Przed spotkaniem mało kto wierzył w odrobienie strat. Sztab trenerski i zawodniczki zapowiadali walkę, licząc, że pozwoli ona na honorowe pożegnanie się z pucharami, choć podkreślali, że w sporcie nie takie rzeczy się zdarzały. Spotkanie rozpoczął SPR i już w pierwszej akcji popełnił prosty błąd tracąc piłkę. Kibice zaczęli się zastanawiać czy nie wróci koszmar z Danii, gdzie zawodniczki z Lublina popełniły ich aż 22. Tę sytuację za chwilę wykorzystała Mie Augustesen, która wyprowadziła swój zespół na prowadzenie. W kolejnej akcji z rzutu karnego wyrównała najskuteczniejsza tego dnia w lubelskiej ekipie obok Sabiny Włodek, Dorota Małek.
Pierwsze prowadzenie podopieczne Grzegorza Gościńskiego objęły w 4 minucie po trafieniu Moniki Marzec (3:2). Kołowa gospodyń należała zresztą do najlepszych na boisku w początkowej fazie meczu. Później, wobec braku zagrożenia z drugiej linii, była już mocniej pilnowana przez przeciwniczki, które nie pozwoliły jej na wiele. Do 18 minuty wynik oscylował wokół remisu. Wtedy to mistrzynie Polski za sprawą bramek Doroty Małek, Sabiny Włodek i Aukse Rukaite wyszły na 3-bramkowe prowadzenie. Trzeba podkreślić, że znakomicie w lubelskiej bramce spisywała się Małgorzata Sadowska, która dwoiła się i troiła, ratując swój zespół nawet w beznadziejnych sytuacjach. Niestety wypracowanej przewagi nie udało się utrzymać do końca pierwszej połowy i obie ekipy schodziły na przerwę mając na swoim koncie po 13 trafień.
Pierwsze akcje po zmianie stron, to bardzo nieskuteczna gra tak podopiecznych Jana Lesli, jak i zawodniczek SPR-u. I tak jak na początku meczu niemoc tę przerwała lewoskrzydłowa reprezentacji Danii, Mie Augustesen. Zawodniczki gości grały od tego momentu spokojnie, kontrolując spotkanie i nie przejmując się zupełnie przewagą, którą wypracowywały sobie lublinianki, a która wynosiła maksymalnie 2-3 bramki. Taka też różnica utrzymała się już do końca. SPR wygrał 26:24 i zwycięstwem pożegnał się z europejskimi pucharami.
Trzeba powiedzieć, że w dwumeczu zdecydowanie lepszy był Randers HK. Dunki grały przede wszystkim bardziej wszechstronną piłkę ręczną. Lublinianki w niedzielę co prawda zatrzymały kontrę rywalek, ale te nie miały problemów ze zdobywaniem bramek czy to z pierwszej, czy z drugiej linii. Gospodyniom brakowało natomiast zagrożenia z 9 metra. Niestety Izabela Puchacz, która jako jedyna potrafiła pokonać z dystansu Chanę Masson, nie miała wsparcia, ponieważ nawet rozgrywająca dobre zawody Dorota Małek swoje trafienia zaliczyła głównie po indywidualnych akcjach i rzutach z pierwszej linii. Przeciwniczki, które bardzo szybko zdały sobie z tego sprawę, skupiły się na powstrzymaniu Moniki Marzec, która w takiej sytuacji nie miała szans na skuteczną grę. SPR żegna się więc z europejskimi pucharami i teraz musi skupić się na lidze w której postara się obronić złoty medal.
SPR Lublin - Randers HK 26:24 (13:13)
Pierwszy mecz: 34:24 dla Randers HK.
Awans: Randers HK.
SPR: Sadowska, Jurkowska - Małek 6/3, Włodek 6/3, Rukaite 5, Puchacz 4, Marzec 3, Repelewska 1, Mihdaliova 1, Danielczuk, Wolska, Skrzyniarz, Wojtas.
Kary: 0 min.
Karne: 6/6.
Trener: Grzegorz Gościński.
Randers: Masson, AAgaard - Fruelund 5/3, Dalby 5, Augustesen 4, Medeiros 3, Silich 2, Fiskerm 2, B. Kristensen 1, Eric 1, S. Strangholt 1, E. Strangholt, S. Kristensen, Worz.
Kary: 2 min.
Karne: 3/4.
Trener: Jan Leslie.
Sędziowali: Milan Hajek i Karel Macho (Czechy).
Widzów: ok. 2500.