W drugiej połowie, na około kwadrans przed zakończeniem spotkania w hali wągrowieckiego Ośrodka Sportu i Rekreacji, kontuzję złapał Michał Tórz. Rozgrywający Nielby Wągrowiec musiał opuścić plac boju, na który już nie powrócił tego dnia. Nieobecność nielbisty w dużym stopniu osłabiła siłę wągrowczan, którym jeszcze mocniej doskwierał brak zmian.
- Podczas wykonywania rzutu blokował mnie Kuba Płócienniczak. Rzucałem i moja dłoń bardzo niefortunnie uderzyła w jego rękę - tłumaczył Michał Tórz. Okazało się, że wągrowiecki szczypiornista podczas wykonywania tej czynności doznał kontuzji palca wskazującego prawej ręki.
Przyglądając się okolicznościom urazu, którego nabawił się rozgrywający MKS-u, można było odnieść wrażenie, że kontuzja będzie bardzo groźna. Wyglądała bowiem po prostu koszmarnie. - Mój palec wygiął się w drugą stronę. Wypadł ze stawu. Poczułem straszny ból. Nie byłem już w stanie grać dalej. Nie mogłem chwycić piłki. Kontuzjowane miejsce bardzo mi spuchło. W trakcie spotkania, już na ławce, miałem ten palec nastawiany - komentował nielbista.
Prognozy nie były dla Michała Tórza pomyślne. - Sądzono, że mam złamany palec. Na szczęście wykluczono to. Po badaniu rentgenowskim okazało się, że jest on zbity i wypadł ze stawu. Pozostał mi w tym miejscu krwiak. Dostałem tydzień przerwy od normalnych treningów. Obecnie jednak mamy zajęcia na świeżym powietrzu, do których dłoń nie jest potrzebna - wyjaśniał rozgrywający.