Jesteśmy mocniejsi niż rok temu - rozmowa z Krzysztofem Przybylskim, trenerem NMC Powen Zabrze

Krzysztof Przybylski dołączył do zespołu NMC Powen Zabrze na fazę play-off rozgrywek Ekstraklasy. Ówczesny selekcjoner reprezentacji Polski szczypiornistek zastąpił na stanowisku trenera Roberta Nowakowskiego. Sympatyczny szkoleniowiec opowiedział między innymi o pracy w NMC Powen, o sytuacji w kadrze kobiet i losowaniu par 1/8 finału Pucharu Polski.

Alicja Chrabańska: W bieżącym tygodniu zostały rozlosowane pary 1/8 finału Pucharu Polski. Wam w udziale przypadła Orlen Wisła Płock. Pechowy czy szczęśliwy los?

Krzysztof Przybylski: Nie rozważam tego losowania pod kątem tego czy było pechowe czy szczęśliwe. Mamy okazję zagrać z czołowym zespołem polskiej ekstraklasy. Wypada się cieszyć, że do Zabrza przyjedzie zespół, który w tegorocznych rozgrywkach jeszcze nie przegrał żadnego spotkania. Będzie to dla nas wyznacznik tego na jakim etapie budowania nowego zespołu jesteśmy. Oprócz tego to dobra odskocznia od rywalizacji w I lidze. Najbliższe dni będą bardzo napięte. W sobotę gramy z Olimpią Piekary Śląskie, potem z Orlen Wisłą Płock, a w kolejny weekend z Grunwaldem Ruda Śląska. Czeka nas dużo grania, ale warto zmagać się z zespołami z najwyższej półki. Z takich pojedynków zawsze wynosi się nowe doświadczenie.

Mecz z Orlen Wisłą to będzie tak naprawdę pierwsza weryfikacja sił w tym sezonie…

- Przed sezonem już weryfikowaliśmy swoje siły z zespołami ekstraklasy, bo graliśmy sparingi między innymi z Zagłębiem Lubin, Miedzią Legnica czy Chrobrym Głogów, które radzą sobie teraz w lidze nienajgorzej. Najciekawszym sparingiem był mecz z Vive Targi Kielce, który przegraliśmy wysoko, ale wychodzę z założenia, że trzeba grać z najlepszymi by podnosić swój poziom sportowy. Spotkanie z płocką ekipą będzie jednak pierwszym tego typu starciem o stawkę. Toteż z pewnością zawodnicy inaczej podejdą do tego meczu i pokaże on na co nas stać.

W ubiegłym sezonie płocka ekipa miała poważne problemy na parkiecie. Czy w tym roku Nafciarze to znów stara dobra marka?

- Do tego co było kiedyś niewiele brakuje. Poczyniono znacznie zmiany, jest nowy trener i zawodnicy. Nawet już w czasie trwania sezonu Wisła się wzmocniła. Teraz Nafciarze mają 16 równych graczy, którzy potrafią zdobywać bramki z każdej pozycji. Każdy nasz błąd będzie pewnie karany skuteczną kontrą. Ale jeśli zagramy twardo w obronie to możemy zawiesić Orlen Wiśle poprzeczkę wysoko.

Wróćmy do Zabrza. Miał pan okazję pracować z NMC Powen pod koniec występów w ekstraklasie, potem okres przygotowawczy i występy w I lidze. Jakie zmiany zaszły w zespole przez ten czas?

- Trudno to ocenić. Na pewno zmienił się styl pracy, bo każdy trener ma inny warsztat, a to przekłada się na to co dzieje się na boisku. Doszło kilku nowych zawodników, którzy również stanowią o sile zespołu. Staramy się grać twardo, bardziej agresywnie w obronie, co jest niejednokrotnie karane przez sędziów. Ale bez skutecznej obrony i szybkiej kontry ciężko jest wygrywać mecze. Dodam. Że wprowadziliśmy do naszej gry w ataku kilka nowych rozwiązań taktycznych.

Mówi się, że poczynione przed tym sezonem transfery są lepsze niż te zeszłoroczne. Czy tak?

- Jesteśmy mocniejsi niż przed ubiegłym sezonem. Dokonane transfery uzupełniły te pozycje na których były braki. Dużym wzmocnieniem są także powroty kontuzjowanych zawodników.

Ekipa jest niewątpliwie wzmocniona. Do tej pory wszystkie mecze wygrywacie dość łatwo. Nie boi się pan rozprężenia w szeregach NMC Powen?

- W tej sytuacji istnieje groźba takiej reakcji zawodników. Na szczęście obecnie jest duża rywalizacja o miejsce w składzie meczowym. Cały czas uczulam graczy, że do zakończenia rozgrywek zostało jeszcze dużo meczy. Za nami dopiero 6 kolejek, a nie 22, kiedy można by się cieszyć i zawiesić buty na kołek. Czeka nas jeszcze wiele pracy w tej rundzie i w przerwie, kiedy na pewno rozegramy kilka cennych sparingów, w tym turniej na własnym parkiecie. Mam nadzieję, iż to że wygrywamy dodatkowo mobilizuje zespół.

A czy był jakiś trudny moment w tym sezonie?

- Najtrudniejszym momentem był mecz w Końskich. Początek nam nie wyszedł, zagraliśmy za słabo w obronie i pozwoliliśmy zdobyć gospodarzom łatwe bramki i dyktować warunki. Ale potem wszystko wróciło do normy. Zagraliśmy agresywniej w obronie, kilka piłek odbił Sebastian Kicki, poszły kontry i do końca meczu nie oddaliśmy prowadzenia. Ale Końskie to ciężki teren i niejeden zespół będzie się tam musiał napocić.

