Było ciekawie, czyli rok 2009 w męskiej piłce ręcznej

Nie tak dawno pożegnaliśmy stary, 2009 rok. Wśród życzeń noworocznych bardzo często przewijało się stwierdzenie: "oby ten nadchodzący rok był lepszy od poprzedniego". Jeżeli mielibyśmy zastosować to polskiej męskiej piłki ręcznej, to poprzeczka została zawieszona naprawdę dość wysoko. Trudno bowiem spodziewać się, że jeszcze raz przeżyjemy nieprawdopodobne emocje, jak te towarzyszące meczowi Polska - Norwegia czy wrażenia z naszej polskiej ligi. Przypomnijmy sobie zatem jak wyglądał, miesiąc po miesiącu, rok 2009 w naszym rodzimym "szczypiorniaku".

Styczeń - rzut Siódmiaka

Styczeń upłynął pod znakiem Mistrzostw Świata w Chorwacji. Nasi reprezentanci rozpoczęli zmagania w światowym czempionacie z wysokiego C. Podopieczni Bogdana Wenty zwyciężyli Algierię aż 39:22. Następnie, po niezwykle dramatycznym meczu "Biało-czerwoni" pokonali Rosjan 24:22 i wydawało się, że kolejne zwycięstwa będą kwestią czasu. Jednak wtedy przyszedł mecz z Macedonią, o którym wszyscy fani chcieliby chyba jak najszybciej zapomnieć. Polacy nie byli należycie skoncentrowali i sensacyjnie ulegli rywalom 29:30. Zwycięstwo nad Tunezją dało co prawda szczypiornistom z Polski awans do kolejnej rundy, ale przez porażkę z Macedończykami, ich sytuacja bardzo się skomplikowała. Ostatni pojedynek fazy wstępnej to porażka z reprezentacją Niemiec 23:30. Ostatecznie Polska obok swoich pogromców, Macedonii i Niemiec awansowała do kolejnej rundy, ale już na początku traciła punkty, bowiem do fazy zasadniczej zaliczano wyniki z eliminacji.

Pierwszy mecz w zasadniczej części mistrzostw "Biało-czerwoni" rozstrzygnęli na swoją korzyść. W pokonanym polu pozostawiona została reprezentacja Danii, która do tamtej pory nie przegrała jeszcze żadnego meczu w turnieju. Następnie Polacy wygrali z Serbią i wciąż zachowywali szanse na awans do półfinałów.

Polska i Norwegia zachowywały pewien komfort, bowiem przed meczem znały wyniki pozostałych spotkań. Kalkulacja była prosta - zwycięstwo daje awans, remis nie promował żadnego z zespołów. Pojedynek, niemal jak każdy z udziałem "Biało-czerwonych", obfitował w wiele emocji. Jeszcze w ostatniej minucie Polacy przegrywali, ale na kilkanaście sekund przed końcową syreną udało się doprowadzić do remisu. Do historii przejdą słowa Bogdana Wenty, który przekonywał, że "mamy jeszcze dużo czasu".

Norwegowie wprowadzili w pole bramkarza, by mieć przewagę liczebną. Jednak tuż po wznowieniu rzutem wolnym w fatalny sposób stracili piłkę. Tą przychwycił Artur Siódmiak i rzutem przez całe boisko zdobył zwycięską bramkę. Radości Polaków nie było końca. Polska rzutem na taśmę awansowała do półfinałów, gdzie zmierzyć się miała z gospodarzami, Chorwacją.

Ekipa Wenty nawiązała w miarę wyrównaną walkę z Chorwatami, jednak gospodarze mistrzostw świata okazali się silniejsi i niesieni dopingiem własnej publiczności pokonali naszych reprezentantów 29:23. W meczu o trzecie miejsce Polska zagrać miała z Danią, którą już przedtem pokonała w fazie zasadniczej.

