Piotr Werda: Czy pamiętasz początek swojej kariery sportowej?
Bartosz Witkowski: Oczywiście! Swoją przygodę ze szczypiorniakiem zacząłem bardzo wcześnie, bo w wieku ośmiu lat. Wahałem się wcześniej, czy wybrać karate, czy też chodzić na "rękę". W drugiej klasie szkoły podstawowej mój tata postanowił zapisać mnie na treningi piłki ręcznej. Gdy pojawiłem się pierwszy raz na zajęciach, wiedziałem, że to jest to!
Rozumiem, że dzięki swojemu tacie rozpocząłeś treningi piłki
- Ojciec wyraźnie "miał nosa", co będzie dla mnie najlepsze. Do dziś, ani przez chwilę, nie żałowałem tego wyboru.
Kto był twoim pierwszym trenerem?
- Na początku moim szkoleniowcem był Dariusz Andrzejczak. Od 4 do 6 klasy zajęcia prowadził Andrzej Smykowski. Pierwsze znaczące sukcesy pojawiły się w gimnazjum. Zdobyliśmy wtedy z naszym trenerem - Stanisławem Gąsiorkiem mistrzostwo Gimnazjady oraz tytuł Wicemistrzów Polski Juniorów.
Co robiłeś po skończeniu gimnazjum?
- Potem przyszedł czas na szkołę średnią. Otrzymałem propozycję nauki w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Gdańsku. Spędziłem tam trzy lata, a moim kolegą na roku był Błażej Kwiatkowski, z którym rozpoczynałem treningi w "podstawówce".
Potem wróciłeś do Nielby?
- Tak. Po skończeniu SMS-u wróciłem do Nielby, która właśnie wywalczyła awans do I ligi. Nie byłem w tym okresie w pełni ukształtowanym zawodnikiem, który mógłby grać z powodzeniem w ekstraklasie. Miałem więc czas, aby podszlifować swoje umiejętności. Dojrzałem i okrzepłem fizycznie. Mam teraz większą odporność psychiczną. W naszym klubie wszyscy trzymamy się razem i w ten sposób budujemy pozytywną atmosferę w drużynie.
Od kiedy grasz na pozycji kołowego?
- Gdy rozpoczynałem karierę, to grałem na lewym oraz prawym rozegraniu. Pamiętam, że był też okres w szkole podstawowej, kiedy trener zmuszony został przenieść mnie na bramkę. Nasz bramkarz strasznie się rozchorował, a ktoś musiał go godnie zastąpić. Wybór padł na mnie. Dzięki temu, że byłem silny fizycznie i nie bałem się mocnych piłek, radziłem sobie między słupkami całkiem nieźle. Potem zostałem kołowym. Tą pozycję dzielę w Nielbie z Jakubem Płócienniczakiem oraz Maciejem Kasprzakiem.
Jakie cechy posiadać musi osoba grająca na tej pozycji?
- Obecnie na świecie tendencja jest taka, że osoba grająca na pozycji obrotowego musi posiadać bardzo dobre warunki fizyczne. Kołowy ma mieć dużą, ale co najważniejsze, beztłuszczową masę mięśniową. Jeśli jest to wyższy zawodnik, to wtedy łatwiej podać mu górną piłkę. Jeśli niższy - to może grać dołem. Bardzo ważną cechą jest również zwinność. Mam 23 lata, ważę 103 kg przy wzroście 190 cm. Utrzymanie wagi ciała, oraz niskiego poziomu tkanki tłuszczowej, przy takiej ilości zajęć w ciągu dnia, jest dla mnie prawdziwym wyzwaniem. Dlatego też jem pięć średnich posiłków dziennie, w tym również odżywki dla sportowców. Rano szykuję sobie kanapki na resztę dnia. Lepiej zjeść mniej i częściej. W przerwie między wykładami na uczelni zawsze coś "przekąszę". Widać, że mi to służy. Unikam natomiast jak ognia fast-foodów.
Co dała ci piłka ręczna?
