Jeszcze na dwanaście minut przed finałowym gwizdkiem na tablicy świetlnej hali w Madrycie widniał wynik 19:20, a podopieczni Lajosa Mocsaia mogli mieć nadzieję na to, że uda im się pokonać mocarnych Hiszpanów. Kolejne fragmenty meczu były już jednak popisem gospodarzy, którzy rzucili aż osiem bramek z rzędu pokazując, że ich siła rażenia w ataku jest niemalże nieograniczona. - Z meczu na mecz gramy coraz lepiej - cieszył się w trakcie konferencji prasowej Arpad Sterbik, który był jednym z głównych autorów bezcennego zwycięstwa.
Większych problemów z pokonaniem Egiptu nie mieli Chorwaci, którzy przez cały mecz spokojnie punktowali niżej notowanego rywala. Ze znakomitej strony w czwartkowym spotkaniu pokazał się Mirko Alilović, a wysoką skutecznością imponowali skrzydłowi Ivan Cupić oraz Manuel Strlek. Slavko Goluza nie forsował swoich gwiazd, dając szansę zmiennikom, prawdziwe wyzwanie brązowych medalistów ubiegłorocznych mistrzostw Europy czeka bowiem dopiero w następnej serii gier.
Ważny krok w kierunku gry w fazie play-off zrobiła reprezentacja Algierii. - Naszym celem było zdobycie tak wielu goli, jak to tylko możliwe - nie krył w trakcie pomeczowej konferencji prasowej szkoleniowiec wicemistrzów Afryki, Salah Bouchekriou. Jego podopieczni w starciu z Australią nadrobili aż dwadzieścia cztery trafienia i przed ostatnią kolejką fazy grupowej mają kilkanaście bramek przewagi nad Egipcjanami. Stawką sobotniego meczu z Węgrami będzie dla nich trzecie miejsce w grupie.
Australia - Algieria 15:39 (6:14)
Najwięcej bramek: dla Australii - Bevan Calvert - 6, Caleb Gahan, Ongjen Matić, Martin Najdovski - po 2; dla Algierii - Riad Chehbour - 6, Messaoud Berkous, Omar Chehbour - 5.
Węgry - Hiszpania 22:28 (14:14)
Najwięcej bramek: dla Węgier - Laszlo Nagy 6, Gergely Harsanyi, Gergo Ivancsik - po 3; dla Hiszpanii - Victor Tomas, Daniel Sarmiento - po 6, Albert Rocas - 5.
Chorwacja - Egipt 24:20 (11:9)
Najwięcej bramek: Manuel Strlek, Ivan Cupić, Marko Kopljar - po 4; dla Egiptu - Ahmed Mostafa - 7, Mohamed Mamdouh 5, Islam Hassan 3.