Międzynarodowe emocje w Gdyni rozpoczęte - relacja z meczu Węgry - Czechy

Mecz Węgier z Czechami rozpoczął turniej piłki ręcznej New Year's Cup w Gdyni, w którym poza tymi zespołami grają Polacy i Słowacy. Górą byli Węgrzy, którzy wygrali 31:24, a siedem bramek dla tej drużyny zdobył Tamas Mocsai.

Spotkanie rozpoczęło się od solidnej gry obronnej obu zespołów, które w pierwszych akcjach nie potrafiły znaleźć drogi do bramki. Tą złą passę udało się przerwać w końcu Węgrom, którzy po bramkach Szabolcsa Toro i Ferenca Ilyesa prowadzili już 2:0. Chwilę później mogło być 3:0, lecz rzut Petera Gulyasa obronił w efektowny sposób Martin Galia. Pierwszą bramkę dla Czechów, wśród których nie grał niestety kluczowy zawodnik reprezentacji naszych południowych sąsiadów - Filip Jicha zdobył w szóstej minucie Jan Stehlik i od tego momentu mecz zrobił się wyrównany, a co żaden z zespołów przez dłuższy czas nie potrafił wyjść na prowadzenie wyższe, niż różnicą dwóch bramek.

Ciągle jednak - przede wszystkim dzięki zaliczce na początku spotkania - prowadzili Węgrzy, którzy po trzech bramkach z rzędu Gyuli Gala w 16 minucie wyszli na prowadzenie 9:5, a "na dokładkę" bramkę dla węgierskiej drużyny zdobył Gabor Csaszar. Trener Jiri Mika w końcu nie wytrzymał i ze względu na aż pięciobramkową stratę, zdecydował się na wzięcie czasu. Można stwierdzić, że przyniósł on oczekiwany skutek. Po wyjściu na parkiet, Czesi zniwelowali stratę do trzech bramek, a przede wszystkim nie pozwolili swoim rywalom na utrzymanie inicjatywy na parkiecie. Duża w tym zasługa czeskiego bramkarza Martina Galii, który obronił kilka piłek. Węgrów z rytmu wybijały również niecelne rzuty, w tym ostrzeliwanie słupka, czy poprzeczki. Końcówka pierwszej połowy, to już coraz bardziej widowiskowe popisy bramkarzy obu zespołów, którzy w ostatnich dziesięciu minutach nie ułatwiali życia zawodnikom z pola. Ostatecznie Węgrzy schodzili na przerwę z trzybramkowym zapasem.

Druga część spotkania od pierwszych minut swoją widowiskowością nie powalała na kolana. Co prawda obie drużyny zdobywały sporo bramek, jednak w porównaniu do pierwszej części gry, było mniej walki o każdą piłkę i zacięcia w grze. Była za to... czerwona kartka, którą otrzymał za trzeci faul Martin Prachar. Czesi co prawda zdołali dojść po mozolnych atakach swoich rywali na dwie bramki po bramce Sklenaka na zaledwie dwie bramki. Później jednak systematycznie przewagę budowali Węgrzy, którzy zanotowali kilka bramkowych serii i pokazali dlaczego to oni jadą na szwedzki mundial, a nie reprezentacja Czech. Ostatecznie Szczypiorniści z tego kraju wygrali 31:24. - Mimo że Czesi nie awansowali na Mistrzostwa Świata, a nam się to udało, drużyna ta jest bardzo wymagającym rywalem. Najważniejsze jest to, że czułem progres w postawie mojej drużyny - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Balazs Nemcsik, sekretarz generalny Węgierskiego Związku Piłki Ręcznej.

Węgry - Czechy 31:24 (13:10)

Składy:

Węgry: Tatai, Mikler - Mocsai 7 (2 min), Harsanyi 5, Gal 4, Toro 4, Zubai 3, Csaszar 3, Katzirz 2 (2 min), Ilyes 1 (2 min), Nagy 2, Gulyas, Schuch, Lekai.

Czechy: Galia - Sklenak 5, Stehlik 4, Mraz 3, Zdrahala 3, Hruby 2 (4 min), Sulc 2, Motl 1, Cip 1, Prokopec 1, Horak 1, Mickal 1 oraz Prachar (6 min), Hrstka.

Kary: Węgry - 6 min, Czechy - 10 min (w tym czerwona kartka dla Martina Prachara).

Rzuty karne: Węgry - 3/4, Czechy - 3/3.

Przebieg meczu:

I połowa: 1:0, 2:0, 2:1, 3:1, 3:2, 4:2, 4:3, 5:3, 5:4, 6:4, 6:5, 7:5, 8:5, 9:5, 10:5, 10:6, 10:7, 11:7, 11:8, 12:8, 12:9, 13:9, 13:10.

II połowa: 14:10, 14:11, 15:11, 15:12, 16:12, 16:13, 16:14, 17:14, 17:15, 18:15, 18:16, 19:16, 20:16, 20:17, 21:17, 21:18, 22:18, 23:18, 24:18, 25:18, 26:18, 26:19, 26:20, 27:20, 28:20, 28:21, 29:21, 30:21, 30:22, 30:23, 31:23, 31:24.

Sędziowie: Marek Baranowski, Bogdan Lemanowicz (Polska).

Widzów: 1.000.

Komentarze (0)