To jest poniżej krytyki - wypowiedzi po spotkaniu KSS Kielce - Ruch Chorzów

Bardzo cenne dwa punkty zainkasowały w sobotę szczypiornistki kieleckiego KSS-u. Podopieczne Zdzisława Wąsa pokonały przed własną publicznością drużynę Ruchu Chorzów. W zgoła odmiennych nastrojach byli po tym spotkaniu obaj szkoleniowcy. Zadowolony trener kielczanek zgodnie z umową musiał zgolić swoje charakterystyczne wąsy, natomiast wyraźnie rozczarowany nie tylko grą swoich podopiecznych, ale i pracą sędziów, był szkoleniowiec chorzowianek, Janusz Szymczyk.

Trener "Niebieskich" przyczyn porażki dopatrywał się przede wszystkim w fatalnej skuteczności swojego zespołu, która przytrafiła się chorzowiankom w momencie kiedy te przejęły już praktycznie inicjatywę na parkiecie. - Wszystko szło dobrze do 40 minuty. W momencie kiedy odskoczyliśmy na cztery bramki, były szanse na kolejne trafienia, kilka sytuacji sam na sam i niewykorzystane kontry. Kielczanki w ataku pozycyjnym nie dawały sobie rady i wszystko układało się po naszej myśli. Gdybyśmy wykorzystali te sytuacje, które mieliśmy, to prawdopodobnie KSS straciłyby ochotę do gry i to my wygralibyśmy ten mecz. Niestety stało się inaczej i ze zwycięstwa mogą się cieszyć dziewczyny z Kielc - powiedział Janusz Szymczyk tuż po zakończeniu spotkania.

Trener Ruchu sporo pretensji miał również do arbitrów, którzy jego zdaniem podjęli wiele kontrowersyjnych decyzji. Przypomnijmy, że w przeciągu całego meczu sędziowie pokazali chorzowiankom aż dziewięć 2-minutowych kar, przy dwóch wykluczeniach kielczanek. Bardzo duża była również ilość rzutów karnych przyznanych KSS-owi (łącznie było ich aż jedenaście, z czego gospodynie nie wykorzystały sześciu). - To jest poniżej krytyki. Ja oczywiście patrzę bardziej na swoje błędy, które my popełniliśmy, ale jeśli tacy sędziowie mają gwizdać w ekstraklasie, to ja dziękuję - zakończył Szymczyk.

W znacznie lepszym nastroju był tego wieczora opiekun KSS-u Zdzisław Wąs, który po meczu dość długo nie wychodził z szatni. Kiedy szkoleniowiec w końcu ponownie pojawił się na parkiecie, było już jasne, co tak długo go tam zatrzymało. - Obiecałem dziewczynom, że jak wygramy i wejdziemy do najlepszej ósemki, to zgolę wąsy. Jak widać właśnie przed chwilą w szatni dotrzymałem słowa i zgoliłem. Czuję się teraz 20 lat młodszy - zażartował szkoleniowiec kielczanek.

Oceniając sam mecz, Zdzisław Wąs przyznał, że jego zespół miał sporo szczęścia, bo wynik mógł być zupełnie inny. - Nie wykorzystaliśmy dzisiaj aż sześciu karnych, a to jest przecież sześć bramek i niech z tego padnie tylko pięć...były też liczne słupki i poprzeczki. Dobry mecz rozegrała dzisiaj przygotowywana przeze mnie na to spotkanie Alina Nowak, która praktycznie wyeliminowała z gry Annę Pawlik. Jest to dziewczyna, która będzie w przyszłości podporą naszego zespołu. Ja przede wszystkim cieszę się i gratuluję dziewczynom dwóch punktów, bo jeśli nie będzie już niespodzianek, to praktycznie jesteśmy na siódmym miejscu w tabeli. W tej sytuacji gramy w play-off`ach prawdopodobnie z Gdynią i to jest dla nas wielka sprawa, bo po pierwsze dziewczyny będą miały okazję zmierzyć się z najlepszymi, a po drugie, będą też grały bez obciążenia psychicznego, które było naszą zmorą w całych rozgrywkach. Zespół poczynił bardzo duże postępy. Widać, że dziewczyny zaczęły się wzajemnie motywować i pokonywać to co było ich największym bólem, czyli własny stres i to jest nasz największy sukces - ocenił trener kielczanek.

Kolejne spotkanie KSS rozegra 26 lutego o godz. 17.00. Kielczanki będą wówczas podejmowały drużynę mistrza Polski - SPR AZS Pol Lublin.

Trener Zdzisław Wąs po sobotnim meczu musiał zgolić swoje charakterystyczne wąsy

Komentarze (0)