Maciej Wojs: Gratuluję wygranego spotkania (rozmowa odbyła się po ligowym meczu ze Stalprodukt BKS Bochnia). Co może pan powiedzieć o tym meczu?
Mariusz Kempys: Dziękuję. Trudno cokolwiek oceniać tak na gorąco. Przede wszystkim pierwsze koty za płoty! Troszeczkę słabiej zaczęliśmy, zresztą Bochnia też niewiele lepiej. Nie chciałbym powiedzieć, że był to mecz walki, ale rzeczywiście twardo walczyliśmy. Było to bardzo trudne spotkanie, z obu stron było widać dużo nerwowości związanej z inauguracją sezonu. Mecz głównie obrony, bo jeden i drugi zespół stawiał przede wszystkim na defensywę.
Doskonale wyglądała pana współpraca z pozostałymi zawodnikami, głównie z Damianem Biernackim. Czy doświadczenie i zgranie będzie największym atutem Olimpii?
- Mam taką nadzieję. Liczę, że kontuzje będą nas omijać, bo w takim składzie będziemy groźni. Mamy taką dziesiątkę ludzi do grania, reszta troszeczkę odstaje, no ale musimy w takim składzie grać. W naszej pierwszej formacji plus te dwie, trzy osoby wyglądamy dość dobrze, później jest trochę gorzej.
W zeszłym sezonie występował pan w Zabrzu. Dlaczego zdecydował się pan na powrót do Olimpii?
- Wpłynęło na to wiele czynników. Nie ukrywam, że Krzysiu Przybylski namawiał mnie bardzo żebym został, ale jakoś tak się nie dogadaliśmy. Chciałem wrócić do Piekar, prowadzimy tam z żoną działalność, ponadto pracuję tam w szkole - mam wiele innych obowiązków. Granie owszem traktuję poważnie, ale w Zabrzu jakoś więcej czasu to wszystko mi zajmowało. Do końca też nie dogadałem się z panem prezesem. Mimo, iż nie podpisałem wtedy jeszcze umowy w Piekarach, to dałem słowo, że podpiszę. I tak zrobiłem, mimo późniejszej korzystniejszej oferty z Zabrza. Chcę być słownym człowiekiem, poza tym to mój macierzysty klub i nie wypadało powiedzieć nie.
Pana transfer był jednym z największych ruchów transferowych wśród pierwszoligowych zespołów. Czuje pan na sobie presję związaną z byciem liderem drużyny i gwiazdą ligi?
- (śmiech) Z tą gwiazdą to pan przesadził! Gwiazdy są na niebie, ja tutaj wróciłem na stare śmieci. Może nie do końca był to największy transfer. Jeśli ktoś był blisko mnie, to mógł się tej decyzji spodziewać.
W następnej kolejce gracie z Czuwajem Przemyśl. Dostrzega pan jakieś elementy, które musicie poprawić przed tym spotkaniem?
- Oj, mamy dużo elementów do poprawiania. Zresztą uważam, że w tej lidze nie ma takiej drużyny, która nie ma nic do poprawiania. Chcemy grać mądrze, tak abyśmy nie głupieli na boisku - a to czasami się nam zdarza. Mamy grać konsekwentnie, dzisiaj zagraliśmy w miarę dobrze w obronie. Duży nacisk kładziemy na szybki powrót do obrony po stracie piłki, tak aby przeciwnik nie mógł wyprowadzić kontry. Cały czas poprawiamy atak pozycyjny, nastawiamy się także na wyłączanie z gry mojej osoby. Myślę, że taktycznie jesteśmy w miarę przygotowani do rywalizacji, aczkolwiek to wszystko zweryfikuje parkiet.
Jakie są cele Olimpii w tym sezonie?
- Cele Olimpii nie są dość wygórowane. Śmialiśmy się z kumplami, że dany zespół chce być w czubie, jakiś inny też, ktoś chce walczyć o miejsca 3-4, ktoś inny znowu w środku. Z tego wychodziłoby, że my jesteśmy przeznaczeni do spadku, bo wszystkie miejsca zostały rozdzielone, a o Olimpii nikt nie wspomniał. To oczywiście troszkę żartem, ale chcemy po prostu być z przodu i straszyć najlepszych.
Kto według pana ma największe szanse na awans? Jak ocenia pan siły poszczególnych zespołów?
- Myślę, że liga jest w tym roku bardzo wyrównana i pomiędzy zespołami na pozycjach dwa do nawet sześć, siedem mogą być małe różnice punktowe. Oczywiście zdecydowanie najmocniejszą ekipę ma Zabrze i wydaje mi się, że nie ma drugiego tak mocnego kandydata, który mógłby im zagrozić. Nie mówię, że nie stracą oni żadnych punktów, ale nie ma zespołu który będzie punktował tak jak oni. Mają najbardziej wyrównaną kadrę, dobrego trenera i nawet jeśli pogubią gdzieś punkty, to i tak awansują. Nie chciałbym natomiast mówić o miejscach spadkowych, mam swoich kandydatów, ale wszystko zweryfikuje parkiet. Ponadto dawno nie grałem w tej lidze, dlatego też nie chciałbym oceniać poszczególnych zespołów, bo aż tak dobrze ich nie znam.
Czego mogę życzyć panu w obecnych rozgrywkach?
- Tak jak każdemu człowiekowi, który w jakimś stopniu uprawia sport wyczynowy, to przede wszystkim zdrowia i troszeczkę szczęścia, bo to jest najważniejsze. Podsumuję to taką anegdotą, że na Titanicu wszyscy byli zdrowi i bogaci, a ci co nie mieli szczęścia nie przeżyli. Dlatego zdrowia i szczęście i wszystko będzie ok.