Praca "z doskoku" nie gwarantuje żadnych sukcesów - rozmowa z Leszkiem Krowickim, trenerem VFL Oldenburg

- W mojej ocenie trener, który pracuje w jednym kraju i prowadzi reprezentację innego kraju jest złym rozwiązaniem - mówi Leszek Krowicki, trener VFL Oldenburg. - Żeńska reprezentacja potrzebuje trenera, który jest na miejscu - dodaje. W rozmowie z naszym portalem opiekun trzeciej drużyny ubiegłego sezonu żeńskiej Bundesligi opowiada o nowym szkoleniowcu reprezentacji Polski, pracy w Niemczech, stanie kobiecej piłki ręcznej oraz celach na nadchodzący rok.

Piotr Wiśniewski
Piotr Wiśniewski

Piotr Wiśniewski: Pięć zwycięstw i efektowne zwycięstwo w gdyńskim turnieju. Postawa zespołu VFL Oldenburg powinna chyba pana cieszyć?

Leszek Krowicki: Generalnie jestem bardzo zadowolony z postawy zespołu, który mimo ciężkich treningów w Gdańsku wygrał ten turniej. Intensywne zajęcie na pewno dają się we znaki tak młodemu zespołowi, jakim dysponuję. Nie ukrywam, że chciałem, aby moja drużyna pokazała się z dobrej strony. No i udało nam się to. W zespole tkwi spory potencjał, z czego się ogromnie cieszę. Czuję także satysfakcję.

Właśnie rozpoczyna się pana szósty rok pracy z zespołem z Oldenburga. Nie czas już na nowe wyzwania?

- Będąc trenerem naturalnie w pewien sposób zawsze muszę planować swoją przyszłość. Na najbliższe dwa lata obowiązuje mnie kontrakt z Oldenburgiem i mam nadzieję, że go wypełnię. W naszej pracy nigdy jednak nie należy mieć długoterminowych planów. Pracuję już 20 lat za granicą i co jakiś czas pojawiają się oferty z innych klubów. Z tego też powodu niczego nie można być pewnym.

Takim wyzwaniem na pewno byłoby prowadzenie żeńskiej reprezentacji Polski. Był pan nawet brany pod uwagę jako kandydat na to stanowisko. Ostatecznie jednak postawiono na Rasmussena.

- Nie wyobrażam sobie łączenia funkcji trenera klubowego w Niemczech z prowadzeniem reprezentacji. Stąd też od początku ta idea była dla mnie nierealna...

No właśnie. A zatem czy łączenie funkcji trenera klubowego i szkoleniowca reprezentacji pozwoli panu Rasmussenowi skupić się na prowadzeniu polskiej kadry?

- W mojej ocenie trener, który pracuje w jednym kraju i prowadzi reprezentację innego kraju jest złym rozwiązaniem. Uważam, że taka sytuacja była możliwa jedynie w przypadku Bogdana Wenty, ponieważ trzonem reprezentacji dysponował na co dzień w Niemczech. Natomiast żeńska reprezentacja potrzebuje trenera, który jest na miejscu, który będzie pracował według pewnych koncepcji pozwolących wyjść z kryzysu. Żeńska piłka ręczna nie jest w tej chwili zaliczana do europejskiej czołówki i praca z "doskoku" nie gwarantuje żadnych sukcesów mimo, że życzę polskiej reprezentacji jak najlepiej.

Czyli wybór ten nie był słuszną decyzją polskiego związku?

- Wie pan, ja nie znam Rasmussena. Spodziewałem się, że trenerem reprezentacji będzie osoba mogąca pochwalić się okazałym dorobkiem, czyli taka, która swoje doświadczenie przeniesie na grunt reprezentacyjny i pomoże jej podnieść się z tego nie najwyższego poziomu. Znam wielu innych duńskich trenerów, ale postać pana Rasmussena jest dla mnie całkowicie anonimowa. Być może jest to jakieś objawienie na rynku trenerskim i za dwa lata nasza reprezentacja będzie silną drużyną. Tego mu serdecznie życzę. O nim jednak nic więcej nie mogę powiedzieć i to pomimo faktu, iż już 20 lat pracuję za granicą. Z tego też powodu wiem kto i jak gdzie pracuje. Ten wybór mnie, jak i wiele innych osób siedzących blisko tej dyscypliny po prostu zaskoczył...

W eliminacjach do mistrzostw świata rywalkami Polek będzie m.in. reprezentacja Austrii oraz Słowacji. Jak ocenia pan to losowanie. Jest szansa na awans?

