Maciej Wojs: Z rywalizacji w drugim spotkaniu przeciwko litewskiej siódemce polska reprezentacja ponownie wyszła górą. W pierwszej połowie rozpoczęliście od mocnego uderzenia, by z kolejnymi minutami opadać z sił...
Sławomir Szmal: W początkowych minutach meczu widać było, że agresywnie rozpoczęliśmy swój występ, dzięki czemu wyszliśmy na prowadzenie bodaj 5:3. Potem w krótkim odstępie czasu popełniliśmy kilka błędów, z których Litwini poprowadzili kontry, rzucili kilka bramek i ostatecznie wyszli na prowadzenie. Na szczęście tuż przed przerwą udało się nam zniwelować te straty i doprowadzić do remisu 13:13.
W drugiej części meczu rywale ponownie zdołali jednak odskoczyć wam na kilka bramek...
- Przed rozpoczęciem drugiej połowy powiedzieliśmy sobie w szatni kilka mocniejszych słów. Przede wszystkim chodziło o grę z większą dyscypliną i powierzenie gry środkowym rozgrywającym, bo to oni rządzą na boisku. Z czasem zaczęliśmy lepiej grać w obronie, szukaliśmy szans w kontratakach i tak na prawdę ostatnie dziesięć minut meczu było w naszym wykonaniu rewelacyjne.
Na parkiecie katowickiego Spodka pojawiło się wielu zawodników. Uważa Pan, że któryś z nich zasłużył na szczególne wyróżnienie?
- Wydaje mi się, że cała drużyna pracowała bardzo solidnie i równomiernie. W drugiej połowie do bramki wszedł Marcin Wichary i odbił kilka trudnych piłek, pojawiły się nowe twarze - Paweł Paczkowski czy Piotrek Chrapkowski. Bardzo pozytywnie oceniam całą drugą część meczu w naszym wykonaniu.
Mimo, iż litewski zespół poznaliście już tydzień wcześniej, to w niedzielnym spotkaniu kilka razy daliście się zaskoczyć rywalom. Stąd też wzięło się ich kilkubramkowe prowadzenie.
- Litwini to bardzo nieprzyjemna drużyna. Pokazali, że bardzo dobrze grają w obronie i walczą do samego końca. W meczach z takimi rywalami jeśli nie jest się skoncentrowanym w stu procentach, to samemu stwarza się sobie problemy. My nie wykorzystywaliśmy prostych sytuacji, popełnialiśmy błędy, a piłka ręczna jest takim sportem, gdzie nie można sobie pozwolić na momenty niefrasobliwości. W niedzielę zdarzyło się nam kilka takich sytuacji i bardzo dobrze, że zdołaliśmy to przezwyciężyć.
Zaryzykuję stwierdzenie, że losy tej rywalizacji rozstrzygnęły się dwukrotnie w ostatnich 10-15 minutach meczów. Zgodzi się pan?
- I tak, i nie. Na Litwie cały mecz mieliśmy pod kontrolą, prowadziliśmy i tak na prawdę w samej końcówce jedynie powiększyliśmy tą swoją przewagę. Cały czas jednak był to dystans dwóch lub trzech bramek. Tutaj w Spodku sytuacja była odwrotna - to Litwini kilkukrotnie znaleźli się na prowadzeniu, ale w momencie kryzysu drużyna pokazała, że potrafi odrobić tą stratę i wyjść na wysokie prowadzenie. To bardzo pozytywne.
Wspomniał Pan o kilku nowych twarzach, które pojawiły się w reprezentacji. Proces wprowadzania takich graczy do kadry jest jednak dość długotrwały. Jakie będzie miało to znaczenie w kontekście przyszłorocznych mistrzostw świata w Hiszpanii?
- Proszę przypomnieć sobie jak zaczynała się tworzyć ta grupa przed ośmioma latami - my również przez pierwsze dwa czy trzy lata jeździliśmy na imprezy i nie zdobywaliśmy żadnych sukcesów, najczęściej kończąc swój udział na pierwszej rundzie. Obecnie w zespole pojawiło się kilka nowych twarzy i naszym zadaniem jest jak najszybsze wprowadzenie ich w nasze towarzystwo, wkręcenie i zachęcenie do funkcjonowania w nim. Mamy jeszcze przed sobą mecze eliminacji do mistrzostw Europy na przełomie października i listopada. Będzie to kolejna okazja by spotkać się razem i zgrywać.
W przeciągu trzech miesięcy polska reprezentacja rozegrała drugi mecz przed własną publicznością i podobnie jak na trybunach Ergo Areny zasiadło wielu waszych kibiców. Jakie to uczucie grać przed tak liczną publicznością, przede wszystkim po raz pierwszy w katowickim Spodku?
- Pochodzę z Opolszczyzny i od dłuższego czasu życzyłem sobie, by jakieś spotkanie naszej kadry rozegrane zostało właśnie tutaj. Widziałem już niejednokrotnie jaka piękna atmosfera jest w Spodku na meczach siatkówki. Szkoda troszeczkę, że ta hala nie była w pełni wypełniona, bo dało się dostrzec jakieś puste miejsca. Być może miał na to wpływ dość niefortunny termin tego meczu, zbiegający się z Euro. Mam jednak nadzieję, że w przyszłości częściej będziemy rozgrywali tutaj swoje mecze, bo atmosfera w Spodku jak i tutejsi ludzie są znakomici.
Na koniec chciałem odnieść się do oferty, która napłynęła do Kielc w związku z turniejem Super Globe. Jeden z katarskich zespołów zapragnął wypożyczyć pana, a także sześciu zawodników Vive Targi na czas turnieju. Jak zapatruje się pan na tę propozycję?
- Tak na prawdę żadna decyzja nie została jeszcze do końca podjęta, dlatego też nie chciałbym się na ten temat wypowiadać.