Pierwsze dwie kolejki Ligi Mistrzów upłynęły kielczanom pod znakiem skandynawskiego grania. Na inaugurację rozgrywek kielczanie przegrali u siebie z Aalborgiem Handbold, więc w drugiej serii gier byli podwójnie zmotywowani, by pokonać Kolstad Handball - debiutanta wśród europejskiej elity.
Norwegowie zapowiadali, że pierwszy w historii mecz Ligi Mistrzów przed własnymi kibicami chcą zakończyć zwycięstwem i chociaż znają klasę rywali, to zamierzają walczyć z całych sił. Sander Sagosen i spółka mieli sporą chrapkę na sprawienie niespodzianki. Złą wiadomością dla gospodarzy była jednak absencja Magnusa Abelvika Roeda, na którego doświadczenie w Kolstad bardzo liczono.
Początek starcia był naprawdę zacięty, widać było, że Norwegowie przed własną publicznością chcą się pokazać z jak najlepszej strony. Co prawda, to żółto-biało-niebiescy zaczęli od szybkiego prowadzenie 3:1, ale gospodarze szybko wyrównali i przez kolejnych kilkanaście minut skutecznie stopowali mistrzów Polski. Po kwadransie gry szczypiorniści z województwa świętokrzyskiego wrzucili jednak wyższy bieg i natychmiast powiększyli swoją przewagę. Duża w tym zasługa Miłosza Wałacha - 21-latek odbił kilka ważnych piłek, dzięki czemu kielczanie mogli przyspieszyć w ataku.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: można im pozazdrościć. Tak spędzili miesiąc miodowy
Wystarczyła chwila i przyjezdni wygrywali już sześcioma bramkami. Mistrzowie Polski wybili rywali z rytmu, a sami nie mieli żadnych problemów ze zdobywaniem kolejnych trafień - świetnie funkcjonowała współpraca z kołem, swoje dokładali skrzydłowi i sytuacja graczy Dujszebajewa przed przerwą była wręcz doskonała.
Można się jednak było spodziewać, że Norwegowie nie odpuszczą i po przerwie będą starali się zniwelować straty. Kielczanie początkowo skutecznie odpierali ataki rywali, ale i oni musieli zmierzyć się z trudniejszym momentem. Gospodarze cały czas naciskali i to przyniosło efekt w postaci zmniejszenia prowadzenia żółto-biało-niebieskich z siedmiu do trzech trafień.
Mistrzowie Polski zdołali uspokoić sytuację, ale zawodnicy z Kolstad ani myśleli się poddawać. Do samego końca walczyli o odrobienie strat, a żółto-biało-niebiescy momentami mocno im to ułatwiali swoją nieskutecznością w ofensywie.
Na dwie minuty przed końcem karnego wykorzystywał Arkadiusz Moryto, kilkanaście sekund później z linii siódmego metra spudłował natomiast Simen Ulstad Lyse. Pościg Norwegów trwał do końca, ale dwa punkty zgarnęli żółto-biało-niebieski.
Kolstad Handball - Industria Kielce 30:32 (11:17)
Czytaj też:
Niełatwa przeprawa KGHM MKS Zagłębia Lubin. Ich rywalki odrobiły lekcję