Lubelska drużyna rozpoczęła rywalizację o trzecie miejsce od mocnego uderzenia. Do przerwy mecz miał wyrównany przebieg, po czym gospodynie zdominowały rywalki i zwyciężyły aż 41:20. - Jesteśmy bardzo zadowolone. Szczególnie z sobotniego meczu, bo od początku do końca narzuciłyśmy swoje warunki gry i odniosłyśmy bardzo wysokie zwycięstwo - podkreśla Małgorzata Majerek.
Natomiast niedzielne starcie dostarczyło kibicom większej ilości emocji. Lublinianki niemal przez cały czas kontrolowały przebieg boiskowych wydarzeń, a mimo to utrzymywały tylko kilkubramkową przewagę. Po 30 minutach prowadziły 19:13. - Udowodniłyśmy sobie i kibicom, że potrafiłyśmy podnieść się po porażkach w półfinale. Pojawiło się zmęczenie tymi meczami i może trochę dekoncentracji po sobotnim wysokim zwycięstwie, ale myślę, że wynik jest satysfakcjonujący - ocenia kapitan lubelskiej drużyny.
AZS Politechnika Koszalińska zwietrzyła szansę na odniesienie zwycięstwa w niedzielnym meczu na początku drugiej połowy. Seria 5:0 doprowadziła do stanu 19:18 dla gospodyń, które jednak w tym momencie przebudziły się i skutecznie stłamsiły przeciwniczki. - Myślę, że był to taki moment dekoncentracji. Troszeczkę nerwowości wkradło się w nasze poczynania, popełniłyśmy kilka prostych błędów. Oddałyśmy trochę rzutów z nieprzygotowanych pozycji, ale po chwili doszłyśmy do swojego poziomu gry i z minuty na minutę powiększałyśmy przewagę - analizuje kapitan SPR-u.
Koszaliniankom przytrafiło się zbyt wiele niewymuszonych pomyłek, by mogły marzyć o korzystnym rezultacie. Niecelne podania prokurowały kontry zawodniczek SPR-u, a te nie myliły się często. Mimo wszystko w niedzielę nieźle między słupkami bramki gości radziła sobie doświadczona Sołomija Sziwierska. - Myślę, że w niedzielę byłyśmy - porównując do soboty - nieskuteczne, bo nie wszystkie kontrataki wykończyłyśmy. Troszeczkę lepiej spisywały się bramkarki zespołu z Koszalina. Ta 11-bramkowa przewaga jest satysfakcjonująca. W końcówce pokazałyśmy, że jesteśmy zdecydowanie lepszym zespołem - argumentuje Majerek.