Dlaczego zdecydowałeś się na powrót do kraju?
Mirosław Gudz: Siedem lat występowałem na zagranicznych parkietach. Po rozmowach z żoną zdecydowaliśmy się na powrót do kraju. Tu chcemy zacząć jakby drugie życie. Sprawę ułatwiła propozycja zagrania w Tauron Stali Mielec. Jestem bardzo zadowolony z tego, że wróciłem do kraju i podpisałem kontrakt w Mielcu.
Czy będąc za granicą interesowałeś się tym, co dzieje się w polskiej piłce ręcznej i w mieleckim klubie?
- Śledziłem co dzieje się w polskiej lidze. Jeżeli tylko mogłem oglądałem telewizyjne transmisje z meczów Superligi. Byłem na bieżąco z informacjami o Mielcu, ponieważ z Rafałem Glińskim znamy się z czasów gry w Śląsku Wrocław (Gliński jest wychowankiem Śląska - przyp. aut.). Mieliśmy ze sobą stały kontakt od tego czasu i to on przekazywał mi informacje o polskim i mieleckim szczypiorniaku.
Grałeś w Śląsku Wrocław przez osiem lat. W 2005 roku zdecydowałeś się wyjechać za granicę. Nie bałeś się tej, jakby nie było, odważnej decyzji?
- W tamtych latach w Śląsku mieliśmy znakomitą ekipę. Zupełnie inne aspekty spowodowały, że zdecydowałem się wyjechać z Polski. Zresztą prawie wszyscy zawodnicy wtedy powyjeżdżali, więc ja też chciałem spróbować swoich sił za granicą. Wybrałem ligę grecką. Najpierw grałem w drużynie mistrza Grecji Ahinaikosie Ateny, potem przeszedłem do znanego kibicom i zawodnikom z Mielca Diomidis Argos.
To z tym klubem mielczanie przegrali w ubiegłym sezonie walkę w Pucharze Challenge.
- Tak, ale ja już grałem w Niemczech. Dzwonili do mnie koledzy z Diomidisu i pytali o Mielec. Oczywiście za dużo im nie powiedziałem, bo trzymałem kciuki za Stal. Szkoda, że jej się nie udało.
Potem trafiłeś do ligi niemieckiej.
- Dokładnie do Stralsunder HV. Zrobiliśmy tam awans do I ligi. Szybkie wejście i szybki spadek. Po jednym sezonie spadliśmy, a ja przeniosłem się na dwa lata do HC Empor Rostock.
Trener Ryszard Skutnik ceni Twoją fachowość i zaangażowanie. Czy masz ambicje stać się podstawowym kołowym mieleckiego zespołu. Odeszli Dariusz Kubisztal i Wiktor Jędrzejewski. Pozostał coraz lepiej radzący sobie w ekstraklasie Damian Krzysztofik.
- Będę się starał dać z siebie maksimum i mam nadzieję, że trenerowi, zawodnikom i kibicom wyjdzie to na dobre. Z trenerem Skutnikiem znamy się jeszcze z czasów mojej gry w reprezentacji młodzieżowej. Współpraca między nami układała się całkiem dobrze.To też było dla mnie ważne, że trener zgodził się pozostać w Mielcu na kolejny sezon.
Od pierwszego treningu w Mielcu bardzo solidnie przykładasz się do zajęć.
- To jest ten niemiecki profesjonalizm. Nie grałem tam co prawda w klubach ekstraklasowych, ale na niższych szczeblach też jest to profesjonalne podejście do sportu.
A jak ocenisz swój dotychczasowy pobyt w Mielcu. Czy kibice rozpoznają Cię już na ulicy?
- Na razie kibice mnie nie rozpoznają. Jestem osobą, która nie lubi wokół siebie rozgłosu. Staram się spędzać wolny czas z rodziną. Mam wspaniałą żonę i córkę. Mieszkają we Wrocławiu, ale sprowadzę je do Mielca, bo nie wyobrażam sobie życia na odległość.
Jak oceniasz szanse swojej obecnej drużyny w nadchodzącym sezonie, w którym przyjdzie Wam walczyć w obronie brązowego medalu?
- Zespół mielecki nie jest złożony z gwiazd, ale tworzy wspaniały monolit. Wszyscy współpracują ze sobą, jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. To będzie naszym atutem.