Przelałaby, ale nic takiego nie będzie mieć miejsca, gdyż w tak trudnym dla siebie momencie, drużyna z Małopolski potrafiła się w pełni zmobilizować, udowodnić, że w piłkę ręczną naprawdę grać potrafi i pewnie pokonała bialskich Akademików na ich terenie.
Chyba tylko najwięksi pesymiści wliczający się do grona sympatyków AZS-u mogli przewidzieć, że spotkanie rozgrywane w ramach 15 kolejki okaże się dla ich ulubieńców tak tragiczne. A akurat jedno można otwarcie przyznać po tym meczu - podopieczni Andrzeja Chmielewskiego zagrali po prostu fatalnie, a momentami na ich grę naprawdę żal było patrzeć...
Pierwsze minuty nie zapowiadały jednak, że ta potyczka będzie aż tak jednostronna. Zarówno jedna, jak i druga drużyna przystąpiła do tego meczu w pełni skoncentrowana i w pełni świadoma, że porażka znacznie skomplikuje sytuację w tabeli, a najprawdopodobniej będzie jednym z pierwszych gwoździ do trumny oznaczającej pożegnanie się z pierwszą ligą. Choć do końca rozgrywek jeszcze wiele może się wydarzyć...
Po dziesięciu minutach gry Akademicy mieli nad tarnowianami dwie bramki przewagi, zdołali wprawdzie odskoczyć i na trzy oczka, ale zaledwie na krótką chwilę. Na trafienie Krystiana Wędraka momentalnie odpowiedział Marcin Janas, a i jego koledzy błyskawicznie dołożyli swoje "trzy grosze" doprowadzając tym samym do wyniku obustronnie identycznego (7:7). Mniej więcej około dwudziestej minuty mecz zaczął przybierać formę spotkania jednostronnego. Akademicy okazali się dla tarnowian niezwykle gościnni, a już w szczególności w okolicach swojego pola bramkowego nie wykazywali większych chęci do powstrzymania energicznych rywali, pozwalając im na bezkarne oddawanie rzutów. Gracze SPR-u chętnie z owej "gościnności" korzystali, dzięki czemu po pierwszej połowie schodzili z parkietu z pięcioma bramkami zapasu (11:16).
Jeżeli sympatycy AZS-u, którzy zdecydowali się pozostać na drugie trzydzieści minut, liczyli na to, że ich ulubieńcy przebudzą się właśnie w czasie tej drugiej odsłony sobotniego spotkania, to się niestety nieźle przeliczyli... Bialczanie grali bez polotu w ataku, popełniali masę niewymuszonych błędów, a gdy już nadarzyła się okazja na zdobycie bramki "popisywali się" rzutem niecelnym, albo piłka była wyłapywana była przez tarnowskiego golkipera. Tymczasem szczypiorniści z Tarnowa prowadzeni przez najskuteczniejszego w tym meczu Bartłomieja Siedlika, konsekwentnie powiększali prowadzenie nad gospodarzami. W 40 minucie było to siedem bramek przewagi (14:21), a w 54 minucie tablica wyników pokazywał rezultat 18:29!
Z każdą kolejną minutą bialczanie w tym meczu coraz bardziej przypominali zapadające w zimowy sen niedźwiedzie, które nie potrafiły odpowiednio zareagować na błyskawicznie przemieszczających się po parkiecie tarnowian. Wprawdzie owe "niedźwiedzie" przebudziły się na moment już w samej końcówce, ale ów zryw pozwolił jedynie na zmniejszenie wymiarów porażki. Goście skutecznie uśpili czujność gospodarzy w tym meczu, ale we wspomnianej końcówce to im przytrafiła się mała drzemka, która - na szczęście dla nich - nie miała wpływu na końcowy rezultat tego spotkania.
AZS AWF Biała Podlaska - SPR Tarnów 24:29 (11:16)
AZS AWF:
Adamiuk, Kubiszewski - Nieswadba 7, Makaruk 4, Pezda 3, Rutkowski 3, Dębowczyk 2, Kubajka 2, Wędrak 2, Kowalik 1, Antolak, Prokopiuk.
SPR: Szostak, Barnaś, Nowak - Siedlik 7, Janas 4, Wajda 4, Bieś 3, Michalik 3, Król 2, Kuroś 2, Sokół 2, Cieniek 1, Dutka 1, Hudzik, Kozioł, Niedojadło.
Sędziowali: Wojciech Bosak i Mirosław Hardej.
Widzów: 300.
Szkoda tylko, że nie wygraliśmy siedmioma, bo wtedy przy równej liczbie punktów mielibyśmy spokój!
Mam nadzieję jednak, że ta wygrana to zwrot o 180 stopni i trzeba wygrać Czytaj całość