Nikt chyba nie spodziewał się zwycięstwa zespołu Vive Targi Kielce nad naszpikowaną gwiazdami światowego formatu drużyną z Kilonii. Kielczanie już przed tym spotkaniem nie mieli jakichkolwiek szans na awans do 1/8 finału Ligi Mistrzów, walczyli przede wszystkim o godne pożegnanie z europejskimi rozgrywkami. Mistrzowie Polski udowodnili już przecież, że potrafią nawiązać równorzędną walkę z najlepszą drużyną Europy i to na jej parkiecie. Można było zatem liczyć na to, że ekipa Bogdana Wenty przed własną publicznością zaprezentuje się co najmniej tak, jak w pierwszym spotkaniu w Kilonii, gdzie przez całe 60 minut dotrzymywała kroku utytułowanemu rywalowi, przegrywając po ambitnej walce.
Jednak w rewanżu jedynie przez kilkanaście minut kielczanie byli w stanie grać z niemiecką ekipą jak równy z równym. Później popełniali wiele prostych błędów, razili nieskutecznością, co skrzętnie wykorzystali przeciwnicy, w mgnieniu oka osiągając wysoką przewagę. Zawodnicy nie zostawili serca na parkiecie, o co apelował przed spotkaniem trener Bogdan Wenta. Prezes kieleckiej "siódemki" Bertus Servaas ma pretensje za brak dostatecznego zaangażowania, determinacji i współpracy z drużyną niektórych graczy. - Kiedy paru zawodników gra dla siebie, a nie dla zespołu, to taki niestety jest wynik. Przez to jestem zły i szkoda mi tych chłopaków, którzy byli ambitni, mocno walczyli. Wystarczy spojrzeć na liczbę naszych kar - zaledwie cztery minuty. Nie wiem, skąd takie podejście. Czasem, tak jak po meczu w Niemczech z "Lwami", jestem dumny z drużyny po porażce, a teraz jestem wściekły. Kibiców mnóstwo, śpiewają nawet jak dostajemy lanie. A tu niektórzy robią samowolkę - mówi na łamach Gazety Wyborczej.
Źródło: Gazeta Wyborcza Kielce