O zdecydowanie innym rezultacie marzyli przed tym spotkaniem gospodarze. Ekipa prowadzona przez Sławomira Szenkela z dorobkiem 8 punktów zajmowała w tabeli miejsce dwunaste i naprawdę wielkich powodów do dumy zespół z Piekar mieć nie mógł. Sympatycy śląskiej drużyny wierzyli jednak, że ich ulubieńcy po raz drugi z rzędu odniosą zwycięstwo (po ostatnim triumfie nad zespołem z Tarnowa), w czym dopomoże im ich lider Mariusz Kempys.
Zgoła odmienne nastroje panowały w składzie kaliskiego beniaminka. Podopieczni trenera Budrewicza sklasyfikowani na ósmej lokacie doskonale zdawali sobie sprawę, że porażka w konfrontacji z olimpijczykami będzie kosztować ich utratę tej pozycji, za to wygrana może nawet "wywindować" MKS w tabeli.
Mając na uwadze ewentualne scenariusze jakie mogłyby się ziścić po końcowym gwizdku, zawodnicy obu zespołów już w początkowej fazie spotkania zaprezentowali pełną mobilizację. Aż do dwudziestej minuty żadna z drużyn nie potrafiła wyjść na wyższe niż jednobramkowe prowadzenie, a to i tak było błyskawicznie niwelowane, gdyż ekipa przeciwna momentalnie odpowiadała skuteczną akcja. Dwa oczka przewagi udało się jako pierwszemu uzyskać zespołowi gości, ale Bruno Budrewicz i jego zawodnicy nie nacieszyli się długo tym rezultatem (10:12). Olimpijczycy doprowadzili do rezultatu obustronnie identycznego, a i wynikiem remisowym zakończyła się pierwsza odsłona tej potyczki (18:18).
Po zmianie stron zdecydowanie lepiej prezentowali się szczypiorniści z Kalisza. Z konsekwencją i prawdziwą determinacją szturmowali bramkę Olimpii, co w stosunkowo krótkim czasie zaowocowało wypracowaniem bezpiecznej przewagi. Niesieni dopingiem miejscowej publiczności gracze z Piekar wprawdzie starali się przerwać dobra passę gości, niemniej jednak z każdą kolejną minutą mogli już tylko z prawdziwym niepokojem zerkać na wynik prezentowany na tablicy świetlnej (24:29 w 50 minucie)...
Prawdziwa eksplozja emocji miała jednak nastąpić w czasie ostatnich pięciu minut tego spotkania. MKS miał cztery bramki przewagi i wydawać się mogło, że olimpijczycy już nie będą w stanie zagrozić przeciwnikowi... A jednak, podopieczni trenera Szenkela pokazali prawdziwy pazur i niemal zdołali starty odrobić - niemal, gdyż to goście pokonali śląskiego golkipera po raz trzydziesty trzeci w tym spotkaniu, a na koncie Olimpii pozostały - w tym przypadku - zaledwie 32 bramki.
Tym samym dwa oczka zostały wywiezione z Piekar Śląskich: MKS poprawił swoją pozycję w tabeli, a Olimpijczycy pozostali w zagrożonej strefie - na dwunastym miejscu i prawdę powiedziawszy mają teraz nóż na gardle. Sytuacja Ślązaków zrobiła się bardzo nieciekawa, gdyż plasujący się za nimi beniaminek z Tarnowa właśnie zrównał się z nimi liczbą punktów...
Olimpia Piekary Śląskie - MKS Kalisz 32:33 (18:18)