Po jednej stronie multimedaliści mistrzostw świata i Europy, złoci medaliści igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro, po drugiej zespół, który tylko dwukrotnie stawał na podium wielkich imprez (srebro ME w 2002 roku i brąz MŚ w 2017), ale od lat przed każdym turniejem stawiany w roli "czarnego konia". Dania - drużyna z największymi gwiazdami piłki ręcznej w składzie i Słowenia mogąca się pochwalić ogromnymi talentami, których zazdrości im cały świat. Obie ekipy pod wodzą doskonałych fachowców - niezwykle doświadczonego Nikolaj Jacobsen i wybitnego środkowego rozgrywającego, a teraz trenera Urosa Zormana.
To te dwa zespoły miały rozstrzygnąć między sobą, kto w niedzielę zagra w finale igrzysk olimpijskich w Paryżu. Faworytami niewątpliwie byli Duńczycy, ale Słoweńcy stali przed życiową szansą i nie mieli zamiaru jej zmarnować. Wierzyli w sukces.
Zgodnie z oczekiwaniami to jednak Skandynawowie zaczęli lepiej - od prowadzenia 3:0. Gracze Zormana nieco przespali start pojedynku, ale szybko wzięli do odrabiania strat. A zadanie mieli trudne, bo już od pierwszych minut świetnie w bramce Duńczyków spisywał się Emil Nielsen. Słoweńcy gonili wynik, ale na każde trafienie musieli się mocno napracować. Zdobywanie kolejnych goli zdecydowanie łatwiej przychodziło ich rywalom, akcje Skandynawów były bowiem zdecydowanie bardziej płynne i grane w lepszym tempie.
ZOBACZ WIDEO: Polska lekkoatletyka spadła poziomem? "Brakuje nam następców"
Szczypiorniści Zormana starali się sforsować defensywę przeciwników, ale funkcjonowała doskonale. Zresztą, gdy tylko udało im się przejść przez obronę, to na swojej drodze mieli jeszcze Nielsena. Znalazło to odzwierciedlenie w wyniku - po trzydziestu minutach gry Duńczycy prowadzili pięcioma trafieniami 15:10.
Po powrocie z szatni szczypiorniści Jacobsena szybko powiększyli przewagę do sześciu trafień i starali się kontrolować rezultat. Słoweńcy jednak nie mieli zamiaru odpuszczać, rzucili się w pogoń i konsekwentnie odrabiali straty. Starali się wykorzystywać wszystkie błędy rywali i nagle pewność siebie zaczęła opuszczać Duńczyków. Próbował reagować Jacobsen, ale końcówka meczu zdecydowanie należała do Słoweńców.
Na szesnaście sekund rzut karny wykonywany przez Mikkela Hansena obronił Klemen Ferlin. Na tablicy wyników było 30:31 i Słoweńcy mieli akcję na remis. Oddali rzut, ale niecelnie. Sędziowie uznali, że Duńczycy nie popełnili przewinienia, podyktowali tylko rzut wolny, którego nie zdołał wykorzystać Borut Mackovsek. Dania w finale!
Półfinał, Paryż 2024: