Podczas mistrzostw świata pokazaliście dwa zupełnie różne oblicza. W meczu z Serbami widzieliśmy reprezentację Polski walczącą i groźną dla najlepszych, o spotkaniu z Węgrami każdy z kolei chciałby jak najszybciej zapomnieć.
Sławomir Szmal: W pierwszym z tych starć na początku to my kontrolowaliśmy wynik i graliśmy naprawdę fajnie. Później do głosu doszli rywale, końcówka znów należała jednak do naszej drużyny i mogliśmy pokonać Serbów nawet różnicą dwóch bramek. To się nie udało, zwyciężyliśmy jednym trafieniem, ale za to w najpiękniejszy możliwy sposób, bo na piętnaście sekund przed końcem meczu. Spotkanie z Węgrami wyglądało zupełnie inaczej. Gorsze momenty i przestoje zdarzały się nam także w fazie grupowej, ale ten z drugiej połowy starcia z Madziarami był zbyt długi.
Czego wam zabrakło, żeby pokonać ekipę Lajosa Mocsaia?
- Każdy, kto będzie szukał dziury, na pewno taką znajdzie. Prawda jest taka, że drugą połowę zagraliśmy po prostu fatalnie. Mieliśmy takie momenty, w których nie funkcjonowało nic, ani obrona, ani atak pozycyjny. Trener próbował to korygować, szukaliśmy różnych rozwiązań, próbowaliśmy obrony pięć jeden, ale nie działało. Rywale stanęli w obronie i zdobywali łatwe bramki z kontrataków. Nam tego zabrakło.
W pewnym momencie Michael Biegler postanowił spróbować wariantu z dwoma kołowymi, to jednak egzaminu nie zdało.
- Postawiliśmy wszystko na jedną kartę, bo ten mecz trzeba było wygrać. Trener szukał różnych kombinacji, które ćwiczyliśmy na treningach, chcieliśmy jakoś Węgrów zaskoczyć. Ich defensywa grała jednak świetnie.
Który z meczów rozegranych na mistrzostwach świata był najbliższy prawdy o drużynie Michaela Bieglera?
- Na pewno w ostatnim spotkaniu zagraliśmy zdecydowanie poniżej naszego normalnego poziomu. Ja jako bramkarz zwracam uwagę przede wszystkim na obronę i widziałem, że w niej walczyliśmy oraz wykonywaliśmy założenia. Podczas turnieju rozegraliśmy sześć meczów i we wszystkich prezentowaliśmy się w miarę równo. Stanęliśmy tylko w drugiej połowie starcia z Węgrami...
W Hiszpanii rozczarowali przede wszystkim ci bardziej doświadczeni, od których przed turniejem oczekiwano najwięcej. Może to znak, że rewolucję personalną należy przyspieszyć i jeszcze bardziej zdecydowanie postawić na młodzież?
- No ale w tym momencie muszę cię zapytać o jakich młodych zawodnikach mówisz?
Chociażby o tych, którzy pojechali z wami na mistrzostwa świata i tak naprawdę nie dostali szansy na pokazanie swoich umiejętności, spędzając na parkiecie po kilka minut w meczu.
- Mam nadzieję, że ci chłopcy - którzy stawiali w Hiszpanii swoje pierwsze kroki na takim turnieju - będą w kolejnych ważnych imprezach pokazywać się z jak najlepszej strony. Decyzje odnośnie tego, kto występuje na boisku, podejmuje jednak trener. Dla nas ważne było stworzenie ducha zespołu. Teraz tylko od selekcjonera zależy, których bardziej doświadczonych zawodników uzna za przydatnych, a z których na kolejnym etapie swojej pracy zrezygnuje.
Dwa razy ósme i raz dziewiąte miejsce zajmowała reprezentacja Polski na trzech ostatnich wielkich imprezach. To jest aktualny poziom naszej piłki ręcznej?
- Na razie taka jest rzeczywistość. Gdybyśmy zajęli lepszą lokatę, to byłoby się z czego cieszyć. Jesteśmy jednak na takim poziomie, na jakim jesteśmy i na pewno jest co poprawiać.
Wasze oczekiwania w stosunku do tego turnieju były zdecydowanie większe?
- Każdy sam sobie stawiał jakieś cele i miał własne założenia. Ja osobiście mogę powiedzieć, że od siebie oczekiwałem dużo więcej.
Co dalej z reprezentacją Polski?
- Przed nami trudny dwumecz ze Szwecją w ramach eliminacji do mistrzostw Europy, które mamy szansę zakończyć na pierwszym miejscu w grupie. Najpierw czeka nas spotkanie wyjazdowe, a później podejmiemy rywali w Ergo Arenie. Mam nadzieję, że w tych spotkaniach zaprezentujemy się tak, jak w meczach grupowych hiszpańskiego turnieju, gdzie dawaliśmy z siebie wszystko.
Do walki z reprezentacją Trzech Koron przystąpicie w takim samym składzie? Nikt oprócz Marcina Lijewskiego nie zapowiedział rezygnacji z dalszych występów w narodowej drużynie?
- Nie, nie było takich głosów. Marcin przyjechał do Hiszpanii nam pomóc i po turnieju oznajmił, że zamierza zakończyć przygodę z reprezentacją. Może nie z racji wieku, ale przede wszystkim ze względu na przemęczenie, miał przecież parę urazów. Cała reszta jest w pełnej gotowości do boju.
Jestem zawiedziony i zdruzgotany.Ale na tych mistrzostwach Świat się nie kończy,trzeba tylko pogonić te gwi Czytaj całość