Podcięte skrzydła szczypiornistów AZS UW

Od klęski w meczu derbowym z KPR Legionowo nowy sezon rozpoczęli szczypiorniści Uniwersytetu Warszawskiego. Akademicy we własnej hali przegrali różnicą czternastu bramek.

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut

Już okres przygotowawczy zwiastował, że podopiecznych Witolda Rzepki i Roberta Lisa czeka trudny początek sezonu, latem w meczach sparingowych stołeczna ekipa poczynała sobie bowiem kiepsko, co było pokłosiem roszad, jakie zaszły w kadrze zespołu po zakończeniu poprzedniego sezonu. Najdotkliwszej straty doznała druga linia, którą osierocił Adam Marciniak, jeszcze wiosną wspólnie z Łukaszem Wolskim i Łukaszem Nowakiem tworząc jeden z najlepszych tercetów rozgrywających w całej lidze. Z parkietu na ławkę trenerską przeniósł się ponadto Lis, a przygodę z klubem zakończyli Dawid Szpejna, Robert Słodownik oraz bracia Prokopowie.

- Byliśmy, mówiąc w dużym skrócie, zespołem słabszym i wynik to pokazał - nie kryje w rozmowie ze SportoweFakty.pl Rzepka. Sobotnie spotkanie potwierdziło wszystkie obawy, jakie można było mieć w stosunku do gry Akademików przed starciem sezonu. Zespołowi wciąż brakuje zgrania, między słupkami klasowego zmiennika nie ma Marcin Malanowski, niemal cała ofensywna zespołu opiera się na duecie Nowak - Wolski, a po meczu z KPR-em do listy zmartwień Rzepki i Lisa dołączyła postawa skrzydłowych.

- Podjęliśmy walkę, tego chłopakom nie mogę odebrać w żadnym calu. Nie zrezygnowali, nie wycofali się i chcieli grać pomimo tak niekorzystnego wyniku. Źle ponadto zagrały jednak nasze skrzydła, to było najsłabsze ogniwo - nie ma wątpliwości Rzepka. Spośród zawodników występujących na flankach na listę strzelców wpisał się tylko Paweł Puszkarski (raz), do siatki nie trafiali ani Franki Brinovec, ani Sławomir Kuc, ani Bartosz Zaprutko.

Piłka do skrzydeł docierała szalenie rzadko, a na domiar złego dwaj pierwsi z wymienionych na początku drugiej części gry - gdy gospodarze mieli jeszcze szansę na dogonienie przeciwnika - zmarnowali sytuacje sam na sam z Tomaszem Szałkuckim. Jedynym pozytywnym akcentem w pierwszej linii Akademików był występ Bartosza Monikowskiego, który z dobrej strony pokazał się zwłaszcza w ofensywie, w całym meczu rzucając z koła cztery bramki.

Po jednym meczu wyciąganie wniosków byłoby grzechem, obserwując jednak zarówno starcia sparingowe, jak i sobotnie spotkanie z KPR-em trudno oczekiwać, aby zespół z Banacha nawiązał do występów z poprzedniego sezonu i ponownie włączył się do walki o awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Potencjał szczypiornistów z UW na pewno nie jest tak duży, jak pokazała wiosna, ani tak niski, jak można było zaobserwować w starciu z siódemką legionowską. Drużynę z pewnością stać na miejsce w górnej połówce ligowej tabeli, a pierwszy krok w odbudowie niskiego morale warszawiacy powinni poczynić w przyszły weekend, gdy czeka ich wyjazdowy mecz z SMS-em Gdańsk.
Warszawiacy mają o czym myśleć po pierwszym ligowym meczu Warszawiacy mają o czym myśleć po pierwszym ligowym meczu
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×