Finał. Dziesięć miesięcy temu to było marzenie szesnastu drużyn. Sport jest jednak nieubłagany, zasady bezwzględne - w najważniejszym meczu sezonu mogły zagrać tylko dwa zespoły. Jednym z nich okazał się mistrz Polski - Barlinek Industria Kielce.
Żółto-biało-niebiescy do finału awansowali drugi raz z rzędu. Rok temu po niezwykle emocjonującym starciu i trzymającej w napięciu serii rzutów karnych, musieli uznać wyższość Dumy Katalonii. Już wtedy obiecali, że wrócą, by wygrać. Już nigdy więcej nie chcieli czuć rozczarowania, goryczy i frustracji.
- Jeśli ktoś przymierza już medale, lepiej niech nie gra. Nikt w tym klubie nie awansował jeszcze dwa razy do finału Ligi Mistrzów, wy to zrobiliście, stworzyliście historię. Zawsze, ale to zawsze, liczy się tylko zwycięstwo, ten, kto wygra ostatni mecz. Rywale to maszyny do wygrywania, jesteśmy tu po, to by ich szanować - mówił w szatni do swoich zawodników Tałant Dujszebajew.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wzruszające chwile po sukcesie Djokovicia w Paryżu
Magdeburczycy to spece od finałów - wygrali ostatnie dwie edycje IHF Super Globe i Ligi Europejskiej. W sobotę wyeliminowali wielkich faworytów do zwycięstwa - FC Barcelonę. Wiadomo było, że postawią kielczanom piekielnie trudne warunki, tym bardziej, że wspierało ich kilkanaście tysięcy kibiców.
Nie było więc żadnego zaskoczenia, gdy zaczęli od bardzo mocnego uderzenia - już w 6. minucie prowadzili 4:1, wykorzystali w tym czasie jeden rzut karny i dwa kontrataki. Gladiatorzy wyszli na boisko jeszcze bardziej nakręceni niż na półfinałowe starcie z Barcą - Matthias Musche i Magnus Saugstrup Jensen pobudzali swoich kolegów i trybuny.
Znów jednak klasę pokazał Andreas Wolff - bramkarz kieleckiej ekipy dobrze wszedł w mecz, szybko zaliczył kilka skutecznych parad i wprowadził w szeregi żółto-biało-niebieskich nieco spokoju. Nieoceniony znów okazał się też Alex Dujshebaev - Hiszpan kolejny raz pokazał, że pod presją gra najlepiej. Nie trzeba było długo czekać, by mistrzowie Polski odrobili straty - Dylan Nahi wyrównał stan rywalizacji w 12. minucie, a chwilę później na pierwsze prowadzenie w meczu wyprowadził kielczan Benoit Kounkoud.
W euforię kibiców zgromadzonych w Lanxess Arenie wprawiło wejście na boiski Gisliego Thorgeira Kristjanssona. Islandczyk w sobotę doznał poważnego urazu barku, przez chwilę wydawało się nawet, że stracił przytomność i po długiej chwili zupełnie zamroczony zszedł z parkietu. W finale bramkę zdobył zaledwie kilka sekund po wejściu z ławki. Fani byli przeszczęśliwi.
Żółto-biało-niebiescy robili jednak wszystko, by niemieckim kibicom popsuć dobre nastroje - udało im się przed końcem pierwszej połowy, gdy odskoczyli na dwie bramki. Jeszcze lepiej z perspektywy mistrzów Polski zrobiło się na początku drugiej części meczu - ich prowadzenie urosło do czterech trafień.
Magdeburczycy cały czas naciskali, szczypiorniści Barlinka Industrii ani przez chwilę nie mogli czuć się bezpiecznie.
W 48. minucie spotkanie zostało na kilkanaście minut przerwane - służby medyczne udzielały pomocy jednej z osób oglądających to spotkanie z trybun.
Gdy gra została wznowiona, Gladiatorzy błyskawicznie zdobyli bramkę i znów złapali kontakt z rywalami. Kielczanie nie byli w stanie odpowiedzieć skuteczną akcją - a chwilę później Musche doprowadził do wyrównania. Walka rozgorzała się na nowo.
Na cztery minuty przed końcem Niemcy wyszli na prowadzenie 25:24. Żółto-biało-niebiescy zachowali zimną krew i szybko doprowadzili do remisu. Na szesnaście sekund przed końcem meczu taki właśnie rezultat widniał na tablicy wyników (po 26). Piłka była w rękach mistrzów Polski, a o czas poprosił Dujszebajew. Polacy nie zdołali jednak skończyć akcji skutecznym atakiem.
Znów okazało się, że potrzebna jest dogrywka. W pierwszej odsłonie kielczanie rzucili jedną bramkę, Gladiatorzy dwie. Drugą część magdeburczycy zaczęli od skutecznego rzutu Michaela Damgaarda i sytuacja mistrzów Polski zrobiła się naprawdę niebezpieczna. Karacić stracił piłkę, ale Niemcy nie wykorzystali okazji na wyjście na trzybramkowe prowadzenie. W końcówce było już naprawdę gorąco - na jedenaście sekund przed ostatnią syreną było 30:29 dla SC Magdeburga, ale to kielczanie mieli piłkę. O triumfie miał zdecydować rzut wolny - Sićko trafił jednak wprost w ręce blokujących.
SC Magdeburg zwycięzcą Ligi Mistrzów!
SC Magdeburg - Barlinek Industria Kielce 30:29 (13:15)
ZOBACZ WIDEO: Wach stanął z rywalem oko w oko. Tak się zachował