Luty - Polska z brązem

Początek lutego to spory sukces "Biało-Czerwonych" na Mistrzostwach Świata. Podopieczni Bogdana Wenty po porażce z Chorwacją w półfinale, po raz drugi zmierzyli się z Duńczykami. Stare sportowe przysłowie mówi, że dwa razy z tą samą drużyną na wielkiej imprezie się nie wygrywa. Polacy pokazali jednak, że jak najbardziej się wygrywa i pewnie zwyciężyli, zapewniając sobie brązowe medale. Warto zauważyć, że Dania na MŚ przegrała tylko trzy mecze, w tym dwa z Polakami.

Na pierwszoligowych parkietach, w grupie A, doszło do drugiego hitu sezonu. Nielba Wągrowiec podejmowała Śląsk Wrocław. Po niezwykle emocjonującym i trzymającym w napięciu pojedynku lepsi okazali się gospodarze, którzy wygrali 29:28. Wygrana ta niemal przesądziła o awansie Nielby do ekstraklasy.

Marzec - Polska - Turcja 2:0

Po emocjach związanymi z Mistrzostwami Świata, powróciliśmy do eliminacji do Mistrzostw Europy w Austrii. Na przestrzeni czterech dni rozegrano dwa spotkania z reprezentacją Turcji. Najpierw w Mersin "Biało-Czerwoni" wygrali 30:20, a niedługo potem już we własnej hali w Olsztynie również dwa punkty trafiły na konto Polski. Cztery punkty bardzo przybliżyły Polskę do awansu. Na krajowych parkietach dobiegła końca rywalizacja w ekstraklasie. Pierwsze miejsce przed play-offami przypieczętowało kieleckie Vive.

W ćwierćfinale doszło do sporej niespodzianki. Traveland Olsztyn dość niespodziewanie uległ na własnym parkiecie AZS AWFiS Gdańsk. W rewanżu do niesamowitym dreszczowcu również lepsi okazali się gdańszczanie i to oni sensacyjnie awansowali do półfinału ekstraklasy.

Kwiecień - Vive i Wisła bliżej finału

W kwietniu rozegrano pierwsze spotkania półfinałów ekstraklasy. Dwa pojedynki na parkiecie Vive przyniosły dwa dziesięciobramkowe zwycięstwa kielczan nad MMTS Kwidzyn. Dwie wygrane zanotowała również Wisła Płock, ale ich rywal, AZS Gdańsk nie sprzedał tanio skóry. Najpierw płocczanie zwyciężyli 22:16, a dzień później już tylko 25:23.

Na zapleczu ekstraklasy poznaliśmy drużyny, które potrzebowały już tylko przysłowiowej kropki nad "i", by móc świętować awans do ekstraklasy. Nielba Wągrowiec i Powen Zabrze pewnie przewodziły w swoich grupach i właściwie tylko kataklizm mógłby odebrać miejsce premiowane bezpośrednim awansem.

Maj - Vive wraca na mistrzowski tron

Vive Kielce i Wisła Płock zwyciężyły w trzecich meczach półfinałowych i awansowały do finału ekstraklasy. Ostatni raz kielczanie w finale rywalizowali w 2004 roku, kiedy to przegrali batalię o mistrzostwo notabene właśnie z Wisłą. W pierwszym starciu lepszy okazał się wciąż aktualny mistrz Polski, który wygrał 23:20. Drugi pojedynek na swoją korzyść rozstrzygnęli już kielczanie, ale trzeci mecz znów wygrała Wisła i stanęła przed komfortową szansą na obronę mistrzostwa. Jednak w czwartym meczu w Płocku kielczanie wspięli się na wyżyny umiejętności i wygrywając doprowadzili do remisu w rywalizacji 2:2. Piąty, decydujący mecz Vive zwyciężyło 31:24 i po sześciu latach powróciło na mistrzowski tron. Był to już siódmy tytuł mistrzowski ekipy z Kielc w jej historii.

