Marcin Kurowski: Przespaliśmy pierwszą połowę

Od porażki w Orlen Arenie tegoroczne zmagania w PGNiG Superlidze rozpoczęli szczypiorniści Azotów Puławy. Rywale grali przeciętnie, podopieczni Marcina Kurowskiego kompletnie zawalili jednak pierwsze minuty meczu.

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut

Jesienią w Puławach gospodarze potrafili wyrwać mistrzom Polski remis, do Płocka jechali więc z nadzieją na sprawienie kolejnej niespodzianki i utarcie nosa wyżej notowanemu rywalowi. Parkiet zapędy drużyny Kurowskiego zweryfikował jednak błyskawicznie, już po kwadransie przegrywała bowiem różnicą sześciu bramek.

- Pierwszą połowę generalnie przespaliśmy i w ataku, i w obronie. Dość powiedzieć, że przez pół godziny nie mieliśmy żadnego wykluczenia - wyjaśnia szkoleniowiec puławskiej siódemki. Jego zespół przed przerwą stracił trzynaście bramek, w dużej mierze wynikało to jednak z nieudolności płocczan i wybornej dyspozycji doświadczonego Macieja Stęczniewskiego.

- Wiadomo, że bez obrony i w ataku gra się bojaźliwie. Nie ma komfortu, że jak podejmę ryzyko i nie wyjdzie, to później można nadrobić z tyłu. Graliśmy na stojąco, zwłaszcza nasi boczni rozgrywający, wszystko zaczynaliśmy z miejsca. To napędzało rywala, robiliśmy dużo prostych błędów technicznych, z tego Wisła wyprowadzała kontry i dzięki temu odskoczyła - nie ma wątpliwości Kurowski.

Na kwadrans przed końcem gospodarze prowadzili już nawet 20:12, w pewnym momencie kompletnie jednak stanęli. - Być może ta duża przewaga ich uśpiła, a my walczyliśmy do końca - mówi trener Azotów. Na dwie minuty przed finałową syreną przewagę rywala udało się zniwelować do dwóch trafień, najpierw jednak Dmitrij Afanasjev zgubił piłkę w kontrze, a gdy błąd popełnili przeciwnicy i puławianom udało się wyprowadzić kolejną akcję, Litwin w sytuacji sam na sam rzucił prosto w Marcina Wicharego.

Puławianie w samej końcówce mogli więc jeszcze rywala solidnie postraszyć, zabrakło jednak szczęścia i umiejętności. - Grając troszeczkę spokojniej, mogliśmy doprowadzić do jednej bramki różnicy, a wtedy wiadomo: ręce się przeciwnikowi trzęsą. Doskonale pamiętamy nasz mecz w Lubinie i wiemy, że wtedy wszystko może się zdarzyć. Trochę szkoda, ale na wszystkim zaważyła pierwsza połowa - nie ma wątpliwości Kurowski.

Azoty wciąż są w tabeli na piątym miejscu, strata do zajmującej najniższy stopień ligowego podium Stali wzrosła jednak do trzech oczek. Do końca rundy zasadniczej pozostało sześć kolejek, na więcej wpadek w najbliższym czasie puławianie nie mogą więc sobie już pozwolić. W sobotę na własnym parkiecie zespół Kurowskiego zagra z Chrobrym, a w Walentynki podejmie Nielbę.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×