Po serii czterech kolejnych porażek chorzowianki zapowiadały, że w końcu się odkują. Na dodatek… -Powinniśmy byli pokazać, że nieprzypadkowo zajmujemy szóste miejsce. Wystarczyło pewnie pokonać wrocławianki - mówił trener Ruchu Marcin Księżyk. Na jego złość, podopieczne sprawiły mu psikusa i z niżej notowanym rywalem toczyły bardzo zacięty bój. Dla wrocławianek zaś była to szansa na przedłużenie nadziei na awans do fazy play-off.
Ruch rozpoczął z dwoma młodymi, ale dotychczas rezerwowymi Moniką Karwat i Weroniką Brymerską w składzie. I radził sobie całkiem nieźle, choć nie potrafił uzyskać bezpiecznej przewagi nad rywalem. Dopiero po kwadransie tryby niebieskiego zespołu zaczynały zazębiać się tak, jak życzyły sobie ich konstruktorki (11:7). Ale wówczas w tym mechanizmie znów coś zaczęło skrzypieć i zgrzytać. Wrocławianki działały zaś jak bardzo dobrze, świeżo naoliwiona machina i po wygraniu kilku piłek oraz pojedynków biegowych w 25 minucie dopadły przeciwniczki, doprowadzając do wyrównania (15:15).
Drugą połowę kapitalnie rozpoczął AZS - pierwsze minuty nowej odsłony wygrał 5:1 i po raz pierwszy w meczu objął prowadzenie. Wtedy zaczęła się pogoń Ruchu, ale przyjezdne wcale nie miały zamiaru składać broni. Wprost przeciwnie - dziarsko zarzuciły ją na ramię i rozpoczęły pogoń. Najwyraźniej jednak nie wzięły przykładu z Justyny Kowalczyk i źle rozłożyły siły. „Niebieskie” goniły rywalki krótko, ale gdy już je dopadły, to nie mogły ich… dobić. Trwała bowiem zacięta walka bramka za bramkę (22:22 w 40 minucie, 26:27 w 50 minucie). - Za szybko oddajemy rzut, często nieprzygotowany - szukała błędów w poczynaniach swoich koleżanek Anna Pawlik. Trener Ksieżyk krzyczał do swoich zawodniczek, by… włączyły myślenie, ale te chyba za nic miały jego wskazówkę i momentami rzeczywiście sprawiały wrażenie, jakby kierowały się tylko i wyłącznie swą kobiecą intuicją, nie zawsze trafiającą w sedno. - Cięgle mówimy o tym, że trzeba się skupić. Ale brakuje w tym wszystkim pomyślunku. Jest zaangażowanie, ale nie ma koncentracji - mówił Księżyk.
Chyba właśnie dzięki ogromnemu zaangażowaniu i doświadczeniu chorzowianki przechyliły szalę zwycięstwa na swoja korzyść i w ostatnich sekundach trafiły na 32:31.
Ruch za dwa tygodnie rozpocznie zmagania w fazie play-off i na dobry początek zmierzy się z Piotrcovią. AZS ASWF czeka zaś niechybnie walka o pozostanie w ekstraklasie. - Zabrakło nam szczęścia, zwłaszcza w bardzo zaciętej końcówce. Dziewczyny nie zagrały tego, co powinny były zagrać - oceniał tymczasowy szkoleniowiec „akademiczek”, Lech Grotthus. - Poza tym sędziowie mnie rozczarowali. Wyniku meczu nie wypaczyli, ale przy tak nerwowym spotkaniu kilka ich gwizdków było dla mnie niezrozumiałych - dodał trener, który cały mecz przesiedział… na trybunach. Nie otrzymał bowiem na czas licencji z ZPRP. - Nie wiem, czemu związek nie odesłał odpowiednich papierów. A tak, uczestniczyłem w spotkaniu jako widz i robiłem, co mogłem by swym zawodniczkom pomóc.
Ruch Chorzów - AZS AWF Wrocław 32:31 (18:16)
RUCH: Karwat, Wasiuk - Brymerska 4, Rol 2, Radoszewska 3, Pawlik 8/4, Wawrzyńczyk, Szyszkiewicz 2, Sęktas, Kempa, Sucheta 2, Lipko, Dybul 7, Rzeszutek 4.
Trener Marcin Księżyk
Kary: 4 minuty
AZS AWF: Boczkowska, Słota - Wojt 2, Szymczakowska 4, Olfans 6/6, Pietras 3, Skalska 7, Kabała, Rupp 5, Król 3, Antoszewska 1, Wynnyk.
Trener Lech Grotthus
Kary: 6 minut
Widzów: 200
Sędziowali Mirosław Majchrowski (Gdańsk), Włodzimierz Chmielecki (Kwidzyn).