Na dole ligowej tabeli również wszystko stało się jasne. Z ekstraklasą pożegnały się drużyny z Gorzowa Wielkopolskiego i Mielca, a w barażach rywalizować miała legnicka Miedź. Bezpieczne dziewiąte miejsce zajęli szczypiorniści Azotów Puław. Z pierwszej ligi awansowały Nielba Wągrowiec i Powen Zabrze, a dwumecz o prawo rywalizacji w barażu o ekstraklasę wygrał Śląsk Wrocław, który bez większych problemów rozprawił się z ASPR Zawadzkie.

W barażach zmierzyły się zatem Miedź Legnica i Śląsk Wrocław i były to typowo derbowe baraże. Pierwszoligowcy okazali się lepsi zarówno we własnej hali, gdzie wygrali różnicą trzech goli, jak i na wyjeździe (wygrana 26:22) i po dwóch latach przerwy powrócili do najwyższej klasy rozgrywkowej.

Czerwiec - jedziemy na Euro!

Dwa marcowe zwycięstwa z Turcją nieco poprawiły sytuację Polski w eliminacjach do Mistrzostw Europy 2010. Decydujące starcia miały miejsce w drugiej połowie czerwca. Rywalami Polski były Szwecja, Czarnogóra i Rumunia. Szczególnym i bezpośrednim zagrożeniem byli Czarnogórcy, którzy "ostrzyli sobie zęby" na drugie miejsce w grupie i awans na Euro. Najpierw "Biało-Czerwoni" po niezwykle emocjonującym meczu zremisowali ze Szwecją i awans do czempionatu stanął pod znakiem zapytania. Jednak z ostatnich meczach z Czarnogórą i Rumunią podopieczni Bogdana Wenty rozwiali wszelkie wątpliwości odnosząc dwa zwycięstwa i obok reprezentacji Trzech Koron awansowali do Euro 2010.

Wakacje - "Józek" wraca do Polski

Wakacje to typowy czas transferowy. W minionym roku nie brakowało na polskim rynku prawdziwych transferowych hitów. Choć kontrakt Mariusza Jurasika z Vive Kielce podpisany został jeszcze w styczniu, przed Mistrzostwami Świata, to zaczął obowiązywać 1 lipca. Powrót popularnego "Józka" do rodzimej ligi można traktować w kategorii hitu transferowego na skalę europejską. Ponadto mistrza Polski wzmocnił również Duńczyk Marcus Cleverly. Golkiper ma na swoim koncie już debiut w narodowej reprezentacji. Na laurach nie spoczywała również płocka Wisła, która w przerwie letniej pozyskała Larsa Mollera Madsena.

Wrzesień - ciężkie życie beniaminków

Beniaminkowie z reguły nie mają łatwego życia. Wybitnie doświadczyli tego tegoroczni "nowicjusze" wśród drużyn ekstraklasy. Powen Zabrze i Śląsk Wrocław przegrali wszystkie swoje wrześniowe mecze, a trzeci z beniaminków, Nielba Wągrowiec zdobył punkty tylko na ekipach z Zabrza i Wrocławia. Ostatnie dwa miejsca w ligowej tabeli na początku sezonu należały do beniaminków.

Imponującego startu nie miały również Chrobry Głogów i AZS AWFiS Gdańsk, które wygrały tylko raz w czterech meczach. Z kolei na zupełnie przeciwległym biegunie znajdowali się finaliści zeszłego sezonu, bowiem zarówno Vive Targi Kielce i Wisła Płock pewnie zwyciężyli w swoich pierwszych czterech meczach.

Październik - pierwsze potknięcie Wisły

Do siódmej kolejki ekstraklasy zarówno Vive jak i Wisła Płock wygrywały mecz za meczem. Aż nagle, 17 października płocczanie sensacyjnie przegrali na własnym parkiecie z Zagłębiem Lubin. O "sile" lubinian może świadczyć fakt, że w następnej kolejce po zwycięstwie w Płocku, ulegli we własnej hali wrocławskiemu Śląskowi.

