Początek drugiej rundy jest dla piłkarzy ręcznych Uniwersytetu Technologiczno-Humanistycznego nadzwyczaj wymagający. Podopieczni Romana Trzmiela mierzyli się na wyjeździe z faworytami rozgrywek, Gwardią i Śląskiem. W Opolu przegrali znacznie, bo różnicą jedenastu bramek (24:35), ale we Wrocławiu walczyli dzielnie - rywal ostatecznie triumfował 29:25.
W minioną sobotę radomianie pierwszy raz w tym roku mogli zaprezentować się przed własną publicznością. Wykorzystali atut własnego parkietu, pokonując KSSPR Końskie 31:25. Kluczem do zwycięstwa była w tym starciu defensywa. - W pierwszej połowie skupiliśmy się na rzutach rywala z drugiej linii, odpuszczając kołowego. W drugich trzydziestu minutach założenia były odwrotne - ujawnił Michał Kalita.
Obrotowy Akademików musiał skupić się nie tylko na ataku, ale także na zadaniach defensywnych. W składzie gospodarzy zabrakło bowiem Łukasza Guzika, odpowiedzialnego za grę w obronie. Kalita świetnie wywiązał się ze swoich obowiązków, zostając najskuteczniejszym strzelcem zawodów (9 bramek).
Kolejny raz mocnym punktem AZS-u było drugie trzydzieści minut. O końcowym rezultacie zadecydował ostatni kwadrans. - W drugiej połowie powiedzieliśmy sobie, że musimy aktywniej grać w obronie. Automatycznie nasi bramkarze odbili kilka piłek. Graliśmy dynamiczniej w ataku pozycyjnym i to dało rezultaty. Ponadto przeciwnik nie wytrzymał kondycyjnie - wyliczał Trzmiel. Rzeczywiście, już kolejny raz w bieżących rozgrywkach radomianie zaimponowali lepszym od rywala przygotowaniem fizycznym.
Nie kryli więc zadowolenia z odniesionego zwycięstwa. Tym bardziej, że w zbliżającej się, siedemnastej kolejce pojadą do Wągrowca (początek sobotniego meczu o godz. 17). Tamtejsza Nielba, wicelider tabeli, w pierwszej rundzie rozgromiła UT-H 37:21. Przypomnijmy, iż do przerwy prowadziła 20:4! Akademicy będą chcieli się zrehabilitować za tamtą porażkę i pokazać, że nie są na tyle słabsi od spadkowicza z ekstraklasy.