Po ostatnich występach kielczan nikt nie miał wątpliwości, że spotkanie Industrii z Kolstad Handball będzie kluczowe w kontekście walki o wyjście z grupy. Żółto-biało-niebiescy, którzy przegrali ostatnie cztery starcia Ligi Mistrzów z rzędu nie mieli już żadnego marginesu błędu - po prostu musieli pokonać Norwegów. Zespół rywali zgromadził dotychczas tyle samo punktów (sześć) i tylko ze względu na słabszy bilans bramkowy zajmuje w tabeli jedną pozycję niżej niż wicemistrzowie Polski.
W ostatnich spotkaniach szczypiornistów z województwa świętokrzyskiego szwankowało sporo elementów, ale od początku sezonu najsłabszym punktem zespołu była bramka. Włodarze kieleckiego klubu musieli zareagować - tuż przed meczem z Kolstad do zespołu dołączył nowy golkiper - doświadczony Słoweniec - Klemen Ferlin.
35-latek wyszedł w środę w wyjściowym składzie wicemistrzów Polski i chociaż szybko popisał się skuteczną interwencją, to z pewnością musi jeszcze mocno popracować, by spełnić pokładane w nim nadzieje.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Co za figura! Piękna dziennikarka poleciała na wakacje
Norwegowie pod wodzą Sandera Sagosena szybko dali sygnał, że zdają sobie sprawę z wagi spotkania i nie zamierzają wyjechać z Kielc bez punktów. Gospodarze szybko zdołali zbudować przewagę, ale spotkanie cały czas było wyrównane. Czuć było, że wynik w każdej chwili może ulec zmianie i że wystarczą tak naprawdę dwie dobre akcje, by sytuacja na boisku zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni.
Kielczanie odskoczyli na trzy bramki, ale trudno powiedzieć, by spokojnie kontrolowali tę przewagę. Gościom udało się doprowadzić do remisu po 9, chociaż od 16. minuty grali bez Magnusa Gulleruda, który został ukarany czerwoną kartką za faul na Michale Olejniczaku. Żółto-biało-niebiescy odpowiednio zareagowali na trudniejszy moment, nie pozwolili rywalom na wyjście na prowadzenie, a po chwili sami ponownie odskoczyli na trzy trafienia.
Gospodarze bardzo dobrze rozpoczęli drugą część pojedynku. Norwegowie mylili się w ataku, a kielczanie świetnie to wykorzystali i szybko powiększyli przewagę do pięciu trafień. Obie ekipy nie ustrzegły się błędów, więc momentami spotkanie było chaotyczne i mocno nierówne. Przyjezdni kilkukrotnie zmniejszali straty do trzech bramek i kielczanie musieli mieć się na uwadze. Gdy na niespełna sześć minut przed końcem Jeppson rzucił na 28:26, a Karalek nie wykorzystał rzutu na pustą bramkę, zrobiło się w Hali Legionów nerwowo.
Okazało się, że to nie koniec takich emocji. Oskarsson pokonał Wałacha ze skrzydła i na tablicy wyników było już tylko 28:27. O czas poprosił Tałant Dujszebajew, a sytuację nieco zdołał uspokoić Moryto. Rajd przez kielecką ofensywę urządził sobie jednak Jeppson, a rzut Gębali z drugiej linii obronił Bergerud i Norwegowie mieli piłkę na remis. Wtedy jednak do akcji wkroczył Ferlin, w ofensywie indywidualną akcją popisał się Alex Dujshebaev i znów wszystko było w rękach gospodarzy.
W szalonej ostatniej akcji piłkę zebrał Dylan Nahi jasne stało się, że to kielczanie zgarną dwa punkty. Goście zdążyli jeszcze odpowiedzieć, ale piekielnie ważne zwycięstwo powędrowało na kontro wicemistrzów Polski.
Industria Kielce - Kolstad Handball 31:30 (15:13)