Z kolei właśnie Śląsk zaczął nieco odbijać się od dna. Z czterech październikowych meczów wygrał dwa, z Zagłębiem i Azotami Puławy. Musiał natomiast uznać wyższość Powenu Zabrze i AZS AWFiS Gdańsk. Wygrana nad lubinianami była początkiem zwycięskiego marszu wrocławian.

Z kolei na międzynarodowych arenach bardzo dobrze radziła sobie ekipa Vive Kielce. W trzech meczach w Lidze Mistrzów kielczanie zdobyli 3 "oczka", pokonując Gorenje Velenje i remisując z Rhein-Neckar Loewen.

Listopad - dominacja Vive

Dwa zwycięstwa nad Chambery Savoir oraz wygrana z Bosną BH Gas Sarajewo zapewniły kielczanom awans do najlepszej szesnastki Ligi Mistrzów szczypiornistów. Jest to bez wątpienia jeden z większych sukcesów polskiego "szczypiorniaka" w roku 2009.

Swoją dominację Vive przeniosło również na krajowe boiska. Wygrywając mecz za meczem, za każdym razem gromiąc rywali, pewnie przewodzili w ligowej tabeli. Zapowiadane jako hit sezonu starcie kielczan z Wisłą Płock okazało się nudnym widowiskiem, bowiem zespół Wenty zmiażdżył wicemistrzów Polski 42:27.

W ostatnich dniach października i na początku listopada wybuchł konflikt pomiędzy reprezentacją mężczyzn a Związkiem Piłki Ręcznej w Polsce. Szczypiorniści w liście do związku pisali m.in. "Nie możemy już dłużej przyglądać się z boku jak nasza ciężka praca jest marnowana, jak osiągane przez nas sukcesy nie przekładają się na odpowiednią promocję dyscypliny.". Szczęśliwie po kilku dniach zaognionych stosunków udało się załagodzić konflikt, a efektem kompromisu było m.in. powołanie komisji ds. rozwoju polskiej piłki ręcznej.

Grudzień - Śląsk kontra kontuzje

Vive w lidze dalej dominowało, Wisła wciąż zajmowała drugie miejsce, z tym że strata do kielczan powiększała się nieuchronnie, na dole tabeli w miejscu barażowym ulokował się AZS AWFiS Gdańsk, a pod "kreską" Chrobry Głogów i Powen Zabrze. Na ósme miejsce wdrapał się Śląsk Wrocław, którego zaczęły prześladować kontuzje.

Najpierw, jeszcze w listopadzie, wypadł Mateusz Frąszczak. Zawodnik doznał kontuzji barku w spotkaniu przeciwko Piotrkowianinowi Piotrków Trybunalski. Tym samym dołączył on do Wojciecha Jedziniaka i Tomasza Sadowskiego. Kilka dni potem urazu, który wykluczył do z gry na praktycznie cały grudzień nabawił się Grzegorz Garbacz. W starciu z Vive Kielce kontuzji kciuka doznał Adam Świątek.

Piłka ręczna to sport kontaktowy, ale w obecnej sytuacji wrocławian, każda nowa kontuzja to kolejne problemy. Wrocławianie mają problemy natury organizacyjno-finansowej, zatem ich kadra nie jest zbyt szeroka (16 zawodników w tym 3 bramkarzy). Jeżeli dołożymy do tego aż pięć kontuzji, zostaje 8 zawodników w polu, jednak Łukasz Kłos wciąż zbiera szlify i nie jest w stanie grać całego meczu na wysokim poziomie. Grając praktycznie z jedną zmianą Śląsk potrafił postawić się kieleckiemu gigantowi (rzucił Vive najwięcej bramek w lidze) i wygrać z bezpośrednimi rywalami, jakimi byli AZS Gdańsk i Nielba Wągrowiec. Zbawienna zatem wydawała się przerwa świąteczno-noworoczna, dzięki której Śląsk mógł złapać nieco oddechu i należycie przygotować się do drugiej części sezonu.

Źródło artykułu: