Działacze się obrazili - rozmowa z Edwardem Strząbałą, byłym trenerem Reflex Miedzi Legnica

Trener Edward Strząbała tylko przez pięć ligowych kolejek prowadził zespół beniaminka z Legnicy. W wywiadzie doświadczony szkoleniowiec opowiada o kulisach swojego odejścia z Miedzi, ocenia drużynę i działaczy, a także zdradza swoje plany na przyszłość.

Paweł Jantura: Ma pan żal do działaczy Miedzi?

Edward Strząbała: Jest mi bardzo przykro, bo w mojej 50-letniej karierze trenerskiej jeszcze nigdy nie zwolniono mnie po pięciu ligowych kolejkach. Działaczom Miedzi zabrakło doświadczenia i rozeznania w sytuacji drużyny. Z kolei mojego doświadczenia należycie nie wykorzystali. Zachowali się wobec mnie nie fair. Można powiedzieć, że zostałem na lodzie. Po dwóch kolejkach otrzymałem atrakcyjną propozycję pracy w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Odmówiłem, bo chciałem być w porządku wobec klubu i zawodników. Odczuwam wielki niedosyt, bo nie dokończyłem w Legnicy budowy drużyny na miarę czołówki Superligi.

Dlaczego pana zwolniono?

- Oliwy do ognia dolała moja wypowiedź o Michale Nowaku po meczu z Warmią. Była ona po prostu szczera, a działacze się obrazili.

Działacze mówią, że rozstali się z panem ze względu na słabe wyniki sportowe.

- W pięciu meczach zdobyliśmy trzy punkty. Taki dorobek nie jest poważnym powodem do zwalniania mnie. Przegraliśmy z Vive i Wisłą, wygraliśmy z Nielbą, a z Warmią zremisowaliśmy. W naszej obecnej sytuacji ten punkt był sukcesem, a nie wpadką. Za taką uważam tylko przegrany mecz z Gorzowem. W tym przypadku biję się w pierś.

A jaka jest ta sytuacja byłej już pana drużyny?

- Na pewno nie jest różowa. Ten zespół stać na miejsce w pierwszej ósemce ligi, ale zarówno działacze jak i zawodnicy muszą nabrać pokory. Latem, gdy zaczynałem budowę nowej drużyny, zacząłem od drugiej linii. Chciałem mieć na połówkach Świątka i Nowaka, a na środku rozegrania reprezentanta Litwy - Nowickiego. Przyszedł tylko Świątek. Okazało się jednak, że ma nie zaleczoną do końca kontuzję i wypadł nam ze składu na prawie pół sezonu. Urazy złapali również Marek Boneczko, Paweł Piwko i Grzegorz Garbacz. Za Nowaka mam Bogumiła Buchwalda. To ambitny i pracowity chłopak z talentem. Ostatni sezon stracił jednak z powodu kontuzji i to po nim widać. W efekcie drużyna nie ma praktycznie żadnego zagrożenia rzutowego z drugiej linii. Dopóki nie wróci Świątek, o każdy punkt będzie bardzo ciężko.

Działaczom puściły nerwy, bo oczekiwania ich, i kibiców są po letnich wzmocnieniach bardzo duże.

- Już kiedyś mówiłem, że balon został w Legnicy nadmuchany do granic możliwości. Tymczasem drużyna wcale nie jest aż tak mocna, jak się niektórym wydaje. Mówiłem już o kontuzjach. Kilku graczy nie jest jeszcze w pełnej formie. Ten zespół na pewno jednak stać na miejsca 6-8. Oczekiwania wobec niego są chyba zbyt duże. Drużynę buduje się powoli. To nie jest tak, że ściągnie się latem ośmiu zawodników i zdobędzie się medal. A o nim też już słyszałem. Bądźmy poważni!

Ale rozstano się z panem ponoć po dżentelmeńsku?

- Rozmowa z prezesem Woźniakiem była faktycznie bardzo kulturalna. Przyznam, że już w tygodniu przed meczem z Warmią wyczuwałem coś w powietrzu. W klubie panowała nerwowa atmosfera, było ciśnienie, żeby koniecznie wygrać. Nie udało się, i nie jestem już trenerem Miedzi.

Dzwonią już z innych klubów? Jest pan uzależniony od szczypiorniaka. Bez pracy pan chyba zwariuje.

- Pewnie, że dzwonią. Mam dwie propozycje, ale to tematy do przegadania. Nie na teraz. Nie wykluczam, że jeszcze w tym sezonie wrócę do Legnicy, ale siedzieć będą na ławce gości. Otrzymałem też propozycję polityczną. Prezydent Kielc chce, żebym wystartował w wyborach do rady miejskiej z jego komitetu.

Miedź prowadził pan dwa razy. Za pierwszym razem zajął z nią 8. miejsce w ekstraklasie, a za drugim awansował do niej. Który wynik jest wyżej w pana hierarchii?

- Nie ma nawet co porównywać! Awans do ekstraklasy z Miedzią stawiam na równi z moimi trzema tytułami mistrza Polski. To był nasz ogromny sukces. Powiedzmy sobie szczerze, że w poprzednim sezonie nie mieliśmy bardzo mocnej drużyny. A zmietliśmy z parkietu w barażach Chrobrego Głogów, a wcześniej mocnego Sokoła Kościerzyna. Nie jest sztuką zdobywać złote medale jak ma się gwiazdy, kasę i porządek w klubie. Na przykład, jak Bogdan Wenta w Vive Kielce.

Drużynę przejął po panu Piotr Będzikowski. Może do pana zadzwonić w środku nocy i poprosić o radę?

- Pewnie, że tak. Piotrek to bardzo inteligentny, ambitny i charakterny człowiek. Bardzo go ceniłem jako zawodnika. On zawsze cholernie chciał wygrać. Jeśli te cechy przełoży na swoją nową pracę, to Miedź naprawdę nie będzie musiała szukać trenera w Polsce. Piotrek sobie poradzi, bo ma charyzmę. Życzę mu powodzenia i będę trzymał za niego kciuki. Zresztą za całą Miedź również. Zawsze już będę kibicował legnickiej drużynie.

Komentarze (0)