Przez pierwszy kwadrans płocczanie byli równorzędnym partnerem dla utytułowanego rywala, momentami nawet przewodzą na parkiecie. Z minuty na minutę jednak do głosu zaczęli dochodzić goście, którzy wypracowali sobie nieznaczną przewagę. Mistrzowie Polski nie zamierzali składać broni i jeszcze przed przerwą zdołali zniwelować straty do jednej bramki.
Drugiej odsłony gospodarze nie rozpoczęli najlepiej. W szeregach płockiego zespołu zawodziła przede wszystkim skuteczność w ofensywie. O ile mistrzowie Polski nie mieli problemów z wypracowaniem sobie czystych pozycji rzutowych, to wielokrotnie nie potrafili pokonać Dana Beutlera strzegącego bramki HSV.
Nafciarze momentami grali również zbyt pasywnie w szeregach obronnych, na zbyt dużo pozwalając szczypiornistom niemieckiej ekipy, szczególnie rosłemu Pascalowi Hensowi, który rzucił polskiej ekipie aż 8 bramek. Ostatecznie Orlen Wisła Płock uległa drużynie Marcina Lijewskiego 26:30 i mimo porażki pozostawiła po sobie pozytywne wrażenie.
- Naszym celem było utrzymanie takiego tempa, by zatrzymać kontry rywala. Niektóre elementy rzeczywiście dobrze nam wyszły, ale w drugiej połowie mieliśmy 6-7 minut w ciągu, których graliśmy bardzo źle. Myślę, że w tym momencie straciliśmy obraz tego spotkania. Jestem w sumie ogólnie zadowolony z tego meczu i z naszej gry, bo przegranie 4-bramkami z Hamburgiem nie jest katastrofą. Oczywiście wolelibyśmy wygrywać - ocenia szkoleniowiec płockiej "siódemki", Lars Walther.
W przyszłą niedzielę, w kolejnym pojedynku Champions League płocczanie ponownie zmierzą się z ekipą HSV. Tym razem jednak rywalizować będą na parkiecie rywala, w Hamburgu.