Polacy w fazie wstępnej odnieśli cztery zwycięstwa i zanotowali jedną porażkę. - Przed mistrzostwami mówiłem, że jeśli wejdziemy do drugiej rundy z dwoma punktami, będę zadowolony. Zdanie podtrzymuję - dwa punkty to niezły wynik, choć oczywiście trzeba pamiętać, że Duńczycy mają cztery punkty. Danii wystarczy wygrać jeden mecz i będzie blisko wyjścia do półfinałów. My musimy wygrać co najmniej dwa mecze, a może nawet trzy. Musimy pokonać takie potęgi piłki ręcznej jak Dania, Chorwacja i Serbia. Ten ostatni zespół może jest trochę niedoceniany, ale moim zdaniem to może być czarny koń mistrzostw. Serbowie mają doskonałych graczy, ale chyba w tym zespole jest zbyt krótka ławka. Tak trudnego turnieju jak mistrzostwa świata nie da się zagrać wąskim składem - uważa Eugeniusz Lijewski.
Przyczyn porażki biało-czerwonych w meczu z gospodarzami Eugeniusz Lijewski - podobnie jak Bogdan Wenta - upatrywał w fatalnej grze w przewadze. - Szkoda, że nasi nie zmienili czegoś w swojej grze, bo przecież mogli spodziewać się tego, że będą "rozczytani" przez rywala. Uważam, że błędem było granie tego samego w przewadze. Te zagrywki na grę w przewadze my znamy, cała Europa zna, bo wszyscy tak grają. Zabrakło elementu zaskoczenia - uważa Lijewski.
Pierwszym rywalem Polaków w fazie zasadniczej mistrzostw będzie reprezentacja Danii. - Z Duńczykami ostatnimi czasy wiodło się nam dobrze. Dwukrotnie wygrywaliśmy z nimi na mistrzostwach świata. Dania jest jednak żądna rewanżu i będzie chciała utrzeć nosa Polakom. My z kolei po raz kolejny musimy udowodnić naszą wyższość. Zwycięstwo nad Danią znacznie przybliżyłoby nas do strefy medalowej - powiedział trener piłkarzy ręcznych Ostrovii.
Zespołem z fazy zasadniczej, który najbardziej "nie leży" Polakom, wydają się być Chorwaci. - Rzeczywiście, z Chorwacją mamy stare porachunki, choćby za zeszłoroczny półfinał mistrzostw Europy - potwierdza Eugeniusz Lijewski. - Chorwaci grają piłkę ręczną typowo bałkańską, cwaną, wręcz wyrafinowaną. Często jest to gra na wymuszonym, fingowanym faulu. Będzie to na pewno ciężki mecz, aczkolwiek w tym turnieju Chorwacja wcale mnie nie zachwyca. Być może jest to zespół turniejowy, który z każdym meczem będzie się rozkręcał. Zobaczymy, czy gra Chorwatów to jest kamuflaż, czy też przemyślana taktyka - dodaje.
Starszy syn Eugeniusza Lijewskiego, Marcin zagrał do tej pory dwa bardzo dobre mecze - ze Słowacją i Szwecją. Reprezentant HSV Hamburg nie błyszczał w pojedynkach z rywalami spoza Europy, których styl obrony wybitnie nie odpowiada Marcinowi Lijewskiemu. - Marcin nie jest już najmłodszym zawodnikiem i szybkość na pewno nie jest jego atutem. Grając z przeciwnikami pokroju Chile, Argentyny czy Korei, trzeba być niesamowicie szybkim i wytrzymałym. Trzeba wytrzymać ten pressing, pojedynki jeden na jeden, a to Marcinowi za dobrze nie wychodzi. W meczu ze Szwecją Marcin grał bardzo dobrze i gdyby nie te błędy w końcówce, wszyscy bylibyśmy jeszcze bardziej zadowoleni. Mecz z gospodarzami był do wygrania - uważa Eugeniusz Lijewski.
Ojciec słynnych braci ubolewa, że na mistrzostwach nie ma jego młodszego syna, Krzysztofa, który nie zdążył wyleczyć kontuzji. - Marcin potrzebuje zmiennika i Krzysiek byłby świetnym uzupełnieniem. Szkoda, że nie może grać na mistrzostwach. Marcinowi przydałby się zmiennik, który zastąpiłby go w stu procentach, a nie powiedzmy w osiemdziesięciu. Na miejscu trenera Wenty zaufałbym Mateuszowi Zarembie i dałbym mu więcej pograć, odciążając jednocześnie Marcina - mówi Lijewski.
Młodszy z braci, Krzysztof oczywiście śledzi wszystkie mecze Polaków i jest w kontakcie z kolegami z reprezentacji. - Ogląda i bardzo przeżywa mecze. Rozmawia z kolegami za pomocą skype'a. Obecnie Krzysztof jest w Hamburgu, gdzie przechodzi rehabilitację. Trenuje z kolegami z HSV, którzy nie uczestniczą w mistrzostwach. Dużo biega i przygotowuje się do drugiej rundy, która będzie bardzo ciężka dla HSV - tłumaczy Eugeniusz Lijewski.
W reprezentacji Polski grają nie tylko synowie Eugeniusza Lijewskiego, ale także jego wychowanek, Bartłomiej Jaszka, który pod okiem seniora Lijewskiego zaczynał grę w szczypiorniaka. Nic więc dziwnego, że pierwszy trener bacznie śledzi grę środkowego rozgrywającego Polaków. - Bartek Jaszka bardzo dobrze radzi sobie na tych mistrzostwach. Udowadnia wszystkim, że należy mu się miano pierwszego rozgrywającego reprezentacji Polski. Dobrze radził sobie w meczach z Koreą czy Chile, gdzie grał przeciwko niższym, ale bardzo szybkim zawodnikom. Poradził sobie także z rosłymi Szwedami, gdzie wywalczył kilka rzutów karnych. Bardzo cieszę się, że Bartek wyrósł na tak dobrego rozgrywającego - kończy Eugeniusz Lijewski.