Bartłomiej Jaszka w półfinale przeciwko Chorwacji należał do jaśniejszych punktów drużyny Bogdana Wenty. Trochę nawet szkoda, że pojawił się na parkiecie tak późno w drugiej połowie. To właśnie indywidualne akcje wychowanka Klubu Piłki Ręcznej Ostrovia kończyły się bramkami Polaków, dzięki czemu Biało-Czerwoni złapali dystans z Chorwatami. Po meczu Jaszkę uznano najlepszym zawodnikiem polskiej ekipy.
- Marne to pocieszenie - mówił Jaszka chwilę po konferencji prasowej, w której uczestniczył obok Tomasza Tłuczyńskiego i Bogdana Wenty. - Wolałbym być w finale wraz z kolegami niż być wybranym zawodnikiem meczu swojej drużyny. Dla mnie to żadne pocieszenie - dodał rozgrywający Fuchse Berlin.
Jaszka wyglądał na bardzo zdruzgotanego porażką w półfinale. - Jesteśmy tuż po meczu. To naturalne, że mamy głowy spuszczone i jeszcze bijemy się z myślami, co mogliśmy zrobić lepiej, by wygrać to spotkanie. Musimy się jednak otrząsnąć, zresetować głowy, bo w niedzielę mamy równie ważny mecz. Gramy z Islandią o brązowy medal. Jestem przekonamy, że damy z siebie wszystko, by stanąć na podium Mistrzostw Europy - zapowiada Bartłomiej Jaszka.
Przyczyn porażki środkowy rozgrywający nie upatruje tylko w agresywnej obronie Chorwatów systemem 5-1 i pracy arbitrów. - Oczywiście, wszystko to miało wpływ na końcowy wynik, ale my także przestrzeliliśmy kilka sytuacji, które powinny wpaść do bramki. Chorwaci nam odskoczyli na kilka bramek i kontrolowali mecz. Grało im się łatwiej, a my musieliśmy gonić pod presją upływającego czasu - dodaje.
Bartłomiej Jaszka zapytany o ocenę pracy arbitrów z Norwegii odpowiada krótko: - Nie myślałem, że tak słaba para sędziowska może gwizdać mecz półfinałowy. Norwescy arbitrzy gwizdali nam trzeci mecz i wszyscy widzieliśmy jak to wyglądało. Gwizdali bardzo słabo, delikatnie rzecz nazywając - kończy zawodnik uznany najlepszym graczem polskiej ekipy meczu półfinałowego EURO 2010.