Wykonane zadanie opolan - relacja z meczu Gwardia Opole - Ostrovia Ostrów

Podopieczni Marka Jagielskiego pokonali Ostrovię 35:30 i powrócili na fotel lidera. Gościom pochwały należą się zwłaszcza za pierwszą połowę.

Przez 28 minut zanosiło się na niespodziankę. Goście grali bez respektu, odważnie i wykorzystywali błędy opolan. Prowadzili 12:10, a następnie 13:11. - Wiedzieliśmy, że nie możemy pójść na wymianę ciosów - mówił rozgrywający Ostrovii Andrzej Wasilek. - Rozpoczęliśmy trochę nerwowo, ale gdy uspokoiliśmy poczynania i zaczęliśmy grać długą piłką w ataku, to zdołaliśmy wypracować przewagę. Co ważne, w większości akcji nadążaliśmy za bardzo szybkimi skrzydłowymi rywali.

Przełomowy moment nastąpił pod koniec pierwszej połowy. Dwóch zawodników przyjezdnych otrzymało kary, sędziowie podyktowali dodatkowo dwa kontrowersyjne rzuty karne dla gospodarzy. Opolanie skutecznie je egzekwowali i do przerwy wygrywali 14:13. - Na drugą połowę wyszliśmy z podwójnym osłabieniem, co ułatwiało przeciwnikom zadanie - komentował Wasilek. - Przyjechaliśmy do lidera z nastawieniem na walkę i przy odrobinie szczęścia mogliśmy pokusić się o punkty. Szkoda, że nie wywalczyliśmy choćby jednego. Dobrze dziś funkcjonowaliśmy nie tylko na boisku, ale również na ławce. Każdy wnosił do gry coś pozytywnego i pomagaliśmy sobie z boku. Chyba jeszcze w żadnym z meczów nie panowała w naszym zespole tak fajna atmosfera.

Szczypiorniści Gwardii, podobnie jak w poprzednich spotkaniach u siebie, nie zachwycili. Notowali zbyt wiele prostych strat, a defensywa tylko chwilami była tak szczelna, że nie potrafili przez nią przedrzeć się goście. Formą imponują jednak bramkarze. W II części koncert dał Łukasz Romatowski, którego udanie wspierał Sławomir Donosewicz.

Opolanie, dopingowani przez licznie zebranych kibiców, kontrolowali spotkanie. Gdy w 51. min zdobyli bramkę na 30:25, stało się jasnym, że meczu nie przegrają. - Styl znów pozostawia trochę do życzenia, ale za kilka tygodni nikt o tym nie będzie pamiętał - powiedział Jakub Płócienniczak. - Być może dwutygodniowa przerwa wybiła nas z rytmu. Chcielibyśmy w końcu zagrać na własnym parkiecie z przytupem i zwyciężyć bardziej zdecydowanie.

Najskuteczniejszym zawodnikiem pojedynku okazał się Michał Drej. Skrzydłowy Gwardii trafiał siedem razy, z prawie stuprocentową skutecznością. - Był to rzeczywiście jeden z moich bardziej udanych występów - przyznawał Drej. - Co martwi, to kolejne trzydzieści straconych bramek. Za szeroko stoimy w obronie. Cały czas nad tym pracujemy, lecz do ideału jeszcze daleko.

Mecz stał na przeciętnym poziomie, a swoje trzy grosze do widowiska dołożyli arbitrzy, którzy zbyt pochopnie upominali piłkarzy obu drużyn karami. Goście dostali ich aż dziesięć, gospodarze niewiele mniej - osiem. W 36. min na parkiecie przebywało tylko 10 zawodników. Spowodowało to, że gra była szarpana i chaotyczna. - Sędziowie byli bardzo skrupulatni i niepotrzebnie wprowadzali nerwowość - tłumaczył Jakub Płócenniczak. - Tym bardziej że nikt nie faulował przesadnie ostro czy chamsko. Pytaliśmy rozjemców, jak bronić, by nie być karanym, ale brakowało w ich decyzjach konsekwencji.

Gwardia Opole - Ostrovia Ostrów Wlkp. 35:30 (14:13)

Gwardia: Romatowski, Donosewicz - Śmieszek 4, Swat 4, Adamczak 5, Knop 2, Szolc 1, Krzyżanowski 2, Kłoda 1, Kulak, Drej 7, Serpina, Migała 1, Prokop 4, Płócienniczak 4. Trener Marek Jagielski.

Ostrovia: Tarko, Adamczyk - Śliwiński 1, Bielec 1, Kierzek 1, Sobczak 1, Piosik 3, Tomczak 3, K. Dutkiewicz 3, Wasilek 5, Martyński 5, Gaze, Stupiński 1, Jaszka 2, P. Dutkiewicz 4. Trener Filip Orleański.

Sędziowie: Mirosław Pazur (Ruda Śląska), Olgierd Sikora (Chorzów).
Kary: Gwardia - 16 min., Ostrovia - 20 min.
Widzów: 450.

Komentarze (3)
lolekop
13.11.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Z meczu najbardziej cieszy ilość kibiców. Naprawdę było ich sporo, oby z każdym meczem przybywało kilkunastu nowych, to na koniec sezonu może w końcu opolska hala zapełni się jak za czasów WKW. 
avatar
SzostiOSW
11.11.2012
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Szkoda bo dużo nie brakowało i była by niespodzianka.