- Ta szansa jest zawsze. Nigdy nie można rezygnować z możliwości odniesienia zwycięstwa. Wspomniana grupa zespołów, obok Polek będzie nadawać ton rywalizacji w grupie i rozstrzygnie losy awansu. Austria jest doświadczonym zespołem. Ciężko mi jest obecnie stwierdzić, czy trener Austriaczek powoła wszystkie doświadczone zawodniczki czy też będzie budował reprezentację od nowa. Słowaczki również są dobrym zespołem. Polki muszą wykorzystać atut własnego parkietu i mam nadzieję, że uda im się w jakimś procencie zrealizować plan, aczkolwiek nie są to bezpośrednie eliminacje do mistrzostw tylko jeden z etapów. Obawiam się, że na te sukcesy będziemy musieli jeszcze trochę poczekać.

Trzecie miejsce w rozgrywkach Bundesligi w poprzednim sezonie zadowala pana?

- Miejsce to jest więcej niż satysfakcjonujące, ponieważ niemiecka liga jest bardzo silna i wyrównana. Dwunasty zespół w tabeli jest w stanie wygrać z pierwszym. Może niezbyt często, ale takie rozstrzygnięcia się zdarzają. To trzecie miejsce jest największym sukcesem klubowym. Zresztą nasze ostatnie wyniki w pucharach pokazują, że rozwój tego zespołu zmierza w dobrym kierunku. Czuję więc satysfakcję. Lokata ta wcale nie musi oznaczać, że w tym sezonie będziemy na pierwszym czy drugim miejscu, a potwierdza, że należymy do niemieckiej czołówki.

A jakie cele stawiacie sobie w tym sezonie?

- Chcielibyśmy odgrywać znaczącą rolę w czołówce Bundesligi. Oczywiście zamierzamy również jak najdalej zajść w europejskich pucharach oraz pucharze Niemiec. Wszystko jednak zależy od losowania i rywali, z jakimi przyjdzie nam grać. Mam młody zespół, a moim celem jest, aby te zawodniczki wciąż czyniły postępy, nabierały doświadczenia. Turniej w Gdyni pokazał, że moje zawodniczki są w stanie zagrać na wysokim poziomie.

Wasze rywalki, gospodynie imprezy, zawodniczki Vistalu Łączpol Gdynia zamierzają w tym sezonie walczyć o mistrzostwo Polski. Czy mają ku temu podstawy?

- Uważam, że tak. Gdynianki należą do ścisłej czołówki polskich zespołów. Zresztą wypadałoby, aby w końcu ktoś przerwał hegemonię lublinianek, aczkolwiek są to tylko takie pobożne życzenia, gdyż sport rządzi się swoimi prawami, co tylko nadaje uroku rywalizacji. Silny jak zwykle będzie SPR, dość ciekawą grupą zawodniczek dysponuje Politechnika Koszalińska. W walkę o najwyższe cele zamierza się włączyć również Elbląg. Nie należy również zapominać o Zagłębiu Lubin. Dla dobra piłki ręcznej będzie, jeśli ta liga stanie się wyrównana, a mecze między czołówką ligi dostarczą wielu emocji. Wracając jednak do pańskiego pytania sądzę, że Gdynia ma szansę na odniesienie dobrego wyniku.

Czy podczas pracy w Niemczech wiele się pan nauczył, dostosował się do mentalności tam panującej. Duża różnica w tym aspekcie jest między Polską, a Niemcami?

- Przede wszystkim bardzo dużo nauczyłem się w Polsce. Wyjechałem z pewnym zasobem wiedzy, informacji i doświadczenia. Nie ukrywam jednak, że w Niemczech nauczyłem się bardzo wiele. Sukcesy odnosił tutaj również Daniel Waszkiewicz czy Bogdan Wenta, którzy potem przenieśli to na polski grunt. Pod względem siły żeńska liga niemiecka piłkarek ręcznych jest drugą na świecie, tuż za duńską. Jako trener obserwuję metody treningowe innych szkoleniowców, ich sposób myślenia, postępowanie z zawodniczkami, które się prowadzi. To jest olbrzymi zasób informacji.

Co należy zatem zrobić, aby podnieść poziom kobiecej piłki ręcznej w Polsce?

My Polacy niestety mamy to do siebie, że nie akceptujemy faktu, iż ktoś kto kiedyś był naszym uczniem, dziś jest od lepszy. Stąd namawiałbym wszystkich serdecznie, aby pojechać do Niemiec i Danii podpatrzyć pewne elementy. Musimy się uczyć od lepszych. Musimy również zaakceptować fakt, że wspomniane przeze mnie kraje, a także Skandynawia i inne państwa poczyniły ogromne postępy. My wciąż stoimy w miejscu, ale liczę, że wkrótce to się zmieni, a nasi przedstawiciele wyciągną odpowiednie wnioski.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×