Jakby to wszystko podsumować i ogólnie powiedzieć jak pracuje się w Zabrzu?

- Pracuje się dobrze. Jak są wyniki to zawsze jest dobrze. To praca na Śląsku, gdzie spędziłem większość życia, gdzie pracowałem z zespołami męskimi i żeńskimi. Jest pewna specyfika tej pracy. Są zawodnicy, którzy grają ze sobą już kilka lat, a nawet kilkanaście. Zabrzański klub zwykle decydował o układzie sił na Śląsku, przez moment tę rolę przejęła Olimpia Piekary Śląskie, teraz znów jest to zabrzański team. W komunikacji z zespołem są różne momenty, lepsze i gorsze, ale uważam że należy rozmawiać i to dużo. Czasami trzeba powiedzieć sobie kilka gorzkich słów, ale i pochwalić jeśli jest ku temu powód.

Czy to że znacie się doskonale z większością zawodników skutkuje bardziej koleżeńską atmosferą?

- Koleżeńska atmosfera możne panować po zejściu z parkietu. Możemy rozmawiać wtedy na różne tematy. Na treningu wymagam skupienia się na tym co mamy zrobić. Potem możemy funkcjonować na stopie koleżeńskiej. Jeśli ktoś tego nie rozumie to nie jest zawodowcem.

Praca w NMC Powen to przejście od piłki ręcznej kobiet i to na wysokim poziomie do męskiej. Trudna zmiana?

- To przejście było bardzo płynne. Kończyła się moja praca z reprezentacją kobiecą. Postawione mi warunki były niezwykle trudne do zrealizowania, bo kadra musiałaby wygrać z ekipą Rosji. Chociaż postawiliśmy Rosjankom w Chorzowie trudne warunki. Dziewczyny jako zespół zagrały dobry mecz zwłaszcza w pierwszej połowie, ale zabrakło trochę zdrowia i może zmienniczek. W międzyczasie pojawiła się oferta z Zabrza. Po rozmowach z prezesem Bogdanem Kmiecikiem zapadła decyzja, że pracę z NMC Powen rozpocznę już w marcu. Myślę, że to się sprawdziło, bo poznałem niektórych zawodników, z pozostałymi znałem się już wcześniej, a to pomaga w budowaniu zespołu. Poznanie się w sytuacjach meczowych, treningowych to zupełnie coś innego niż znajomości poza boiskowe. Z resztą od czasów kiedy trenowaliśmy razem w Olimpii minęło już sporo czasu. Jedyne czego żałuję to, że nie wszystkich zawodników udało nam się po ubiegłym sezonie zatrzymać. Ale takie jest życie, zawodnik sam decyduje, gdzie chce grać.

A gdyby teraz wybierać czy trenować kobiety czy mężczyzn?

- Na razie zostanę przy mężczyznach.

Wracając do reprezentacji, czy Kim Rasmussen to dobry wybór?

- Trudno mi się wypowiadać, bo jednak przez dwa lata w tym "siedziałem". Przykro, że zawodniczki, które rzadko bywały na zgrupowaniach kadry wypowiadają się, że teraz jest o 100 proc. lepiej. Każdy trener ma swój warsztat. Czas pokaże czy to była dobra zmiana. Już najbliższe eliminacje będą sprawdzianem dla Kima Rasmussena czy reprezentacja zmierza w dobrym kierunku czy trzeba jeszcze popracować i coś zmienić. Cieszę się, że dziewczyny wygrały teraz dwa mecze z Chinami. Życzę im jak najlepiej, żeby wygrały preeliminacje i w eliminacjach trafiły na jak najsłabszego rywala i awansowały do mistrzostw świata.

Jak pan wspomniał przed momentem każdy trener ma swój warsztat i każdy ma też swoją wizję zespołu. Jaka jest pana wizja?

- Najbardziej korzystna jest mieszanka młodości z rutyną. To jest szansa na to, żeby ci doświadczeni zawodnicy przekazali coś ze swojego warsztatu młodym, którzy jeszcze się uczą. W NMC Powen mam okazję korzystać i z tych młodych zawodników i z tych doświadczonych. Starsi są potrzebni, żeby pokierować poczynaniami całego zespołu na boisku. Niestety umiejętności i zdolności przywódcze młodych nie są wystarczające, żeby w trudnych momentach wziąć ciężar gry na swoje barki.

Rozmawialiśmy do tej pory tylko o sporcie, ale nie sposób nie zapytać jak radzi sobie pan w tym gorącym, nie tylko ligowo, czasie.

- Mamy teraz rzeczywiście gorący okres. Raz, że ligowy, dwa mecz pucharowy. Zaczęła się też gorączka przedwyborcza, bo nie jest sekretem, że startuję w wyborach do sejmiku wojewódzkiego. Do tego jeszcze praca w szkole. Ale przy dobrej organizacji można wszystko ułożyć i pogodzić. Najważniejsze jest NMC Powen, z którym chcemy awansować do PGNiG SuperLigi i z dobrym skutkiem grać z najlepszymi. Na drugim miejscu jest praca zawodowa, bo pracując z dziećmi trzeba im poświęcić dużo czasu i niczego nie można zaniedbać. A w wolnych chwilach, z grupą przyjaciół pracujemy nad kampanią wyborczą i staram się osiągnąć cel, czyli zostać radnym Sejmiku Województwa Śląskiego.

Na koniec mała zabawa. Dwa lata temu trener Marek Kąpa obiecał, że po awansie do ekstraklasy zgoli wąsy. Co pan może obiecać jeśli awansujecie?

- Niestety ja nie mam wąsów, żeby je golić. Nie planuję też zapuszczać. Ale uzgodnijmy, że jak awansujemy to włosy na głowie zostaną bardzo krótkie. To tak akurat na lato.

Źródło artykułu: