mariusza Gujskiego, który na ostatnim treningi doznał ciężkiej kontuzji - nie krył rozczarowania rozgrywający Śląska Mateusz Frąszczak.
To już kolejny mecz bez punktów w wykonaniu Śląska. Ich sytuacja znacznie się komplikuje.
- W tej chwili mamy bardzo trudną sytuację, bo przyjechaliśmy tu po zwycięstwo. Uważam, że przegraliśmy ten mecz na własne życzenie. W końcówce już ich mieliśmy, ale zawiodła skuteczność - podsumował występ Śląska trener Tadeusz Jednoróg.
W obozie miejscowych panowało natomiast zadowolenie z wypracowanego wyniku i kolejnego zwycięstwa. - Ja myślę, że przy trochę lepszej skuteczności nie byłoby tych nerwów w końcówce. Wygraliśmy zasłużenie i gratuluję chłopakom, bo faktycznie zapracowali na to zwycięstwo - podsumował trener Daniel Waszkiewicz.
AZS AWFiS Gdańsk - Śląsk Wrocław 27:23 (14:8)
AZS AWFiS Gdańsk: Zimakowski, Pieńczewski - Sulej 1, Wysokiński 2, Chrapkowski 6, Kostrzewa 4, Woynowski 4, Jankowski 2, Ringwelski 4, Marciniak 2, Olęcki 2, Bednarek, Pilch
AS-BAU Śląsk Wrocław: Banisz, Stachera - Garbacz 3, Piętak 8, Tórz 1, Frąszczak 1, Sadowski K. 3, Marciniak 4, Swat 1, Świątek 1, Haczkiewicz 1, Sadowski T.
Sędziowali: Mirosław Baum/Marek Góralczyk