Miałem wiele scenariuszy tego, co mogło być - rozmowa z Rafałem Białym, trenerem Gaz-System Pogoni Szczecin

5-letnia praca od podstaw przyniosła wymierny efekt. W Szczecinie odbudowano piłkę ręczną na wysokim poziomie. Klub w krótkim czasie zdołał awansować do PGNiG Superligi Mężczyzn. O tym jak to się zaczęło, o nowych transferach oraz meczu wieńczącym sukces opowiedział portalowi SportoweFakty.pl szkoleniowiec szczecinian Rafał Biały.

Krzysztof Kempski
Krzysztof Kempski

Krzysztof Kempski: Udało się zrealizować to, o czym w tym sezonie mówiło się od samego początku. Radość jest chyba przeogromna?

Rafał Biały: Powiem tak, to było tak naprawdę 5 lat ciężkiej pracy, nie tylko trenerskiej, ale głównie organizacyjnej. Żebyśmy byli tu gdzie obecnie jesteśmy to było 5 lat chodzenia, proszenia. 5 lat administracyjnej, ciężkiej pracy. Oczywiście sportowo również, dzięki tamtemu mogliśmy ściągać kolejnych zawodników. 2 lata temu pierwsze wzmocnienia w trakcie sezonu, w trakcie sezonu te, które mamy teraz. Udało się, radość jeszcze do mnie nie dociera. Może jak ciśnienie opadnie i obudzę się rano, żona powie, że jestem w ekstraklasie, to do mnie to dojdzie (śmiech).

Co pana zdaniem zdecydowało o tak wysokim zwycięstwie w tym meczu?

- My już w Przemyślu, i powiedziałem to w przerwie, że udowodniliśmy wszystkim, że jesteśmy już zespołem. Od dawna zauważyliśmy, że bardzo mocno poprawiła się atmosfera i tu nie chodzi o zabawy, ale o zżycie tych ludzi. Wyjazd do Przemyśla był ku temu bardzo dobrym przykładem. To pokazali także w tym meczu. Nie musiałem ich korygować. Oni grali po prostu sami.

Po pierwszej połowie napawało to już wielkim optymizmem.

- Miałem wiele scenariuszy tego co mogło być. Jestem osobą dosyć przesądną. Zabroniłem zawodnikom kupować jakichkolwiek szampanów. Po prostu dopóki się czegoś nie zdobędzie to się tego nie czci, a tak by to wyglądało. Powiedziałem chłopakom w przerwie, że marzyłem o tym by powiedzieć im właśnie w przerwie w szatni, że ten mecz jeszcze się nie skończył, żeby walczyli do końca. Oni dali mi taką możliwość i wielkie im za to dzięki.

W ciągu kilku dni przebyliście aż 1830 km. Nie obawiał się pan, że może to się choć trochę odbić na postawie pana podopiecznych w meczu rewanżowym?

- Nie. Wielka w tym zasługa "Fodzia" (Sławomira Fogtmana - 2-go trenera Gaz-System - dop. red.). Tak jak on ich przygotował to była wielka sprawa. Oni mogliby w tej chwili wyjść i zagrać jeszcze jedno takie spotkanie w tej "parówie", która była. Wiedzieliśmy, że jesteśmy dobrze przygotowani, wręcz ponad miarę i że możemy grać dalej. Dzięki wielkie również dla tego trenera.

W tym meczu zabrakło jednego z filarów tej drużyny - Pawła Białego. Jak długa przerwa czeka tego szczypiornistę?

- Pawła nie zabrakło. Paweł był z nami, był na trybunach. Walczyliśmy na jego prośbę i on sam również walczył, by być na tym meczu, choć być nie powinien. Powinien zostać w szpitalu. Jego nie zabrakło, on był cały czas z nami. Ten cały klub to jest głównie jego zasługa. On był tym motorem napędowym. Ja w wielu przypadkach pewnie bym zwątpił. To co zrobił mój brat to tego nie da się opisać słowami. Wielkie dzięki dla niego, bo pociągnął to wszystko od początku do końca i tam, gdzie mi brakowało już wiary i sił to on mnie dalej wspierał.

Z konieczności zastąpił go Marek Suszka i z zadania wywiązał się dość przyzwoicie.

- Ja to wiedziałem i mówiłem to już przed spotkaniem, że Marek Suszka zastąpi Pawła z powodzeniem. Myślę, że Marek zrozumiał na czym polega profesjonalny sport. Gratuluje mu tego, bo mentalnie podszedł do tego jak zawodowiec. Wziął na siebie za Pawła ciężar gry i myślę, że może być w pełni zadowolony.

Gaz-System czekają teraz mecze o mistrza I ligi. Zagracie najpewniej z Piotrkowem, ale chyba obie drużyny podejdą do tego meczu już rozluźnione.

- Prawdopodobnie z Piotrkowem. Mecz o nic. Tak naprawdę nie wiem, dlaczego gramy ten mecz. Tak jak już powiedziałem wcześniej, jeśli to ma być propagowanie piłki ręcznej to ok. My na ten mecz na pewno pojedziemy. Na pewno go rozegramy, ale nie będziemy się zabijać o mistrza I ligi. My się zabijaliśmy przez ostatnie lata o wejście do Superligi.

Awans już jest. Są też kolejne potwierdzone transfery. Można przypuszczać, że to nie koniec miłych niespodzianek, bo raczej za taką można uznać pozyskanie z Vive Targi Kielce Mateusza Zaremby.

- My się wzmacniamy. Do tego składu dochodzi Bruna. Wyśmienity zawodnik, z przeszłością bundesligową. Dochodzi Zaremba i to nie jest jeszcze nasze ostatnie słowo. W tej chwili rozmawiamy z jeszcze jednym zawodnikiem. Myślę, że w ciągu kilku najbliższych dni ogłosimy kolejną bombę transferową.

Ten 28-letni rozgrywający jest wychowankiem Pomorzanina Nowogard. Będzie to więc dla niego swoisty powrót na stare śmieci.

- Dla Mateusza będzie to powrót sentymentalny. Ściągnęliśmy już Alka Kokoszkę. To są ludzie, którzy grali w Szczecinie i powinni tu zostać. Szkoda, że ta piłka ręczna w tym mieście w pewnym momencie upadła i musieli wyjechać. Teraz wracają i o to też nam właśnie chodzi.

Do Superligi Szczecin powraca po 12 latach przerwy. Nie będzie nic odkrywczego w tym co teraz powiem, że należy zrobić wszystko, by na dłużej zakotwiczyć w najwyższej klasie rozgrywek.

- Po to te wzmocnienia. Uważam, że zawodnicy, którzy mają przeszłość w Bundeslidze, czy też grali w Lidze Mistrzów, a takich już mamy u siebie - Markovicia, Andreeva, muszą gwarantować ten poziom. Oczywiście my możemy planować wzmocnienia proporcjonalnie do naszego budżetu. Wiadomo, że w tym momencie nie będziemy ściągali takich gwiazd jak Vive. Uważam, że tak jak budowaliśmy ten zespół 5 lat, tak też będziemy budować przez kolejne 5 lat zespół, który może powalczy o mistrza. Może się to uda wcześniej. 5 lat temu na imprezie paru przyjaciół, czyli wtedy, gdy zakładaliśmy ten klub, nikt nie planował, że za 5 lat będziemy w ekstraklasie.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×