Przedstawiciele klubu oraz sam zainteresowany powodów decyzji ujawniać nie chcą, wieść gminna niesie jednak, że u podstaw roszady leżały nieporozumienia na linii trener-zawodnicy. - W tym momencie nie ma o czym rozmawiać, ja w plotki się nie bawię - ucina Kowalczyk. - Zawodnikom trzeba dać spokój, niech grają. Na wszystko przyjdzie czas, a to na pewno nie jest odpowiednia chwila - przyznaje doświadczony szkoleniowiec.
Kowalczyk kontrakt z Azotami podpisał na początku ubiegłego roku. To było jego trzecie podejście do puławskiej drużyny - w 2005 roku awansował do ekstraklasy, a dwa lata później, po półrocznym okresie pracy, utrzymał ją w ekstraklasie. - Nie wyobrażam sobie, abyśmy zajęli miejsce niższe niż szóste. Gdybym nie wiedział jak sprostać zadaniu, nie brałbym się za nie - mówił w styczniu, tuż po objęciu posady.
Kowalczyk żegna się z Azotami. Tu podczas przedsezonowej prezentacji z prezesem Witaszkiem
Zespół pod jego wodzą (na kapitańskim mostku Kowalczyk stanął sześć kolejek przed końcem fazy zasadniczej) utrzymał dobre miejsce w lidze, do play-off przystąpił z czwartej pozycji i w ćwierćfinale ograł Zagłębie. Ostatecznie rozgrywki udało się zakończyć tuż za podium, najwyżej w historii. W tym sezonie puławianie awansowali do najlepszej ósemki Challenge Cup, rundę zasadniczą zakończyli na pozycji siódmej.
O zgrzytach w zespole mówiło się już od dłuższego czasu, wyniki w lidze także były poniżej oczekiwań. Czy dymisja zaskoczyła Kowalczyka? - Trudno powiedzieć, w Puławach to norma - oznajmia ze spokojem. - Pracowałem z Azotami przez rok i cztery miesiące, to jest rekord, odkąd klub jest w ekstraklasie - zaznacza w rozmowie ze SportoweFakty.pl.
W play-off Azoty poprowadzi dotychczasowy drugi szkoleniowiec, Marcin Kurowski. Były asystent Kowalczyka pracę w roli pierwszego trenera rozpoczął od porażki w kończącym rundę zasadniczą meczu z Zagłębiem Lubin.