Piotr Werda: Co z twoją kontuzją? Na kolanie widać dużą bliznę po operacji...
Jakub Płócienniczak: Coś niedobrego zaczęło się dziać z moją nogą na początku drugiej rundy poprzedniego sezonu. Piekielnie bolało mnie kolano. Nie mogłem normalnie biegać, ani tym bardziej skakać. Okazało się, że miałem narośl na przyczepie wiązadła rzepki i czekała mnie poważna operacja. Główny zabieg miałem wykonywany w maju. Dość szybko zacząłem ćwiczyć. Nie mogłem jednak robić wszystkich elementów treningu. Starałem się wykonywać to, na co pozwalają mi lekarze.
Operacja się udała?
- Wszystko idzie w dobrym kierunku. Teraz już robię prawie wszystko. Szczególnie uważam jednak na wyskok. Nadal czuję ból przy jego wykonywaniu. Z kolei, jeżeli przebiegnę kilka kilometrów, to potem czuję, że noga nie jest jeszcze tak silna, jak kiedyś. Myślę, że do końca lipca będę już w optymalnej formie.
Jak spędziłeś czas wolny od treningów?
- Niestety prawie całe wakacje upłynęły mi na rehabilitacji. Jeździłem często na zabiegi, ćwiczyłem kontuzjowaną nogę na rowerze oraz w basenie. Odpoczywałem tylko kilka dni, kiedy to wyjechałem z dziewczyną do Turcji. Wraz z nami na wycieczce był kolega z drużyny - Łukasz Białaszek oraz jego narzeczona. Mieszkaliśmy na południu Turcji, w okolicach miejscowości Alanya. Z hotelu mieliśmy wspaniały widok na morze. Dużo zwiedzaliśmy i wylegiwaliśmy się na słońcu. Przy każdej okazji moczyłem moją chorą nogę w wodzie.
Z daleka widać, że wzrosły twoje gabaryty...
- Nie lubię bezczynności, nawet w czasie urlopu. W związku z tym, że nie mogłem dużo biegać w czasie rehabilitacji, zająłem się bardziej siłownią. Jak przyjechałem do Wągrowca, to ważyłem już około 110 kg. Bardzo chciałbym taką wagę utrzymać. Jednak przy tak intensywnych treningach, jakie mamy obecnie, to będzie niezwykle trudne zadanie. Myślę, że wskazówka mojej wagi łazienkowej poleci w dół.
Co słychać u brata?
- Widywaliśmy się teraz w domu z okazji przerwy sezonowej. Dominik właśnie niedawno rozpoczął treningi przygotowujące do kolejnych rozgrywek. Za rok kończy mu się kontrakt z Piotrkowianinem. Postanowił pozostać w Piotrkowie Trybunalskim ze względu na szkołę. Podobnie jak ja, pod koniec sezonu nabawił się kontuzji. U mnie był uraz kolana, a u niego ścięgien Achillesa.
Trener Koziński wyznaczył cię, jako jednego z dwóch głównych kandydatów na obrońcę za Marcina Siódmiaka...
- Zawsze dobrze czułem się grając w obronie. Jeśli trener postawi na mnie w defensywie, to na pewno będę dawał z siebie wszystko, by jak najlepiej wywiązywać się z powierzonych mi zadań. Jednak przed rozpoczęciem spotkań kontrolnych, nie ma co spekulować, kto gdzie będzie grał po rozpoczęciu sezonu. Mamy paru nowych zawodników, więc trener Koziński musi jeszcze wszystko poukładać w jedną całość.
Czy zmieniło się coś w treningach okresu przygotowawczego w stosunku do poprzedniego roku?
- Trener zrezygnował z Testu Coopera, ponieważ ten test wiele nie wnosi. Jedynie sprawdza naszą formę, ale nie ma na nic wpływu. Jak na razie nie dostrzegam zmian w treningach. Pierwsze trzy dni miały charakter wprowadzający, było wszystko po trochu. Jest sporo treningów. Odbywają się one dwa razy dziennie, od poniedziałku do soboty. Są bardzo urozmaicone, od siłowni, poprzez bieganie w terenie, jazdę na rowerze, piłkę nożną, po ćwiczenia w hali. Zajęcia są długie - trwają po 2 godziny. Przez to stanowią poważne obciążenie fizyczne i trochę też psychiczne. Każdy z nas stara się wytrwać, by dobrze przygotować się do sezonu.
Czy miałeś wcześniej jakiś kontakt z nowymi zawodnikami?
- Znam z parkietu Kamila Sadowskiego oraz Marka Kubiszewskiego. Jeśli chodzi o resztę, to nie miałem wcześniej żadnego kontaktu. Po pierwszych treningach wydaje mi się, że są skromnymi, przyjaźnie nastawionymi chłopakami. Nikt się nie unosi. Myślę, że się zaprzyjaźnimy. Zobaczymy, czy uda nam się zgrać na parkiecie.
Nowi zawodnicy to wzmocnienie, czy też jest to wypełnienie luk po odejściu kilku graczy?
- Po zakończeniu sezonu ubyło nam Marcina Głębockiego, Michała Janusiewicza oraz Andrieja Frołowa. Teraz okazało się że nie zagra również Marcin Siódmiak. W zamian mamy nowych czterech zawodników. Wcześniej nie mieliśmy jednak lewej ręki. Teraz mamy dwie, więc jest to na nasz duży plus. Wszystkie te kalkulacje szybko zweryfikuje parkiet.
Czy pomagasz nowym zawodnikom w aklimatyzacji?
- Jak najbardziej. Widzę, że nowi gracze dobrze wprowadzili się do zespołu. Niektórzy z nas znali się z nimi już wcześniej. Jak na razie nie było żadnych spięć miedzy nami. Od pierwszego treningu mamy dobry kontakt, rozmawiamy i spotykamy się. Ich aklimatyzacja przebiega podobnie jak moja, Bartosza Świerada oraz Łukasza Białaszka w zeszłym roku.
Kto może być w tym roku czarnym koniem rozgrywek?
- Widać, że wszystkie ekipy w tym roku się wzmocniły. Być może Stal Mielec pokaże coś ciekawego. Poza tym, Miedź Legnica ma ośmiu nowych zawodników. Większość beniaminków ma ośmiu, dziesięciu nowych graczy w składzie! Z pewnością są to duże wzmocnienia. Jednak w sytuacji tak dużych zmian kadrowych, całą drużynę trzeba budować od podstaw. Nie wiadomo, czy to wszystko zdąży się poukładać w jedną całość, już w pierwszym roku.
Co czeka Nielbę w kolejnym sezonie rozgrywek?
- Poziom drużyn, poza absolutną górą tabeli, jest niezwykle wyrównany. Wydaje mi się, że będzie bardzo ciężko. Ten sezon będzie inny od poprzedniego. Nasi rywale będą się inaczej na nas nastawiać, mimo, że nie było lekko w ubiegłym roku. Mamy już jednak jakieś doświadczenie. Mam nadzieję, że dzięki temu osiągniemy cele, które postawi przed nami Zarząd.