Piotr Chrapkowski: Na parkiecie panował chaos

Orlen Wisła Płock ograła w Puławach Azoty i za dwa tygodnie zagra w półfinale mistrzostw Polski. Jednym z bohaterów dwumeczu był rozgrywający Nafciarzy, Piotr Chrapkowski.

23-letni zawodnik rzucił Azotom aż 12 bramek. W Puławach Piotra Wyszomirskiego i Macieja Stęczniewskiego pokonywał w momentach kluczowych - tuż przed przerwą zapewnił swojej drużynie prowadzenie 13:12, na początku drugiej połowy wdał się w strzelecką wymianę z przeciwnikiem, rzucił trzy bramki z rzędu. Do siatki trafiał po akcjach indywidualnych, niejednokrotnie bardzo efektownych, dobrze współpracował z kolegami. Obok Arkadiusza Miszki i Adama Wiśniewskiego był najskuteczniejszym graczem gości po raz kolejny udowadniając, że zasługuje na poważniejszy sprawdzian w reprezentacji Polski.

- Na początku meczu zagraliśmy słabo, a Azoty odskoczyły nam na kilka bramek - relacjonuje przebieg sobotniego meczu w rozmowie ze SportoweFakty.pl. - Na szczęście szybko udało nam się tę stratę odrobić, później przez pół godziny graliśmy punkt za punkt i w końcówce zdołaliśmy przeciwnikowi uciec - mówi. Puławianie mecz otworzyli znakomicie, prowadzili z płockim zespołem 5:1 i 7:4, podopieczni Larsa Walthera straty zdołali jednak odrobić. - Zaczęliśmy grać trochę lepiej, gospodarzom przestało wychodzić. Nasza skuteczna pogoń to efekt tych dwóch czynników - tłumaczy Chrapkowski.

Gracze Azotów nie mogli sobie dać rady z Piotrem Chrapkowskim

Po zakończeniu spotkania puławianie mieli ogromne pretensje do arbitrów, część zawodników otwarcie pożaliła się mediom, inni ostre słowa szeptali pod nosem. Obiektywny obserwatorzy zgodnym chórem przyznali jednak, że sędziowski duet mylił się także na niekorzyść przyjezdnych. - Gwizdali bardzo źle w obie strony - tłumaczy Chrapkowski. - Dużo było bezsensownych "dwójek", obie drużyny praktycznie ciągle grały w osłabieniu. To wszystko na pewno nie sprzyjało prowadzeniu gry ustawionej i powodowało chaos na parkiecie - nie kryje lekko rozczarowany.

Puławski zespół sprawił w dwumeczu płockiemu faworytowi sporo problemów. W sobotę gospodarzom do sukcesu zabrakło zimnej głowy i lepszego sędziowania, tydzień wcześniej - po prostu szczęścia. Podopieczni Marcina Kurowskiego przegrali w Orlen Arenie różnicą jednej bramki, sensacja była o krok, co błyskawicznie zaowocowało opiniami, jakoby brązowy medaliści z ubiegłego sezonu zwyczajnie mieli puławian zlekceważyć. - Nieprawda - zaprzecza Chrapkowski. - Nikt nie chciał ich lekceważyć, wszyscy wiedzieli, ze Azoty to mocny zespół. Bardzo się cieszymy, że udało nam się wygrać.

Komentarze (0)