- Na początku drugiej połowy trochę się rozluźniliśmy, niepotrzebnie straciliśmy przewagę i rywale doszli nas na jedną bramkę - tak jedyny moment, w którym puławianie złapali kontakt z Vive relacjonuje w rozmowie ze SportoweFakty.pl rozgrywający zespołu mistrza kraju i reprezentacji Polski, Mariusz Jurasik. - Było trochę nerwowości, ale w następnych minutach ułożyliśmy mecz z powrotem. Wszystko wróciło do normy, wypracowaliśmy pięciobramkową przewagę i przez ostatni kwadrans znów mieliśmy pełną kontrolę, spotkanie toczyło się pod nasze dyktando - tłumaczy.
- Gdyby Azoty nas przełamały, mogłoby się to różnie potoczyć. Ale się nie potoczyło - przyznaje Jurasik. - Wszystko skończyło się dobrze, szczęśliwie, zgodnie z planem. Bardzo dobre zawody w puławskim zespole rozegrał Maciej Stęczniewski, u nas znakomicie spisał za to Kazek Kotliński. Generalnie bramkarze poprzeczkę ustawili bardzo wysoko i ciężko było ich pokonać. Na szczęście nam udało się tego dokonać więcej razy aniżeli Azotom i dzięki temu możemy cieszyć się ze zwycięstwa - nie kryje doświadczony rozgrywający.
Żaden polski zespół nie napsuł tej jesieni Vive tyle krwi, co puławianie. w Kielcach podopieczni Bogdana Kowalczyka ulegli mistrzom Polski różnicą czterech bramek, w środę przewaga Vive była dwukrotnie wyższa. - Widać, że Azoty nam nie pasują - przyznaje Jurasik. - Grali w tym meczu bez Wojtka Zydronia i Dymitro Zinczuka. To jest jednak piłka ręczna, tutaj często kogoś brakuje - tłumaczy. - My mamy szeroką ławkę i możemy szafować siłami. Za chwilę gramy kolejny mecz, trener nie dał się więc w Puławach nikomu zajechać. To był dobry trening przed nadchodzącymi trudnymi spotkaniami.