Szczyt formy przyjdzie na ligę - rozmowa z Kamilem Sadowskim, rozgrywającym Nielby Wągrowiec

Jest jednym z czterech graczy, którzy wzmocnili w przerwie sezonowej wągrowiecką Nielbę. Karierę rozpoczynał w Końskich. Po rozpadnięciu się Śląska Wrocław znalazł się w Wągrowcu. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Kamil Sadowski opowiada o swoim życiu, przebiegu dotychczasowej kariery sportowej oraz pobycie w Nielbie.



Piotr Werda
Piotr Werda

Piotr Werda: Skąd pochodzisz?

Kamil Sadowski: Urodziłem się w 1986 roku. Mam 193 cm wzrostu i ważę 99 kilogramów. Pochodzę z Końskich. Leżą one nieopodal Kielc. Miasto to jest nieco większe od Wągrowca. Jestem wychowankiem KSSPR Końskie. To drużyna piłki ręcznej, która w sekcji seniorów nie ma znaczących dokonań. Osiąga jednak od wielu lat bardzo duże sukcesy w zespołach młodzieżowych. Studiuję wychowanie fizyczne na Wszechnicy Świętokrzyskiej w Kielcach. Za rok ukończę studia.

Opowiedz o swojej rodzinie.

- Moi rodzice mieszkają w Końskich. Są już na emeryturze. Mam rodzeństwo: trzy siostry oraz brata. Mają już swoje rodziny i pracują. W domu została tylko najmłodsza siostra, Ania. Moja dziewczyna ma na imię Aneta. Jest w moim wieku. Poznałem ją w wieku 18 lat, podczas jednego z treningów w hali. Świetnie się rozumiemy. Bardzo mnie wspiera, w tym co robię. Jest to moja jedyna miłość, którą bardzo kocham. Studiuje równolegle dwa kierunki: ekonomię oraz hotelarstwo. Na początku okresu przygotowawczego była u mnie w Wągrowcu. Teraz jest już w Końskich. Obecnie szuka pracy. Z rodziną zawsze miałem bardzo dobry kontakt. Gdy mam trochę wolnego czasu, to zaraz jadę do domu, aby spotkać się ze wszystkimi. Bardzo ich kocham i tęsknię.

Jakie były początki twojej kariery?

- Większość moich rówieśników z Końskich zaczynała od piłki nożnej. Ja również nie byłem wyjątkiem. Taka była wtedy moda. Nasza reprezentacja grała wówczas bardzo dobrą piłkę. Pewnego dnia jeden z kolegów zabrał mnie jednak na zajęcia piłki ręcznej. Jeden, drugi trening i tak jakoś się zaczęło. Szkoliłem się pod kierunkiem Mariana Panka. W juniorach odnosiliśmy duże sukcesy na Mistrzostwach Polski.

A co było potem?

- Po zdobyciu z Końskimi Mistrza Polski Juniorów trafiłem w 2004 roku do Kielc. Trenerem Vive był wtedy Tomasz Strząbała. Początki mojej kariery seniorskiej były niezwykle ciężkie. Kielczanie posiadali wówczas wielu świetnych zawodników na mojej pozycji. Był pochodzący z Bośni i Hercegowiny Mladen Cacić, czy też Mołdawianin Jura Hiliuk. Byłem więc trzecim graczem na prawym rozegraniu. Robiłem wszystko, co było w mojej mocy, aby zaprezentować się jak najlepiej. Byłem chyba jednak za młody, żeby prezentować taki poziom, jak moi sławni konkurenci. W międzyczasie do Vive przyszedł Bogdan Wenta. Okres przygotowawczy pod jego kierunkiem był niezwykle ciężki. Jest to człowiek z wielkim charakterem oraz temperamentem. Za jego kadencji grałem na zmianę z Mateuszem Zarembą. Było to dwa lata temu. Mateusz grał pierwsze 45 minut. Ja natomiast wchodziłem na ostatni kwadrans meczu. W czasie jednego ze spotkań, mój zmiennik doznał ciężkiej kontuzji. Musiałem więc grać przez cały mecz. Było to dla mnie ogromnym przeżyciem. Tamten sezon mogę zaliczyć do udanych. Zdobyliśmy z Vive Mistrza Polski. Następnie do Kielc przybyła chyba największa gwiazda polskiego handballu - Mariusz Jurasik. Trener musiał zadecydować, kto pozostanie w zespole: Mateusz Zaremba, czy też ja. Wskazał na mojego zmiennika, a ja poszedłem na wypożyczenie do Śląska Wrocław.

Jak wspominasz pobyt we Wrocławiu?

