Fuchse Berlin Bartłomieja Jaszki zajęło czwarte, ostatnie miejsce podczas turnieju Final Four Ligi Mistrzów w Kolonii. Dla reprezentanta Polski udział w tak wielkim wydarzeniu był sporym przeżyciem. - Dla zawodnika, który debiutował w takiej imprezie, wrażenia były ogromne. Przeżycia są znakomite. Wzorowa, perfekcyjna organizacja turnieju. Wszystko dopięte na ostatni guzik. Niemcy znani ze swej solidności zorganizowali znakomicie tę imprezę - ocenia dla SportoweFakty.pl Bartłomiej Jaszka.
Środkowy rozgrywający reprezentacji Polski był jednak niepocieszony z wyniku uzyskanego przez jego niemiecki klub - Serce ściskało, kiedy patrzyło się na rywali z Kiel, którzy odbierali złote medale i wznosili puchar. Przecież byliśmy tak blisko ich pokonania w półfinale. Człowiek ma wówczas ogromny żal i niedosyt. Świadomość tego, że można było być na ich miejscu. Przecież od finału dzieliła nas jedna bramka, a w finale wszystko mogło się zdarzyć - opisuje Jaszka.
Faktycznie, Fuchse Berlin nadspodziewanie mocno postawiło się niepokonanym w Bundeslidze TWH Kiel. - Mieliśmy sytuacje na to, by pokonać Kiel. Niestety, te niewykorzystane akcje zemściły się, ale cóż, taki jest sport. Trzeba grać dalej. Pozostały nam jeszcze dwa mecze w sezonie ligowym. W środę gramy u siebie z Lemgo i jeśli wygramy, przypieczętujemy udział w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie. W debiucie zaszliśmy aż do Final Four. W kolejnym roku chcielibyśmy także awansować jak najdalej - kończy wychowanek Ostrovii Ostrów.