- Piłka ręczna to nie tylko aktywność fizyczna. Dzięki niej miałem szansę zwiedzić wiele zakątków naszego kraju, jak również Europy. Grając w kadrze Polski juniorów, a potem w reprezentacji młodzieżowej odwiedziłem m.in. w Danię, Szwecję, Norwegię, Francję, Niemcy, Czechy, Słowację, Słowenię. Ze Szkołą Mistrzostwa Sportowego zwiedziłem Europę Wschodnią: Białoruś oraz Rosję. Podczas eliminacji Młodzieżowych Mistrzostw Europy byliśmy na Ukrainie - nad Morzem Czarnym, w Odessie. Byłem również na Sycylii, gdzie walczyliśmy o udział w Młodzieżowych Mistrzostwach Świata. Z "młodzieżówką" graliśmy w 2006 roku na Mistrzostwach Europy w Austrii, w Innsbrucku - w miejscu gdzie odbywają się tegoroczne Mistrzostwa Europy Seniorów. Obecnie jestem w szerokim składzie reprezentacji Polski Seniorów. Kadra nie jest jeszcze w pełni ukształtowana. Cały czas zmienia się jej skład.
Czy w twoim przypadku sport idzie w parze z nauką?
- Oczywiście. Studiuję na Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu. Jestem na piątym roku, na kierunku wychowanie fizyczne.
Jak dajesz radę to wszystko pogodzić?
- Za dwa miesiące będę miał obronę pracy magisterskiej. Jest to dla mnie bardzo napięty czas, bo oprócz zaliczeń na uczelni przed zbliżającą się sesją, mieliśmy również okres przygotowawczy w Nielbie. Równolegle studiuję na tejże uczelni fizjoterapię - na drugim roku. Uczę się na obu kierunkach w systemie dziennym, więc absorbuje mi to wiele czasu. Mój dzień zaczyna się od porannych zajęć na uczelni, które przeciągają się czasem do godziny 16:00. Potem "ganiam" do Wągrowca na trening. Uczę się jeśli czas mi na to pozwala - najczęściej wieczorami i w weekendy.
Opowiedz kilka słów o swojej rodzinie?
- Mój ojciec jest już na emeryturze, mama pracuje. Mam dwie młodsze siostry. W tym roku zamierzam założyć własną rodzinę. Moja narzeczona ma na imię Asia. W Poznaniu wynajmujemy razem mieszkanie. Poznaliśmy się natomiast w Wągrowcu. Jest osobą spokojną i bardzo uczuciową. Skończyła już jeden kierunek studiów licencjackich - pedagogikę. Teraz studiuje razem ze mną fizjoterapię.
Jakie są twoje zainteresowania?
- Oprócz zainteresowań czysto sportowych lubię czytać książki historyczne, oraz popularnonaukowe. Moim "konikiem" jest kulturystyka oraz nauki związane z anatomią i fizjologią człowieka. Lubię gotować, jednak ze względu na mało wolnego czasu, są to proste potrawy, np. jajecznica. Wprost uwielbiam polską kuchnię - golonkę, bigos.
Co cię ukształtowało: szkoła, czy też sport?
- Już w szkole podstawowej, oraz w gimnazjum byłem w gronie najlepszych uczniów. Oprócz rodziców oraz nauczycieli ze szkoły, osobami które mnie ukształtowały byli trenerzy. Myślę, że każdy szkoleniowiec jest w jakimś sensie wychowawcą. Każdy z nich przekazywał mi swoje wartości życiowe, wnosił coś nowego.
Co chciałbyś robić po skończeniu studiów?
- Po studiach chciałbym pracować z zawodnikami jako fizjoterapeuta. No i jeszcze pograć trochę w Nielbie...
Czy masz jaką dewizę życiową?
- Moją dewizą życiową jest: "Lepiej żałować, że się coś źle zrobiło, niż żałować że się nic nie zrobiło". Oznacza to, że warto podejmować wyzwania, zmierzać się z nimi, niż odpuszczać i potem się zastanawiać co też się straciło.