- Do Śląska Wrocław trafiłem w ubiegłym sezonie. Od pierwszego dnia poczułem się tam bardzo dobrze. W aklimatyzacji bardzo pomagali mi koledzy z Końskich: Rafał Stachera oraz Piotr Swat. Początek w ekstraklasie mieliśmy bardzo ciężki. Potem szło nam już coraz lepiej. Niewiele zabrakło, aby dostać się do play-offów. Będąc beniaminkiem udało nam się jednak utrzymać.

Co stało się z sekcją piłki ręcznej Śląska Wrocław?

- W maju oficjalnie przestaliśmy być graczami tej drużyny. Nasz główny sponsor, firma budowlana As-Bau wycofała się. Sekcja niestety rozpadła się. Szkoda, że klubu z takimi tradycjami nie będzie w rozgrywkach. Miejmy nadzieję, że Śląsk Wrocław jeszcze kiedyś powróci do polskiej piłki ręcznej.

Jakie miałeś zdanie o Nielbie, grając w Śląsku?

- Przed przyjściem do Wągrowca słyszałem wiele dobrych słów o Nielbie. Wiedziałem, że zawodnicy grają bardzo dobrą piłkę, a przy tym posiadają świetnego trenera z Płocka. Byliśmy w Śląsku bardzo ciekawi, jak liga zweryfikuje te informacje. Mogę powiedzieć, że w ubiegłym sezonie MKS był czarnym koniem rozgrywek. Nielba w każdym meczu zaskakiwała przeciwnika, heroicznie walcząc do końca.

Zawsze grałeś na prawym rozegraniu?

- Tak, całą karierę. Jest to moja nominalna pozycja. Gdy zacząłem trenować, byłem szczupły i dość wysoki. Będąc przy tym graczem leworęcznym, trener od razu przymierzył mnie na tę pozycję. Tak już zostało do końca, z czego niezmiernie się cieszę.

Miałeś już styczność z którymś z zawodników Nielby?

- Gdy występowałem w reprezentacji juniorów, miałem kontakt z Bartoszem Witkowskim oraz Dawidem Przysiekiem. Z resztą nielbistów widywaliśmy się w poprzednim sezonie na parkiecie.

W zeszłym sezonie był okres, kiedy to Nielba i Śląsk miały poważne problemy z kontuzjami. Jak przetrwałeś ten trudny czas?

- Jak każdy sportowiec, boję się kontuzji. Na szczęście, jak dotychczas nie miałem poważnych urazów. Przez tyle lat grania w piłkę ręczną, tylko dwa razy doznałem lekkiego skręcenia kostki w lewej nodze. Obecnie czuję się dobrze. Jestem może trochę zmęczony ciężkim okresem przygotowawczym - brak mi świeżości. Szczyt formy przyjdzie na ligę.

Twoja lewa ręka to niewątpliwie duży atut.

- Na pewno. Nielba w zeszłym sezonie nie miała leworęcznego rozgrywającego. Teraz będzie z pewnością lepiej. Będą większe możliwości kierowania atakiem.

Z kim rywalizujesz na swojej pozycji?

- Na prawym rozegraniu jest jeszcze Rafał Przybylski. Pochodzi on ze Szczecina. Przeszedł do Nielby podobnie jak ja - w przerwie sezonowej. Jest to bardzo młody i dobrze rokujący zawodnik. Nawzajem się uzupełniamy. Jest między nami tylko i wyłącznie zdrowa konkurencja. Nie ma żadnej zawiści, jeśli ktoś zagra lepiej. W lidze będzie tak samo.

Jak spędzasz wolny czas?

- Jeśli mam więcej wolnego czasu, to zawsze staram się gdzieś pojechać i przeżyć coś ciekawego. Lubię czynnie spędzać czas. Nie cierpię siedzenia w domu i biernego oglądania telewizji. Moją pasją jest motoryzacja i wszystko, co jest z tym związane. Interesuję się mechaniką. Czytam dużo książek w tym kierunku. Jak coś złego dzieje się z samochodem, to samemu staram się go naprawić. Chodzę również często do kina oraz gram w Playstation.

Jak ci się mieszka w Wągrowcu?

- Wągrowiec przypomina mi trochę Końskie. Miasto bardzo sprzyja uprawianiu wszelkiej aktywności sportowej. Jest tu dużo lasów i jezior. Można pobiegać, popływać, czy też pojeździć rowerem. Znajduje się tu duży i świetnie wyposażony ośrodek sportu. Powoli aklimatyzuję się w tym otoczeniu.

Jakie są cechy twojego charakteru?

- Moimi cechami dominującymi jest waleczność oraz odwaga, w życiu, jak i na parkiecie. Prywatnie jestem bardzo otwarty na ludzi. Mówią, że jestem też uparty w dążeniu do celu. Gdy coś mi nie idzie, to nie spuszczam głowy...

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×