Azoty po Jurandzie: Jaki rok, taki finał

Piąte miejsce w PGNiG Superlidze, ćwierćfinał i trzecia runda Challenge Cup, Final Four Pucharu Polski - to tegoroczny bilans Azotów Puławy. Przyzwoity, bo mogło być znacznie lepiej.

Do wiosennej części rywalizacji w PGNiG Superlidze podopieczni Bogdana Kowalczyka przystępowali z czwartej lokaty, mając tyle samo punktów co piastujący trzecią pozycję zespół z Kwidzyna. Tegoroczną rywalizację puławianie rozpoczęli od "planowanych" porażek z Orlen Wisłą Płock i Vive Targami Kielce, później ulegali jednak także Warmii, Miedzi, MMTS-owi i Zagłębiu, zwyciężyli tylko Stal Mielec i do fazy play-off przystępowali z siódmej lokaty.

W ćwierćfinale z wicemistrzami Polski - już pod wodzą Marcina Kurowskiego - gracze Azotów walczyli dzielnie, oba mecze jednak przegrali. Drużyna dobry rytm odzyskała dopiero na samym finiszu rozgrywek, w walce o piąte miejsce zdystansowała Chrobrego oraz Warmię i zrealizowała cel, jaki na starcie ubiegłego sezonu postawił przed nią zarząd puławskiego klubu.

Nowe rozgrywki - po kadrowych przetasowaniach, już z Piotrem Masłowskim, Krzysztofem Łyżwą, Michałem Bałwasem i Krzysztofem Tylutkim - Azoty otworzyły serią sześciu meczów bez porażki, druga część rozgrywek była już jednak w wykonaniu puławian słabiutka. Gracze Kurowskiego w fatalnym stylu pożegnali się z Challenge Cup, w sześciu starciach zamykających jesienną część rywalizacji zdobyli ledwie trzy oczka i w nowy rok wejdą jako piąty zespół ligowej tabeli.

Gra obronna była tej jesieni głównym atutem Azotów

Puławianie grali w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy falami, passy dobre przekładając kompletnie nieudanymi. Jesienią zawodził przede wszystkim atak, mniej bramek w lidze rzucili tylko szczypiorniści z Zabrza, Ciechanowa, Legnicy i Olsztyna. Równą formę prezentował Masłowski, mecze świetne z marnymi przeplatał Michał Szyba, pod koniec roku zgasł Dmytro Zinczuk, nierówny był Krzysztof Łyżwa. Latem błąd zaniedbania popełnili klubowi włodarze, zaniechując pozyskania prawoskrzydłowego, a na przeciwległej flance Michał Bałwas z różnym szczęściem wspierał zmagającego się z problemami zdrowotnymi Wojciecha Zydronia.

- Na pewno jest niedosyt, generalnie zawodziła skuteczność. To jest element, nad którym pracujemy od początku ligi - podsumowuje w rozmowie ze SportoweFakty.pl trener Kurowski. - Obrona funkcjonowała odpowiednio, bramkarze w każdym meczu grali na dobrym poziomie, marnowaliśmy natomiast czyste sytuacje do zdobycia gola. Przez ciężką pracę w defensywie traciliśmy dużo zdrowia i później brakowało zimnej głowy w ataku, musimy nad tym bezwzględnie popracować - nie ma wątpliwości szkoleniowiec Azotów.

- Liczyliśmy na to, że uda się ten rok zakończyć na trzecim miejscu, to jest jednak sport, bardzo szkoda - przyznaje z kolei jeden z najbardziej doświadczonych zawodników w puławskim zespole, Artur Witkowski.

Szczypiorniści Azotów na mecie roku spisali się zdecydowanie poniżej oczekiwań

Do walki o rozstawienie w fazie play-off Azoty pozycję mają przeciętną (wiosną grają jeszcze i z Wisłą, i z Vive, czeka ich wyjazd do Zabrza), z Europą już się pożegnali, a na pocieszenie po raz pierwszy w historii nadwiślański zespół awansował do Final Four PP. - To taki lekki plusik, aczkolwiek odpadnięcie z Challenge Cup to większy minus, a niemiłym akcentem była także kończąca rok porażka z Jurandem - przyznaje Kurowski.

Domowe starcie z beniaminkiem stanowiło doskonałe podsumowanie całego roku w wykonaniu Azotów. Puławianie byli faworytem i mogli przebić się na trzecie miejsce w ligowej tabeli, oczekiwania jednak zawiedli, do spotkania podchodząc z niską koncentracją i zbytnią pewnością siebie, przez co rywale już po kilkunastu minutach mieli sześć bramek przewagi. Rywala udało się doścignąć po przerwie, Azoty prowadziły nawet 21:20, w decydujących momentach więcej sił i opanowania zachowali jednak przeciwnicy, rozstrzygając losy meczu na swoją korzyść.

- Takie spotkania jak z Jurandem, Zagłębiem czy Nielbą, która grała z nami gdy była jeszcze w lekkim dołku, powinniśmy byli wygrać i wówczas święta wyglądałby zupełnie inaczej, przed kolejnymi spotkaniami nasza sytuacja byłaby dużo spokojniejsza - nie ma wątpliwości Kurowski. Sielanki jednak nie będzie i zimą zespół czeka mnóstwo pracy, by sprostać oczekiwaniom kibiców. Bacząc na kadrowy i finansowy potencjał zespołu mijający rok był dla drużyny Azotów ledwie przyzwoity, stać ją na zdecydowanie więcej.

Źródło artykułu: