Mamy coś do udowodnienia - rozmowa z Ryszardem Skutnikiem, trenerem Stali Mielec

Beniaminek PGNiG SuperLigi Stal Mielec w pocie czoła przygotowuje się do inaugurującego rozgrywki spotkania z Nielbą Wągrowiec. Ryszard Skutnik, szkoleniowiec zespołu z Podkarpacia jest pełen optymizmu i uważa, że najważniejszy będzie udany początek.

Tomasz Czarnota: Start ligi zbliża się wielkimi krokami. Stal jest już gotowa do bodaj swego najtrudniejszego sezonu w SuperLidze?

Ryszard Skutnik: Do rozegrania mamy jeszcze dwa sparingi w tym tygodniu - z Bochnią i Puławami. Trzeba doszlifować formę fizyczną i powoli zacząć uciszać nerwy, których widzę u chłopaków sporo. Jednym słowem sportowo jesteśmy niemal gotowi...

...a klub organizacyjnie?

- To już inna bajka. Oczywiście do ideału brakuje sporo, ale daleki byłbym od narzekań. Na dzień dzisiejszy wszystko wygląda dobrze, więc miejmy nadzieję, że tak dobrniemy do samego końca.

Co będzie największym pozytywem w grze Stali?

Nastawiamy się na ten sam styl gry, jaki zaowocował awansem do SuperLigi. Na boiskach I ligi biliśmy rywali na głowę dynamiką, a co za tym idzie szybkim kontratakiem. Dokładając do tego twardą i nieustępliwą postawę w defensywie oraz dwóch doświadczonych bramkarzy powinno być dobrze. Nie ma co kombinować, tylko "inwestować" w to co się sprawdza.

Jednak z pewnością są rzeczy nad którymi trzeba popracować?

- Oczywiście. Główną bolączką zespołu są słabe warunki fizyczne, a mówiąc dokładniej wzrost. Tego jednak zmienić nie jesteśmy w stanie. Mamy kłopoty z wyższymi drużynami w ataku pozycyjnym. Liczę jednak, że nadrobimy to innymi jeszcze ważniejszymi elementami gry.

Na organizowany w Mielcu turniej stawiły się tylko I-ligowe drużyny. Czyżby miał to być jakiś zabieg psychologiczny? Chodzi o to, że zespół czuje się mocniejszy psychicznie jak wygrywa?

- Nigdy w życiu. Jestem zdania, że lepiej przegrać z dużo mocniejszym rywalem i coś z tego sensownego wynieść i zrozumieć, niż wygrywać bez problemów ze słabszymi od siebie. Niestety turniej organizowany był dość późno i zespoły z najwyższej klasy rozgrywkowej miały już zarezerwowane plany treningowe. Zawody w Wągrowcu oraz Dzierżoniowie rozgrywane były niemal w tym samym czasie, a Mielec spóźnił się z zaproszeniami.

Po wywalczeniu awansu mówił pan, że Stal potrzebuje pięciu, sześciu nowych zawodników, żeby myśleć o spokojnym bycie w SuperLidze. Z planów wyszły jednak nici...

- To niestety niezależne ode mnie. Sytuacja finansowa w klubie jest, jaka jest i na "szastanie" pieniędzmi pozwolić sobie nie można. Uważam jednak, że zawodnicy, których udało się nam zakontraktować wnoszą do zespołu sporo nowego i z pewnością uznać ich można za wzmocnienia. Cały czas rozglądamy się jednak za nowymi twarzami i czekamy na decyzję Kielc.

O ewentualnym wypożyczeniu z Vive mówi się rzeczywiście dość głośno. Przewijały się już różne nazwiska, a jak ta sytuacja ma się do rzeczywistości?

- Kielce jeszcze się nie określiły. Póki co można zgadywać, kto wypadnie z kadry mistrza Polski, chociaż ta liczba jest oczywiście zawężona do paru nazwisk. Dopiero, gdy Vive ostatecznie zamknie zespół będziemy wiedzieć na czym stoimy i czy dany zawodnik jest nam potrzebny. Na to jednak trzeba jeszcze trochę poczekać.

Kapitanem zespołu będzie Krzysztof Lipka. To decyzja pana czy zawodników?

- Chłopcy sami wybrali Krzyśka w tajnym głosowaniu (śmiech). Co ciekawe identyczną ilość głosów zebrał Darek Kubisztal, ale się wycofał i nie chciał brać tej bądź, co bądź odpowiedzialności na swoje barki.

Możemy zatem zaryzykować stwierdzenie, że liderem tej drużyny będzie bramkarz?

- Myślę, że póki co nie ma jednego, określonego przywódcy. Cały czas to wszystko się "wałkuje". Do grupy starych znajomych doszło trzech nowych ludzi i trzeba im dać trochę czasu na dotarcie się. Zapewne po paru pierwszych meczach wyłoni się ktoś, kto będzie w stanie pociągnąć ten zespół w najtrudniejszych momentach.

Odczuwa pan wraz z podopiecznymi presję ze strony działaczy, kibiców i mediów?

- To ciśnienie na wynik czują przede wszystkim sami zawodnicy. Wielu z nich już dwa razy spadało z ekstraklasy i trzy razy do niej wracało. Jak już wspominałem to właśnie u nich z dnia na dzień rośnie napięcie nerwowe i na pewno nie chcieliby powtórzyć

tego czarnego dla siebie scenariusza. Najważniejszy będzie początek i mecz z Nielbą. Fajnie, że zagramy go u siebie, bo w Mielcu, przed własną, świetną publicznością gra się całkiem inaczej.

Po niezwykle udanym sezonie w I lidze nie miał Pan ofert z silniejszych klubów?

- Dostałem propozycje pracy z Polski i zagranicy. Do całej sprawy podchodzę jednak ambicjonalnie i po prostu żal mi było zostawiać chłopaków. Owszem Emiraty Arabskie, czy Katar to ciekawe, egzotyczne kierunki, ale w tych miejscach już pracowałem. O ofertach z Polski nie chciałbym mówić. Wiem jednak, że tu w Mielcu mamy coś do udowodnienia i postaramy się nie zawieść oczekiwań - choć obiecać niczego nie mogę.

Komentarze (0)