Michał Gałęzewski: Zaczęliście spotkanie w Gdańsku bardzo słabo, później udało się jednak wejść we właściwy rytm gry. Jak by pan podsumował ten mecz?
Daniel Lewandowski: Już na początku spotkania, a nie wiem który to raz na wyjeździe z rzędu, gospodarze nam odjeżdżają. Tym razem na 5:1. Rzucają bramki po takich akcjach, które ćwiczyliśmy na treningach i nie powinny się zdarzyć. Skrzydłowe rzucają w bardzo charakterystyczny sposób. Przez cały mecz obie skrzydłowe oddały wszystkie rzuty w jeden róg!
Druga połowa wyglądała jednak dużo lepiej z waszej strony.
- W drugiej połowie poprawiliśmy skuteczność, chociaż też nie była taka, jak się chciało. Była jednak lepsza, niż w pierwszej. Zagraliśmy poprawne zawody w obronie, nie zrobiliśmy głupich błędów i się udało. Końcówka mogła być jeszcze spokojniejsza, gdybyśmy rzucili kontry. Cieszymy się jednak bardzo mocno. Są to dla nas mega cenne punkty, pierwsze w tym sezonie odniesione na wyjeździe i to z takim zespołem jak Gdańsk. Tylko otwierać szampany! Gdyby to była sobota, to byśmy świętowali tak, jak mówił kiedyś Sławek Szmal
Mało brakowało, a w pierwszej połowie pański zespół zdobyłby zaledwie osiem bramek. Później było lepiej i przez 32 następne minuty, zdobyliście ich siedemnaście. Jest to kolosalna różnica.
- Zgadza się. Przez dwadzieścia minut pierwszej połowy był to mecz Gdańsk kontra Magda Godlewska. Z naszych siedmiu bramek rzuciła pięć, do tego nie rzuciła karnego. To nominalna skrzydłowa, bardzo zdolna zawodniczka, studentka drugiego roku. Ze skrzydła zeszła na rozegranie i zaskakuje bardzo pozytywnie. Będzie z niej duża korzyść. W drugiej części meczu zagraliśmy skuteczniej, chociaż szczerze mówiąc ta skuteczność na najwyższym poziomie nie była. Uniemożliwiły nam to bramkarki, gdyż zarówno Zych, jak i Brzezińska odbiły naprawdę mnóstwo piłek! Nasza kołowa, Jaszkowska też zagrała dobre zawody. W dwóch sytuacjach powinny być jednak karne. Sędziny widziały to troszeczkę inaczej.
Nie uważa pan, że mecz był w miarę ostry?
- Są to zespoły sąsiadujące ze sobą w tabeli, w poprzednim sezonie graliśmy ze sobą cztery razy, w tym roku jest to drugie nasze spotkanie. Być może zagramy jeszcze dwa razy. Rywalizujemy o górną czwórkę i stąd taka gra.
W ubiegłym sezonie pożegnaliście ligę właśnie w Gdańsku. Teraz znów gracie na hali AWFiS...
- Zeszły sezon był naszą porażką! Teraz uważam, że porwaliśmy się z motyką na słońce. Niestety nie mieliśmy za dużej pomocy z miasta, czy z klubu. Nie ma co do tego wracać...
Poprawiło się coś w tym względzie?
- Nic się nie poprawiło poza tym, że gramy ligę niżej. Dziewczyny grają za stypendium z uczelni, którego jeszcze nie dostały, a dostaną dopiero w grudniu. Jest to 300 złotych i jest to wszystko. Nie mają opłaconego akademika. Mamy koniec listopada i do tej pory zawodniczki grają właściwie tylko za obiad na wyjeździe.
Porównując stolice innych państw i Warszawę, stolica Polski wypada bardzo słabo. Mało klubów w najwyższych ligach, dużo biednych sekcji...
- Jeśli chodzi o nasz klub, to ze sportem nie jest źle. Źle jest natomiast z grami zespołowymi. Jest to potężny klub i sporty indywidualne mają się w nim wyśmienicie. Czasami odnoszę jednak wrażenie, że sporty zespołowe po prostu przeszkadzają. Nie mamy pomocy.
O co gracie w tym sezonie?
- Gramy o każde zwycięstwo, bo tą ligę spokojnie można wygrać. Nie mamy jednak żadnego ciśnienia na awans. Chcemy grać takie zawody, jak choćby w Gdańsku i zwyciężać z takimi przeciwnikami.