Zdzisław Wąs był zadowolony przede wszystkim z postawy swoich zawodniczek w ofensywie. Kielczanki już po kilkunastu minutach spotkania zyskały bardzo wysoką przewagę. Dzięki temu, mimo słabszych drugich 30 minut, udało im się pokonać zespół ze Śląska. - Najważniejsze, że mamy pięć bramek przewagi przed rewanżem. To jest dużo i zarazem bardzo mało. Należy pochwalić dziewczyny za konsekwencję w ataku pozycyjnym w pierwszej połowie. Naszym zadaniem było jak najdłużej utrzymywać się przy piłce. Gra była poukładana w naszym wykonaniu - podsumował sobotnie zawody opiekun KSS-u.
Podobnego zdania jest rozgrywająca kielczanek, Marta Rosińska, która wie, że w rewanżu KSS będzie musiał walczyć o każdą piłkę, jeśli chcą wrócić z Chorzowa z przysłowiową tarczą. - Mecz był zacięty. Starałyśmy się grać szybko do środka, ale z czasem nieco spadła skuteczność. Myślę, że pięć bramek nie gwarantuje piątego miejsca, wszystko rozstrzygnie się w Chorzowie. Przewaga własnego parkietu jest bardzo ważna w piłce ręcznej - mówi Rosińska.
Wydaje się jednak, że chorzowianki były nieco zaskoczone dobrą postawą rywalek, zwłaszcza w pierwszej połowie. Gdyby nie lepsza druga część meczu w ich wykonaniu, to starta mogła być znacznie większa. - Nie spodziewałyśmy się, że to będzie aż tak trudny mecz. Wiedziałyśmy oczywiście, że kielczanki będą walczyć, bo zawsze walczą, ale nie myślałyśmy, że mecz będzie wyglądał w ten sposób - powiedziała tuż po spotkaniu Kinga Polenz.